Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2014, 15:59   #119
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- Nie wiem. Ewentualne wsparcie może dotrzeć z klasztoru, chociaż mogą mieć inny obóz gdzieś nieopodal – powiedział Cevethor. – Idźmy więc, ale lepiej się spieszyć, bo inaczej nikt z nas nie wyjdzie stąd żywy. Nawet jeśli nie czujecie magii, pierwotne zło wisi w powietrzu.

Z piwnicznego otworu dobiegał zapach świeżych truskawek, intensywniejszy niż dotychczas. Podejrzliwi i czujni niczym szare wilki wskoczyli do środka. Rozległ się plusk obuwia lądującego na miękkiej błotnistej papce. Mętna woda sięgała do kostek. Podziemia, za czasów świetności zajazdu pewnie zastawione ogromnymi beczkami, były teraz obsypane pnączami z liśćmi o dziwnym kształcie i szkarłatnym kwieciu. Barwa nie była satynową czerwienią zwykłych płatków, lecz ognistą, nienaturalną purpurą zdającą się parodiować normalny kolor. Elfy przycupnęły niczym przyczajone pantery, jakby wyczuwały obcą, złośliwą inteligencję. Nawet wychowany w wielkim mieście Felix zdał sobie sprawę, że nie mieli doczynienia z bezmyślnym przedstawicielem roślinnego świata. Gdy tak się rozglądali, po pnączach przebiegły fale zmieniających się odcieni; przybrały bardziej soczystą, jadowitą barwę.

Po hobgoblinie nie było ani śladu – może schował się w którymś kącie i planował zasadzkę, a może piwnica składała się z większej ilości pomieszczeń? Oświetlając lewą ścianę znaleźli elfów i innych więźniów, choć nie w takim stanie, w jakim się spodziewali ich odszukać. Wszyscy, zarówno jeszcze żywi jak i już gnijący martwi, byli owinięci od stóp do głów pnączami, a do ich ust przyciskały się wielkie krwistoczerwone płatki kwiatów. Nie rozumieli, co to wszystko ma znaczyć, jednak wiedzieli, że byli świadkami czegoś okropnego. Niczego nie było widać w dalszej części pomieszczenia, lecz wyraźnie czuli czyjąś obecność — istnienie jakiejś niewidzialnej, nieuchwytnej grozy, która złowrogo unosiła się opodal, napierając na latarnie bohaterów.


Nie minęło nawet dziesięć bić serca, gdy wici poczęły drżeć i dygotać, liście trzęsły się, trzepocząc jak kastaniety, a płatki kwiatów konwulsyjnie rozwierały i zamykały się jak kaptury kobr. Roślina widziała ich, a oni czuli, jak emanuje z niej nienawiść tak silna, że niemal namacalna.

- Uważajcie!

Obrzydliwe, grubsze od uda mężczyzny mackowate pędy wystrzeliły ku nim z sykiem i trzepotem liści. Iwan uniknął bardziej przez przypadek niż dzięki swej szybkości. Moritz gwałtownie odskoczył, lecz inna owinęła się wokół jego nogi i przewróciła. Broń wypadła mu z ręki. Patrzący na to wojownicy wydali okrzyk zgrozy, lecz po chwili Felix i jasnowłosy elf tak samo padli w błoto, gubiąc oręż. Macki poczęły ciągnąć nieszczęśników do mrocznego serca komnaty, a odgłos ślizgających się po błocie krzyczących ciał niósł się niczym groźba piekielnej otchłani.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 24-10-2014 o 16:06.
Lord Cluttermonkey jest offline