Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2014, 22:38   #263
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
GDZIEŚ

Czas zatrzymał się w miejscu, czy też raczej płynął niesamowicie wolno. Każda sekunda została rozciągnięta do granic możliwości, jak plastyczna guma.

Carry May na dnie oceanu podjęła decyzję.

Serce, które wypadło z dłoni dziewczyny, poszybowało – niczym żywa istota - w stronę bóstwa, w które tracąca wzrok dziewczyna nawet nie wierzyła.
Po chwili pokryta zieloną łuską dłoń zacisnęła się wokół dymiącego kryształu.
Gdzieś, poza rozciągniętą do granic możliwości sekundą, Carry May usłyszała czyjś krzyk.

To był Paavo. Krzyczał rozpaczliwie, boleśnie, wręcz jak kto, kto właśnie ginie brutalną, bolesną śmiercią.

A potem czas runął do przodu …

… niczym koła maszynerii, które wskoczyły na właściwe tory.


TU ….

Krzyk Roberta rozbrzmiał z ogromną siłą. Analityk zatoczył się, pośliznął w wodzie i upadł na plecy. Kiedy słona woda zetknęła się z poparzeniami od kwasu, Tramp wrzasnął jeszcze głośniej! Obok niego trzymając się za dłoń Ed wydawał z siebie przedziwne dźwięki , które były niczym więcej, jak odgłosami bólu.

W środku tworzonego przez wężoludzi trójkąta, trzymająca czarny kryształ Carry May krzyknęła krótko, rozpaczliwie, a potem … rozbryznęła się na wszystkie strony, jakby ktoś detonował jej ładunek wybuchowy wewnątrz ciała. Jej ociekające krwią szczątki spadły wszędzie wokół, tworząc paskudny rozbryzg.

W chwilę później do pomieszczenia wtargnęły paskudne, krwiożercze bestie rozrywając Taksonyego i Trampa na kawałki niewiele większe, niż te, które zostały z Carry May.

Kiedy krwawa uczta dobiegała końca w pomieszczeniu pozostał tylko jeden kapłan wężowych ludzi, który wypowiedział kilka słów w swoim sykliwym języku i zapadła ciemność.


… I TAM.

Fala tsunami zniszczyła kilka ostatnich okrętów kosmicznych, gasząc ich silniki, rozrywając kadłuby na pół, wypłukując nieszczęsne istoty, które nie zdążyły odlecieć, poza zasięg niszczycielskiego żywiołu.

Wśród dziwacznych, mackowatych stworzeń była także jedna, zagubiona ludzka istota, która przez chwilę wirowała wspienionej wodzie, aż w końcu jej oczy zmętniały, kiedy ciśnienie rozsadziło płuca od środka przynosząc litościwą śmierć.



KIEDYŚ I TERAZ

Główną salę na DESTINY wypełniał tłum podekscytowanych gości. Słychać było śmiechy, żarty, gwar rozmów. Alkohol podawano z klasą i umiarem, główna impreza miała się dopiero zacząć po oficjalnej części. Wyszukane potrawy serwowane przez stewardów znikały z półmisków i talerzy w zawrotnym tempie.

- Panie i panowie – kapitan wzniósł pierwszy toast. – Za pomyślność rejsu! Udanej zabawy!

W tej samej chwili w sześciu komnatach pomniejsi wężoludzie złożyli swoje ofiary, a ludzcy agenci starożytnej rasy i przebrani za ludzi zaklęciami kapłani otworzyli pojemniki z trującym gazem.

To nie był sarin, lecz piorunująca mieszanka substancji nieznanych nikomu, poza alchemikami pradawnej rasy. Jej najważniejszym składnikiem był czarny lotos rosnący teraz jedynie w krainach snów.

Kilka chwil później morderczy gaz zaprowadził do osobistych piekieł tysiące niewinnych ludzi. Zaczął się koszmar, w którym duchy złożonych w ofierze nieszczęśników, próbowały przetrwać swoją własną śmierć. Niektórym, chociaż nie mieli o tym pojęcia, nawet udało się osiągnąć swój cel.


KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ

- TUTAJ WAŻKA JEDEN, GNIAZDO SŁYSZYSZ MNIE.

- SŁYSZĘ CIĘ WAŻKA JEDEN GŁOŚNO I WYRAŹNIE.

- MAM COŚ NA SONARZE. PODAJĘ WSPÓŁRZĘDNE.

- CZY TO ON. CZY TO DESTINY?

- BARDZO MOŻLIWE.

- CO ON ROBI TAK DALEKO OD MIEJSCA ZAGINIĘCIA?

- GNIAZDO, MOŻESZ POWTÓRZYĆ … SZĘ CIĘ …. ENIA.

- WAŻKA JEDEN, CZY MNIE SŁYSZYSZ? WAŻKA JEDEN, ODEZWIJ SIĘ.

Ale odpowiedzią były jedynie trzaski.

- WAŻKA JEDEN! ODEZWIJ SIĘ!

Trzaski w słuchawkach przeszły w coś, co przez chwilę wydawać by się mogło ludzkimi krzykami –słabymi i niewyraźnymi.

- WAŻKA JEDEN. CO TAM SIĘ DZIEJE.

- ONI … - dało się nagle słyszeć wyraźny głos. -… BOŻE! BOŻE! CO TO JEST! CO TO TAKIEGO! GNIAZDO! ONI…

A potem łączność z helikopterem została utracona. Nie udało się odnaleźć ani jego, ani zaginionego transatlantyku „DESTINY”. Nikt też nigdy nie dowiedział się, czyje krzyki nagrano w zapisie rozmowy - lecz na pewno nie były to krzyki załogi śmigłowca. W niewyraźnych szumach dało się wyróżnić wrzaski mężczyzn, kobiet, płacz dzieci - setek, jeśli nie tysięcy głosów, łkających w niewysławionej udręce. Nikt też nigdy nie znalazł odpowiedzi, co miała na myśli zaginiona załoga śmigłowca ratowniczego, mówiąc "oni". Na przesłanych koordynatach nie było niczego, poza oceanem. Tajemniczym i niewzruszonym na ludzkie tragedie.

Badacze tajemnicy Trójkąta Bermudzkiego znów mieli okazję przypomnieć światu swoje teorie o wrotach do piekieł, dziurze do innego wymiaru czy nadaktywności UFO.

Prawdy jednak nie poznał nikt.

KONIEC SESJI
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 07-12-2015 o 06:45.
Armiel jest offline