Siegfried do strachliwych ludzi nie należał i do szczególnie przesądnych też, ale był CZŁOWIEKIEM LASU, a każdy taki wiedział że las nie jest jego własnością. Wszędzie mogli czaić się krwiożerczy zwierzoludzie, leśne wiedźmy, wolące mieszkać na odludziu, albo w najlepszym przypadku jakiś elfi klan podsycający ponure legendy o miejscach takich jak to. Wiedząc to drwal zatrzymał się przed ruinami i rozejrzał dokładnie badając kążde drzewo, krzak, każdą wiewiórkę przemykającą między drzewami, aż zatrzymał się na pelerynie, która w tej scenerii przypominała plamę krwi rozlaną na leśnym runie. Pierwszy do niej podszedł starszy jegomość w starym kapeluszu, wygłaszając swoje podejrzenia. Siegfried nakazał być wszystkim cicho, po czym sam niemal bezgłośnie wyszeptał:
-Nie ruszajcie tego, sprawdźmy czy to nie jest pułapka na takich jak my- po czym poszedł do niej patrząc pod nogi, czy nie ma tu śladów stóp, czy też drapieżników władających tą częścią świata, czyli zwierzoludzi...
Ostatnio edytowane przez omikron : 29-10-2014 o 23:51.
|