Głęboko pod Kopcem Kelvina 6 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Obóz dalekiego zwiadu Klanu Wojennego Młota, poranna odprawa
Drugi Oddział Zwiadu Górniczego, tak zwane "Krwawe Kilofy", był teraz w połowie swojego poprzedniego stanu, wliczając świeżych rekrutów. Oczyszczanie Mithrillowych Hal było kosztowne, a Zwiad szedł na pierwszy ogień. Orkowie, duergarowie, drowy, potwory wszelkiego autoramentu - wszystkiego było tam pełno. Gdy Bruenor Battlehammer powiódł krasnoludów i ich sojuszników, by wyrwać z rąk plugastwa swoje dziedzictwo, połowa "Krwawych Kilofów" była nieopierzona - ot młodzicy wyrwani z kopalń, karawan i regularnych oddziałów toporników, wykazujący potencjał by zostać zwiadowcą. Po Mithrillowej Hali, każdy kto przeżył, był już weteranem. Tak jak
Derek.
Młody krasnolud, ledwie po pięćdziesiątce, o krótkiej jasnej brodzie stał w pozycji "spocznij" przed dowódcą.
Uri Battlehammer był z rodziny królewskiej, co każdy krasnal odrosły od ziemi na tyle by unieść swój pierwszy kilof mógł poznać po nosie i charakterystycznie zapleconej brodzie. Był co prawda dziesiątą wodą po kisielu i zawsze był najpierw oficerem zwiadu a dopiero potem wysoko urodzonym, ale pamiętali o tym wszyscy jego podwładni. Po prostu miał w sobie to królewskie "coś".
-
Przyszły rozkazy z góry - Uri Battlehammer przycisnął rozwinięty zwój kamieniami na płaskim głazie służącym mu za stół -
Mamy w miarę możliwości pomóc powierzchniowcom. Dyplomacja i inne takie. Ruszysz do Doliny, Derek. Teraz mamy tu dużo szkolenia, a ty jesteś za miękki dla rekrutów.
- Wedle rozkazu - lakonicznie potwierdził zwiadowca i ucieszył się na wycieczkę na powierzchnię.
Derek Złamana Tarcza*, jasnowłosy jak wszyscy jego krwi, czekał cierpliwie na ciąg dalszy. Miał krótko ściętą brodę, jasne orzechowe oczy i rzeczywiście zbyt miękki charakter. Nie miał nic przeciwko tropieniu i zabijaniu podmrocznych wynaturzeń, ale wrzaski na świeżaków, którzy nawalili (a każdy wcześniej czy później nawalał) były nie w jego stylu. Nie miał więc nic przeciwko pomocy powierzchniowcom, czasem w końcu wyłazi tam coś spod ziemi, z czym nie dadzą sobie rady. Wtedy trzeba im krasnoluda. Uśmiechnął się pod nosem. Lubił tundrę w czasie lata, które tu, na krańcu świata było wyjątkowo krótkie i intensywne. Wszystko co żyło na potęgę kopulowało i rozsiewało nasionka, byleby zdążyć przed pierwszymi przymrozkami. To także był złoty czas dla myśliwych i drapieżników, bo zwierzyna chodziła tłusta i wyjątkowo nieostrożna.
-
Mamy raporty, że wokół Termalaine giną ludzie, głównie myśliwi - podjął temat dowódca
- To twoje zadanie: rozpoznać i wytropić zagrożenie, w miarę możliwości zabić. Wskazane jest nawiązanie współpracy z miejscowymi, w końcu do głównie gest dyplomatyczny. To tyle. Odmaszerować.
-
Ku chwale Młota, lordzie Battlehammer - odsalutował, ignorując kwaśne spojrzenie dowódcy, który nie znosił, by nazywać go "lordem".
*Legenda mówi, że rodzina Złamanych Tarcz należąca do Klanu Bitewnego Młota powstała, gdy bracia Urosh, Dirkin i Malek, wówczas jeszcze należących do rodziny Dębowych Tarcz, we trzech powstrzymali przytłaczającą ilość wrogich duergarów w wąskim kopalnianym tunelu aż do nadejścia posiłków. Widząc, że skrwawieni bracia nie mają już ani jednej tarczy, wszystkie bowiem zostały strzaskane w boju, król Garumn Battlehammer nadał braciom prawo założenia nowego rodu, który przysporzy mu takich wojowników. Dolina Lodowego Wichru, Lonelywood 15 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Kryjówka w niedźwiedziej norze
Gdy spadła z nieba pierwsza gwiazda, Derek machnął na to ręką. Ot, kolejne dziwactwo Powierzchni. Ale gdy pojawiła się następna i znów kolejna... jakby niebo płonęło, a stopiona ciemność kroplami padała na ziemię.
Na Moradina, trzeba było zostać pod ziemią - trwożnie szepnął do siebie. Puste gadanie, w końcu dostał rozkazy. Pierwszy odruch to chęć odwrotu, który zgrabnie wytłumaczył sobie obowiązkiem poinformowania o tym zjawisku przełożonego.
Nic z tego, Derek, pomyślał,
dyżurni obserwatorzy na szczycie Kopca zobaczyli to dużo przed Tobą. I mądrzejsze głowy od Twojej o tym radzą. Skup się lepiej na wykonywaniu obowiązków.
I myśl co z tymi łowcami.
Właśnie, łowcy. Ze swojego zamaskowanego stanowiska już godzinę temu zobaczył grupę obcych. Zaczęło się jak zwykle - najpierw oglądał patrząc nad kuszą, potem kuszę miał tylko pod ręką, a teraz tylko czasem zerkał z ciekawości, a kusza spokojnie leżała obok. Tak naprawdę Derek nieszczególnie myślał o przyłączeniu się, ale teraz gdy niebiosa zaczęły płakać ogniem i lęk objął jego serce, uznał że to dobry moment by wykonać rozkaz o fraternizacji z miejscowymi, tak samo jak on wpatrującymi się przerażonym wzrokiem w astronomiczną anomalię.
Nie krył się idąc ku nim, ba - specjalnie upewniał się że hałasuje. Nie było to trudne - ważył swoje, jak to krasnolud. Niby niski, ale zbity i solidny, o grubym koścu, waży zawsze tyle co rosły człek, a dodatkowo bagażu miał co niemiara. Gdy podszedł do obozowiska obcych, wszyscy zobaczyli krasnoluda, z pękatą wielostrzałową kuszą w łapach, z płaskim kapalinem na głowie i zbroi z grubej stali. Obrazu dopełniały dwa barwne naramienniki - na prawym był
obraz spienionego kufla, symbol Klanu Wojennego Młota, na lewej zaś
stylizowany kilof ociekający krwią.
No i był jeszcze Plecak**. Na plecach krasnoluda, był pękaty wór z grubej skóry, na solidnej dębowej ramie. Był conajmniej jeszcze raz taki jak zwyczajny plecak podróżnika, ale krasnolud nosił go z łatwością znamionującą wieloletnią wprawę.
-
W taką przeklętą przez Moradina noc, nawet krasnolud nie powinien być sam. Mogę przyłączyć się do kompanii? ** Wielka litera użyta celowo.