Nie czuł się dobrze w ciemności. Tunel ciagnął się marudnie, upstrzony od czasu do czasu mrocznymi dekoracjami.
Kiedy jeden z zestawów owych dekoracji, w formie wmurowanych w scianę szkieletów, rozpoczął drapieżny danse macabre, Harris spiął się odruchowo odsuwając się od ściany. Uratowało go to od najgorszego, szponiaste ręce ułapiły jedynie rękaw i poły myśliwskiej kurtki.
Jeb wywyinął się z opresji kosztem skórzanego okrycia. Uwolniony, stojąc po środku korytarza, podjął walkę o odebranie swej własności. Szarpał, zmieniając siłę i kierunek pociągnięć, tak by odzyskać swą własność. Jej przydatność po zachodzie słońca była nie mniej ważna, niż zawartość kieszeni. Poupychane w nich dodatkowe kule, zapałki, pusta manierka, czy chusta, mogły jeszcze oddać istotne usługi ich właścicielowi.
Trzask materii na szwach nie zniechęcił Jebediaha, podzielił się z poczwarami fragmentami odzienia, odzyskując zdecydowaną większość kurtki. Poczuł się jak Wilhelm Zdobywca na angielskiej ziemi, jak Aleksander Wielki w Egipcie, czy Steeve Gordon, starszy parobek z ich plantacji, kiedy powalił w knajpianej bójce trzech marynarzy z Atlanty.
Inni radzili sobie ze zmiennym szczęściem. Bankier uzyskał pomoc pani Reed, a po chwili rozległy się strzały Hawkesa. Oby miał celne oko, kule rewolwerowe przeznaczone były raczej do niszczenia miękkich tkanek, lecz celnie wymierzone pociski mogą łamać gnaty nie mniej skutecznie.
Otarł pot z czoła. Nie mógł przejść do Olsena, wyminięcie kogokolwiek w wąskiej przestrzeni na pewno zaowocowałoby ponownym złapaniem przez kościste łapy. Niech się dzieje, co ma być.
__________________ Pусский военный корабль, иди нахуй |