Szwendanie się po nocy odpadało i choć serce nakazywało Cartwright szukać śladów obecności Johna, Kasapi i Stevena, rozsądek podpowiadał, by znaleźć schronienie dla dzieciaka. Kobieta liczyła na to, że uzbrojona grupka poradzi sobie z ewentualnym niebezpieczeństwem, a jeśli nie...cóż. Jeżeli pojawiło się coś, z czym nie dali rady we trójkę, to co zdziała jedna osoba, do tego obarczona niańczeniem kilkuletniego brzdąca?
- Świetnie - westchnęła cicho, ciągnąc za sobą bezimienną towarzyszkę i nerwowo strzelając oczami na boki. Ciemność nocy skutecznie ograniczała widoczność, zresztą coraz więcej sztywnych pojawiało się między zapuszczonymi domami. Musiały szybko znaleźć w miarę bezpieczną dziurę i zaszyć się w niej do świtu. A rano, o ile jakieś “rano” jeszcze dla nich nastanie, poszuka łusek, zwłok i śladów, które choć w przybliżeniu powiedzą gdzie udała się reszta.
-Teraz odpoczniemy. Trzeba coś zjeść - rzuciła szeptem. W miarę bezpieczne schronienie - na myśl przychodził Violet tylko schron zbudowany przez zastrzelonych rodziców dziewczynki...
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |