Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2014, 09:31   #172
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

OLSEN

Ucieczka przez ciemność była czystym szaleństwem. Egon Olsen pędził przez pogrążone w ciemnościach jaskinie nie mając pojęcia dokąd zmierza i gdzie się znajduje.

Zagubiony. Samotny. Posiniaczony i podrapany.

Bał się. Nigdy w życiu tak się nie bał, jak teraz. Nawet gdy w drodze do Ameryki chwycił ich na Atlantyku potężny sztorm i myślał, że za chwilę umrze pochłonięty przez rozszalały żywioł.

W pewnym momencie bankier zahaczył o coś nogą i wywalił się na ziemię, boleśnie obijając kolana i zdrapując skórę na łokciach.

Nie miał sił by wstać, więc uciekał dalej, na czworakach jak zagubione niemowlę. Byle dalej od pełzającego w mroku potwora.

I nagle zobaczył światło!

Pochodnię! Gdzieś w oddali, pośród ciemności, świecił się wątły, rozkołysany płomień, a jego widok był dla Olsena niczym objawienie.

Podniósł się, pobudzony nową nadzieją i ruszył w stronę pochodni, aż w końcu upewnił się, że nie jest ona złudzeniem. Leżała na korytarzu, dopalając się. Porzucona i niepotrzebna, jak on sam.



WIELEBNY, MORTE

Byli Indianami, którzy bronili kobiet i dzieci. Byli wojownikami, którzy walczyli o bezbronnych bliskich. Kilka chwil później dowiedzieli się, kim są napastnicy.
Do sali wpadli zakuci w stal żołnierze w charakterystycznych zbrojach konkwistadorów. Stal ociekała krwią, podobnie jak broń. Żołnierze wyglądali niczym demony wojny.

Żabopodobne stwory, ostatnia nadzieja plemienia na powstrzymanie wrogów, niespodziewanie uciekły. Cofnęły się w ciemność jaskini, znikły pośród mroków i cieni zalegających w jej najodleglejszych zakamarkach. Porzucili swoich ludzkich sprzymierzeńców. Swoim młodszych braci!

Wielebny i Morte czuli z tego powodu nie tyle żal, co gniew i smutek.
Pierwsza linia indiańskich obrońców rzuciła się na okute żelazem demony i zginęła. Obcy zabijali szybko i skutecznie, jak myśliwi nawykli do rzezi.
Winehaw i Komanaw wiedzieli, że podzielą ich los i wtedy ujrzeli jego. Przywódcę obcych najeźdźców.

To był Red Harper!

Widok znajomej twarzy bandziora w stroju konkwistadora obudził zarówno gniew Indian, jak i Wielebnego i Morte’a. Winehaw i Komanaw skoczyli na wroga jednocześnie.

- Hernando de Alarcón! – jakiś z konkwistadorów zasłonił dowódcę przed atakiem. Przyjmując cios siekierki na szeroką szablę.

Huknęły dwa strzały – jeden za drugim i obaj Indianie padli z dziurami po kulach w piersiach. Nim zdążyli skonać rozjuszeni konkwistadorzy rzucili się na kobiety i dzieci. Powaleni wojownicy usłyszeli jeszcze, jak Harper wydaje rozkazy.

- Dzieci zabić! Kobiety zgwałcić! Należy się wam odrobina rozrywki! Lecz potem też pozabijać!

- Tak jest, senior Alarcón.

Red Harper stanął nad Wielebnym i spojrzał w oczy konającego Indianina, a potem dobił jednym szybkim, śmiertelnym sztychem prosto w serce.

- Dla mojego pana, Yiga. Wielkiego Węża pożerającego dzieci nocą.
Następnie konkwistador przeszedł do drugiego z Indian i dobił takim samym, pewnym pchnięciem.

* * *

Wizja znikła tak samo niespodziewanie, jak się pojawiła. Morte i Wielebny znów stali w opuszczonej komorze, w której spadła na nich wizja.

Podmuch wiatru rozwiał jednak piasek, którym pokryta była komora i ujrzeli, że podłogę zawalona jest kośćmi. Wymordowani mieszkańcy puebla pozostali tam, gdzie dosięgnęły ich mordercze ciosy konkwistadorów. Nawet kości Winehawa i Komanawa, których los i wspomnienia przez chwilę mieli okazję doświadczyć.

Lou Zephyr też tam była. Stała koło szkieletu leżącego pod jedną ze ścian jaskini. Ciało dziewczyny otaczała zielonkawa poświata, jakby wydzielało z siebie dziwaczny dym, a cień rzucany przez dziewczynę nie był cieniem kobiety, lecz mężczyzny z piórami wplecionymi we włosy.

Wukoputwii trzymał coś w ręce. Krótką włócznię, która wydawała się być w połowie dymem w połowie bronią. Obaj rewolwerowcy ujrzeli, że drzewce oplata pas z czarnych i czerwonych paciorków.

Wampum, którego szukali.

Indianin powiedział coś gniewnym tonem i nim oszołomieni Morte i Wielebny zdążyli dojść do siebie po wizjach, jakich doświadczyli przed sekundami, Lou Zephyr jednym pewnym ruchem wbiła sobie ostrze włóczni w podbrzusze.
Dopiero krzyk dziewczyny i jej upadek na ziemię wyrwał obu mężczyzn z tego dziwnego odrętwienia. Tego półsnu.

- Krew z jego krwi – usłyszeli szept Wukoputwiego. – Teraz macie szansę go powstrzymać, nim dopełni rytuału i powróci do piekieł.



REED, HARRIS

Wdowa Reed przełknęła ślinę w wysuszonym gardle i weszła do jaskini dając szansę Harrisowi, by zajął pozycję za plecami Harpera.

- Harper! – krzyknęła by zwrócić uwagę Dzikiego Diabła.

Ten otworzył oczy, w których płonęły ognie piekieł i spojrzał prosto na kobietę.


- Pani Reed – usłyszała swoje nazwisko wysykiwane przez setki węży. – Nie powinno tutaj pani być, ale skoro już pani przyszła, zapraszam.

Wdowa Reed poczuła, jak jakaś nieznana siła wypełnia jej ciało. Wbrew swojej woli ruszyła w stronę kłębowiska węży opasającego Harpera, z którego wysuwały się pierwsze łby grzechotników.

Przyczajony po drugiej stronie pomieszczenia Harris wymierzył i strzelił.

Kula przeszyła tą rękę Dzikiego Diabła, w której trzymał statuetkę, dziurawiąc ciało Harpera w połowie drogi od nadgarstka do łokcia. Statuetka upadła na ziemię, prosto pod nogi bandyty, w kłębowisko grzechotników.

Z gardła bandyty wyrwał się okrzyk bólu i gniewu!

Harris strzelił ponownie, celując w głowę, ale Harper odwrócił się w jego stronę gwałtownie i kula przeleciała obok jego głowy.

Dziki Diabeł wydał z siebie przeciągły syk.

- Yigu! Wzywam cię!

Kłębowisko u jego stóp zadrgało, wypiętrzyło się i po chwili pomiędzy bandytą i Harrisem pojawiła się uformowana z węży ludzka sylwetka, podobna do tej, którą pierwszy raz ujrzeli w wejściu do budynku. Konstrukt ów ruszył w stronę mężczyzny, a wdowa Reed poczuła, że znów odzyskała kontrole nad własnym ciałem. Znajdowała się w połowie drogi pomiędzy wejściem do jaskini, a samym Harperem.
 
Armiel jest offline