Płaszcz był względnie nowy i widać, że zadbrany. Musiał kosztować kilka złotych monet i z pewnością dziewczynka była z krasnego płaszcza bardzo rada. Teraz widać było na nim rozdarcie w miejscu gdzie zawisnął na drzewie i kilka brudnych od ściółki miejsc.
Siegfried zadumał się i zmartwił, widział bowiem oczekiwanie w oczach towarzyszy. Tak, był człowiekiem lasu, umiał rozpoznać trop dzika, jelenia czy łosia, czasem nawet i iść ich tropem, jednak tutaj z wiszącego płaszcza wyczytać wiele nie mógł.
Dużo lepiej poszło mu na ziemi. Liczne ślady - jakby bosych dzieci z przerośniętymi paznokciami.
- Spójrzcie - powiedział pokazując jeden z nich, wyraźnie odciśnięty we mchu. Witalis i Sven spojrzeli, choć nic im to nie mówiło. Jednak Werner i Arno doskonale wiedzieli, co to jest. Gobliny.
Wtem z zarośli ze świstem wyleciała strzała i cichym mlaśnięciem uderzyła Wernera w obojczyk! Ten przez chwilę nie wiedział co się dzieje, jakby oszołomiony bólem, po czym usiadł ciężko na ziemi, oddychając równo i krzywiąc się z bólu. Z kępy paproci zaś, skąd strzelec puścił swój szczęśliwy pocisk coś zaszamotało i mała, pokraczna sylwetka zaczęła biec jak najdalej od was w głąb lasu. Biegła ile sił w nogach, jednocześnie skrzecząc złośliwie i szyderczo.
__________________ Bez podpisu. |