Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2014, 11:42   #57
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zasuszony rybak westchnął ciężko i zwrócił się do Filiego:
- A macie racje panie, niepokoi i to bardzo. Moim zdaniem ci letnicy, więcej problemów nam przysporzą niż korzyści. Prawdą jest, że płacą nam podymne i to wysokie (ponoć w piwniczce swojej gospody Hogan już niezły skarbczyk utworzył), ale jak na mój gust to brudne pieniądze. Brudne, cuchnące i złe, tyle wam powiem. Powiadają, że to żadni letnicy, a zwykłe szumowiny, co to się kryją przed ofijcerami z Neverwinter. Oczywiście nie ważcie się takich słów przy starszym wypowiadać, bo ani patrzeć krwią mu oblicze zajdzie i pogoni was do wszystkich czortów. Wieść gminna niesie, że gdy naszym letnikom w mieście za ciasno zaczyna się robić, to pakują swoje manatki i na "wczasy" do Przesieki wyruszają. Gdy sytuacja w mieście przycicha, znów wracają do swoich interesów.
Przez chwilę cisze mącił tylko rechot żab, odległy klekot bociana i wiosła młócące wodę.
- Widziałem ich nie raz, to i swoje wiem. Dziwne towarzystwo, chociaż nad wyraz hojne. Tak naprawdę oni jedyni wiedzą, co sprowadza ich do naszej Przesieki. Co do obrony – powiadacie, że sprawa z koboldami aż taka ciężka? Chociaż lata już nie te, to za lagę mogę chwycić.

- Teraz nikogo tam nie ma, domki od zeszłego lata puste stoją – odparł Taarowi. - Tylko uważajcie – ja bym nie zbliżał się do nich na rzut kamieniem. Pewnikiem nasi letnicy pozabezpieczali swoje włości sobie znanymi sposobami.

Łódka zaszorowała o piaszczyste dno i wyskoczyliście na brzeg. Już od dawna widzieliście eleganckie domostwa, znacząco wyróżniające się od prostych zabudowań w Przesiece. Dachy strzeliste i ostro zakończone, kryte ciemnogranatową dachówką, okna smukłe i oszklone, a podmurówka z jasnego kamienia. Okienka piwniczne zakratowano. Co ciekawe, domostwa nie odgradzały od świata żadne płoty, czy mury, a jedynie niewysoki, bukszpanowy żywopłot, który ewidentnie wymagał strzyżenia. Zbliżyliście się na tyle, by dojrzeć szczegóły.

Piękne dębowe drzwi pierwszego z domków stanowiły arcydzieło sztuki sznycerskiej, a we wszystkich oknach pozaciągano kotary. Na werandzie znajdowały się ogrodowe, wiklinowe meble – wszystkie na pierwszy rzut oka kosztowne i całkowicie niezabezpieczone. Trzy domki znajdowały się w niedużej względem siebie odległości – pierwszy i ostatni dzieliła dystans może stu kroków. Wyglądały bardzo podobnie, różniły się zaś wyłącznie detalami.

Niestety czas nie pozwolił na dokładniejsze oględziny. Słońce już niemal całkowicie skryło się za horyzontem i trzeba było wracać. Wskoczyliście z powrotem na łódkę i zastanawiając się nad swoim znaleziskiem ruszyliście w drogę powrotną.

***

Czarny kocur poruszał się niespiesznie, co jakiś czas zatrzymując się zaintrygowany poruszeniem w trawie, czy przelotem nietoperza (których swoją droga było w Przesiece całkiem sporo). Raz jeszcze obejrzał się za siebie, jakby upewniając się czy Rardas podąża jego tropem.

Zwierzę prowadziło diablę w stronę pastwiska, jednak przed słupem Janusa skręciło w wąską ścieżkę odbijającą w lewo. Rardas minął ostatnie zabudowania i kroczył wąskim szlakiem pośród sięgających pasa traw. Ścieżka przez kilkaset metrów prowadziła niemal równolegle względem ściany lasu. W końcu jego oczom ukazała się kiepskiej kondycja chałupa, otoczona rozpadającym się od starości płotem. Znajdowała się ona na granicy łąki i lasu, przez co wydawało się, jakby natura żarłocznie ją pochłaniała. Z środka dobiegało światło.


Kocur zwinnie wskoczył na parapet, ostatni raz spojrzał na Rardasa, zamiauczał i zwinnie wślizgnął do środka przez uchyloną okiennice.

***

Draudgin i Athlen spotkali się w głównej sali gospody Hogana. Puste popołudniową porą wnętrze zapełniło się po brzegi mieszkańcami Przesieki. Niemożliwym było znalezienie wolnego miejsca przy ławach, więc dwójka poszukiwaczy przygód stanęła nieopodal paleniska, tuż pod wielkim wilczym łbem. W tle rzępoliły jakieś skrzypce, a niezliczone rozmowy mieszały się w charakterystyczny dla takich miejsc gwar. Tego wieczora wiele par oczu co rusz spoczywało na ich skromnych osobach.

Gdzieś w tle dostrzegli zabieganą Sarę, która nie miała lekkiego wieczora. Pomagał jej na oko dziesięcioletni chłopak, który podobnie jak dziewka służebna miał włosy koloru żywego ognia.
 
ObywatelGranit jest offline