Nie żeby złoto skończyło się jakieś dwa dni temu, a w trzosiku jeno parę srebrników i miedziaków ostało. Nie żeby w brzusiu burczało - i tak swoimi sztuczkami na strawę zarobić się mogło. Ale jakoś tak nieswojo było Sardze Niezrównanemu wszak Iluzjoniście po knajpach - jak jarmarczny prestidigitator się uganiać, kmieci kuglarstwami zabawiać, zaczął się wiec Gnom zaradnie po słupach ogłoszeniowych rozglądać. Po karcmach (wszak tu górale a on już dialekt lekko podłapał i ceprem nie był) i szynkach wypytywać - acz delikatnie. Wszak o sławę i honor chodziło.
Dobre chociaż było to, że noce już ciepłe się robiły więc od czasu do czasu można się było pod gołym niebem przespać. W przebraniu oczywiście - co by nikt Iluzjonisty nie poznał!
Wreszcie po kilku dniach postu i poszukiwań gnom znalazł co chciał. A było to tak.
Tuż nad brzegiem Maer Dualdon, rzut kamieniem od Rynku miasteczka Termalaine była sobie tawerna "Pod Rwącym Potokiem" - mag znał tam już kilku stałych gości, wszystkie kelnerki, a szynkarz przyjaznym okiem patrzał, bo grosiwa Niski Pan trochę w jego progach ostawił. Wszedł więc Sarga Niezrównany Iluzjonista krokiem pewnym, nonszalanckim, ziomków pozdrawiając i zaraz do szynkwasu podszedł. Zydel sobie podsunął, wdrapał się nań z wprawą i zręcznością godną łasicy, gestem dłoni wystudiowanym gospodarza przywołał i szepnął:
- P
owieta mnie Panocku, kak tu kasik roboty ni mo? Na chabar dutki jesce mom, alek jus na dupecke jakom to nie bardzo - brzuchaty barman uniósł brew i powstrzymał parsknięcie
-
Panie Sarga co wy też to mówicie, bo nie bardzo miarkuje? Pracy szukacie?
- Cichaj, cichaj, jam weteran wszak, od tajnych zadań przeca - nie wiem czy wiesz ale w ostatniej wojnie się wsławiłem...
- Orczego wodza zauraczając, a oddziały wroga iluzją mamiąc. Znamy, znamy - na pamięć prawie. - sarknął mężczyzna za kontuarem -
Szczęściem moim akurat jest ogłoszenie ważne - dla wojów zacnych jako i Ty Mości Iluzjonisto...
- ...niezrównany... - uzupełnił mag nieskromnie
-
Tak właśnie... niezrównany. Tego ten - to co ja ... a tak - praca jest - u burmistrza. Poważna! - mruknął okiem szynkarz, a gnom zatarł dłonie.
-
W sam raz dla mnie - kogo z łap smoka lodowego odbić, a może giganci na miasto idą?
- eee... tak właśnie prawie dokładnie tak jest - karczmarz zamyślił się
- no! Ludzie giną po okolicy - w tajemniczych okolicznościach. Cuda, Magia - jeno Niezrównany Mag jak Ty Panie będzie mógł rozważać tą zagadkę trapiącą mieszkańców naszego wspaniałego miasta.
- Taaaaak - oczka gnoma zaświeciły się z podniecenia -
to gdzie...
- Szczegóły u Hardula miłościwie nam panującego. - wypalił od razu właściciel Tawerny.
-
Tak myśłałem, tak myślałem - gnom szarpnął kozią bródke i zwinnie zeskoczył z krzesełka. Chwile później już go nie było.
Szynkarz odkorkował gąsior wina i nalał sobie porządnego kielicha...
-
I dlatego właśnie się użerać ze mną musicie - burknął nadąsany mag, nie pamiętając już nawet, który z członków siedzącej przy ognisku drużyny jako pierwszy kazał mu się zamknąć i dopytywał innych co "
ten wrzaskliwy pokurcz" w ogóle robi z nimi w tundrze.
-
Nie ważne zresztą, mój żywot chulaszczy - toć bo bitwach krwawych, każden jeden prawo do odpoczynku ma. Dobrze godam? - szturchnął w bok
Tundara za nic mając to, że pół-gigant nawet nie zauważył tego gestu -
toć złotom przepuścił, ale com obaczył, com na psocił to moje. Swoją drogą opowiadałem już wam jak w bitwie ...
- Tak! - odkrzyknęła chórem kompanija i wszyscy dojadłszy strawę udali się na spoczynek.
-
No doprawdy, jeszczem takich nie spotkał co przy strawie i winie o dobrej bitwie i czynach walecznych nie chcieli posłuchać! - Pisnął gnom i dokończywszy kanapkę wyciągnięta z kieszeni płaszcza powlókł się na swoje posłanie, mrocząc coś pod nosem. Chwile później ukryty pod magicznym swoim okryciem, co w cudowny sposób w namiot się zamienił - zasnął nieborak tuląc się do łapy swego wierzchowego psa - co Behemot się nazywał. Czarna ów bestyja jedno slipie jeno otworzyła i liznąwszy pana swego po śniadym obliczu po chwili również zasnęła.
Długo jednak ich spoczynek nie trwał. Mrucząc cichutko Behemot szturchnął nosem Sargę. Gnom otworzył jedno oko i mlasnął językiem
-
Szto? - Ziewnął i jedną ręką rozchylił poły namiotu/płaszcza. Wtem jego oczy wielkie się zrobiły, z przerażenia chyba, bo oto po niebiosach w dół ku Torilowi gwiazd kilkanaście sunęło.
-
Niebo się wali!!!!! - wrzasnął mag i wyskoczył z namiotu. Krzycząc coś nieskładnie obiegł obóz, po czym stanął jak wryty. -
Zaraz cholibka to nielogiczne - może to Arunsun bawi na północy i robi pokaz swoje magii. Może to jakiś deszcz meteorów... - Iluzjonista szarpnął bródkę w zadumie -
albo któryś z tutejszych, tak zwanych magów się bawi... nie dobrze, nie dobrze...
Jego rozmyślania przerwał krzyk
Belisary i pojawienie się
krasnoluda.
-
Masz Ci los. - Mruknął i doskoczył do namiotu kapłanki w kilku zgrabnych susach.
-
O Pani, nie dywagujcie no mi tu z Krasnalem, ino za swe modły co prędzaj się bierzcie. Niech no jak najszybciej się dowiemy czy to z bożej łaski takie przedstawienie ogniste czy naprawdę kłopoty mamy. A Ty Panie krasnoludzie, klapnijce se przy łogniu ino warciutko i póki co nie oddalajcie mi się za bardzo. - Przysunął się do zwiadowcy mrużąc podejrzliwie oczy -
bo tu w tych lasach toć niebezpiecznie - ludzie giną i w ogóle, możeś Ty zbój zabłąkany, a nie na pomoc nam wysłany... Tundaaaaar!!!! - odwrócił się w momencie do półgiganta -
miej Ty Pana na oku. - i nie czekając na odpowiedź woja, gnom ruszył rudowłosej kapłance przez ramie zaglądać na jej czarów objawionych wyniki.
-
Co to za Krasnolud co do obozu bez wódki się pakuje - mruknął sam do siebie jakby upewniając się, że jego podejrzliwość ma logiczne podstawy,