Termalaine
2 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
- Otwieraj cholero! Wiem, że tam jesteś! – ubrana na czerwono-czarno kobieta waliła pięścią w drzwi szopy, w której burmistrz zwykł popijać illuskański grog, gdy przytłaczały go sprawy tego świata. Tym razem postanowił widocznie udawać, że wcale go tam nie ma.
- Otwieraj mówię! – chwyciła opartą o ścianę siekierę i uderzyła obuchem w dechy.
–Wysłałeś już strażników, co? Otwieraj, bo wyważę drzwi! - walnęła jeszcze kilka razy, ale ze środka nie dochodził żaden dźwięk. Zostawiła siekierę i przeszła kawałek wzdłuż szopy, aż do szerokiej szpary między deskami. Przybliżyła do niej usta i szepnęła głośno: - Chcesz zobaczyć czy moja klątwa jest gorsza od kaca?
Wreszcie coś się ruszyło. Usłyszała szuranie i szelest, a zaraz zgrzyt skobla. Była już przy drzwiach gdy się otwierały. Pachnący alkoholem, zaspany Hardul warknął gniewnie na przywitanie:
- Do kroćset kobieto! Czy burmistrz nie może mieć chwili spokoju?
- Nie może! A nie może jak mu ludzie giną! Już trzeci dzień jak miał Fardhur wrócić! A reszta? Drwale od dekadnia już się nie pokazują!
- Cicho, cicho, wiem przecież. Zbieramy fundusze... na zaopatrzenie chłopców Lace’a. – skłamał niezręcznie.
- Fundusze?! Zbieracie fundusze?! Dawno temu powinniście być w tundrze, stara zachlajmordo! – wybuchnęła Belisara gestykulując gniewnie. – Tylko byście na dupach siedzieli z tym Lacem! Po jakiego czorta te miecze nosicie?!
- Na topory Tempusa! – burmistrz też już nie wytrzymał. – Każdy mądry! Takie to proste idź i uratuj, a jak zeżrą wilki to łzy nie uroni! Sama nawet za palisadę nie wyjrzysz! Idź w tundrę jak tak ci na nich zależy!
Kobieta tak się wściekła, że aż zabrakło jej słów. Stała tak chwilę z otwartymi ustami, aż krzyknęła:
- A żebyś wiedział siwy kutasie! Pójdę z tą twoją strażą! Pójdę i sama jak się nie znajdą odważni! Zobaczysz! Srom na Dziesięć Miast! Burmistrz wysyła samotną wdowę na poszukiwania!
Lonelywood
15 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Trzeci dzień wędrówki; wieczorny popas
Przez poły namiotu wysunęła się plątanina kasztanowych włosów, a spośród nich wyjrzało dwoje szarych oczu. Usta szepnęły tylko ciche: "o kurwa...". Belisara trwała bez ruchu urzeczona tym pięknym i strasznym widowiskiem. Czuła, że to znak czegoś ważnego, może wielkiego nieszczęścia? Mimo to widok sprawiał jej przyjemność. Nagle dostała gęsiej skórki z zachwytu albo od chłodu i przypomniała sobie o swoich powinnościach.
- Na cyce Beshaby! - ryknęła na cały obóz
- To zły omen! Trzeba przebłagać Panią Zagłady, a może
wrócimy cało do domu! - zawodziła. Zaraz schowała się w namiocie by krótkim czasie znów wynurzyć. Okryta ciepłym futrem niosła różdżkę z czarnego poroża w jednej ręce i flaszkę z brandy w drugiej. Widząc i słysząc krasnoluda zatrzymała się w połowie drogi do ogniska.
- A pewnie, nie powinien. To czemużeś z Kopca wychodził?