Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2014, 16:03   #164
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

PRICE

Złote samorodki grzechotały przesypując się pod podeszwami butów Price’a. Stary rewolwerowiec bez trudu dotarł do źródła nikłego światła.

Jak ćma?

Wymacał ręką ów przedmiot i pod palcami poczuł zimny, śliski wielościan. Podniósł go bliżej twarzy, prawie przed oczami i znów poczuł charakterystyczne bicie serca.

To był diament! Niemożliwie wielki, ciężki klejnot warty … warty … fortunę!
W gardle Price’a zaschło z wrażenia.

I wtedy poczuł, że trzymany w ręce diament … zaczyna się wić i wyginać. To był wąż! Wielki, ciężki grzechotnik!

Price odrzucił go w ciemność z krzykiem, słysząc jak gad uderza cielskiem o ścianę.

I wtedy poczuł, że nie stoi w samorodkach, lecz w masie zwijających się, splecionych węży. Także w kieszeniach czuł charakterystyczne, zwijające się ciała gadów.

Krzyk zamarł mu w gardle, kiedy zrozumiał, w jakiej potwornej opresji się znalazł.

I wtedy wyczuł, że w ciemności skrywa się coś jeszcze. Coś potężnego, pradawnego i potwornego.

Usłyszał przejmujący, potężny syk i ujrzał błysk dwóch wielkich jak latarnie, skośnych oczu gdzie, prawie pod sufitem sali. A pomiędzy tymi ślepiami widział coś jeszcze – lśniącą srebrnym blaskiem plamę, roziskrzony punkt pośród ciemności nocy.

Gdzieś z czeluści podziemnych tuneli dobiegł Price’a odbity echem odgłos strzałów i krzyki.



POZOSTALI

Walczyli w rozpaczliwej, prawie desperackiej próbie uwolnienia się ze szponiastych uchwytów szkieletowatych łap. Kule łamały kości, które z suchym trzaskiem spadały na podłogę. Oddechy walczących stały się świszczące, rozpaczliwe.

Ale udało się oswobodzić wszystkich, nawet Olsena, który stracił wierzchnie ubranie i część koszuli i stał teraz półnagi, świecąc bladym ciałem po którym spływały strużki potu i krwi.

Nie tracąc czasu uciekli korytarza. Popędzili dalej, byle dalej od wymachujących szkieletów, od wyszczerzonych czaszek! Przebiegli przez kolejne przejście, które kiedyś musiała blokować kamienna płyta, która teraz leżała pokruszona na ziemi.

Za korytarzem ze szkieletami zaczynały się kolejne schody. Czyżby one nigdy nie miały się skończyć?

Ruszyli nimi zachowując zarówno pośpiech, jak i ostrożność – nadal oszołomieni tym, co przed chwilą przeżyli. Znajdowali się na krawędzi wytrzymałości psychicznej – owszem, każde z nich na swój sposób było twarde, no może poza Olsenem, który nadal trząsł się jak galareta, ale nawet najtwardsi z nich byli bliscy tego momentu, w którym umysł powie … dosyć! i podda się, a jego właściciel pogrąży się w nieodwracalnym obłędzie.

Schody zaprowadziły ich na skrzyżowanie. Tunel rozwidlał się cztery odnogi – tą, którą przybyli, oraz trzy inne.

Ta prowadząca do przodu wydawała się być naturalnym tunelem wydrążonym przez siły przyrody w nierównej skale – wąskim i niezachęcającym do dalszej wędrówki.

Ten w prawo był bez wątpienia wykonany ludzką ręką. Jego ściany ozdabiały prymitywne płaskorzeźby w których motywem przewodnim były węże.

Ostatni korytarz – prowadzący w lewo – bardzo przypomniał ten po prawej stronie. Również wykonany był ludzkimi dłońmi, lecz zamiast wężowych motywów "przyozdabiały" go wmurowane w ściany czaszki. Na szczęście były to same czaszki – bez rąk, lecz nie należały do ludzi. To były czaszki jak ten dziwaczny, nierozpoznany przez nikogo czerep osadzony na kiju przy wejściu do tej dziwacznej budowli.

Przez chwilę nasłuchiwali, ale poza dziwnymi echami i szmerami, nie słyszeli niczego, co dałoby im wskazówkę, w którą stronę poszedł Harper.
Ziemia znów zaczęła lekko drżeć, a Lou Zephyr jęknęła niespodziewanie i otworzyła oczy.

Bez wątpienia nie były to ludzkie oczy. Znów świeciły tym dziwnym, żółtawym poblaskiem. Jak ... oczy węża.
 
Armiel jest offline