Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2014, 06:49   #20
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wprawdzie udało jej się w końcu usiąść, lecz ciągle się kręciła i rozglądała naokoło błyszczącymi oczami.

-Czarować? -powtórzyła i rzeczywiście zdołała się zamyślić nad odpowiedzią. To było dla niej naturalne jak oddychanie, chodzenie czy mówienie, ale taka odpowiedź pewnie nie zaspokoiłaby ciekawości krasnoluda. I jakimi słowami mogła mu określić to uczucie towarzyszące jej przy tworzeniu kolejnych iluzji i wzniecaniu ognia? To było zwyczajnie niemożliwe -A jak to jest wykuwać coś ze stali i ognia? Przekuwasz swoją siłę i wizję na coś namacalnego, prawda? Chyba podobnie jest z moją magią. Wyobrażam sobie co chcę stworzyć, a jej iskry zaczynają skakać w mojej krwi i potem BUM!

Podkreśliła ostatnie słowo krzyknięciem oraz gwałtownym podniesieniem rąk. Płomienie ogniska przy którym siedzieli, wzniosły się wysoko ku ciemnemu niebu, strzelając feerią kolorowych niby świetlików. Eshte odchyliła głowę obserwując ich lot ponad swoją i krasnoluda głową. Zachichotała rubasznie. Cóż, najemnicy szczerze i chętnie dzielili się swoim piwem, a ona nie potrafiła odmawiać darmowym trunkom i jadłu.

-Ale nie wszystko co widzisz to magia – mruknęła uśmiechając się do niego spod lekko przekrzywionego kapelusza -W końcu jestem kuglarką.
-Aaaaa….
- stwierdził krasnolud na ten widok i próbował zrozumieć to co mu Eshte wytłumaczyła. Nie było to łatwe, gdyż wypity trunek mącił mu nieco pod czupryną. Na jego czole pojawiły się widoczne rysy, świadczące o tym, że myśli intesywnie… i z trudem trzyma się wątku.- Noooo... kowalstwo wymaga krzepy… i cierpliwości, jak ci ten paniczyk krzyczy nad uchem, że mu miecz za krótki wykuwasz, albo za krzywy. Jakby cokoliwiek wiedział o mieczach.
Niestety Kranneg poległ w tej materii, całkowicie zbaczając z wątku magii.

-Ale przynajmniej żaden z tych paniczyków nie próbuje Cię przypalić na stosie po dobrze wykonanej pracy, nie? -zapytała, ale tak właściwie to dobrze znała odpowiedź. Któż tam by chciał poprowadzić na stos krasnoluda, te brodate karły były witane z otwartymi ramionami w wioskach i miastach. Nie to co elfy, oj nie. Wystarczy trochę opowieści o wysysaniu przez nie krwi i rzucaniu uroków, a ludzie już chwytają za widły i pochodnie.
-Zamiast zajmować się prawdziwie krwiożerczymi bestiami, złodziejami i mordercami, oni sobie upatrują na ofiarę elfkę. Za kilka niewinnych błysków, iluzji i spiczaste uszy! -gwałtownym ruchem podniosła stojący tuż obok niej kufel z piwem, aż się ulało odrobinę z tego jakże cennego, złocistego płynu. Odrobinę ją to zasmuciło, ale nie tak bardzo by miała powstrzymać się przed pociągnięciem głębokiego łyku, a potem warknięciem -Chędożonymi w ich rzyć niewdzięcznikami, oto kim są.

-Przeklęte kapilisty… ot co…
- dołączył do niej w świętym oburzeniu krasnolud.- Obdzierają ze skóry naliczając sobie marże, a potem szukając wad w gotowym mieczu. Jakby się w ogóle na tym znali! Gatunkiści przeklęci, elf palą, krasnoludów oszukać próbują… zaraza jedna z tych mieszczan.
Kranneg dzielił ze swym ojcem jedną ważną cechę. Był świetnym kompanem do kielicha. A że wszyscy świętowali pokonanie złego czarownika, to piwa akurat nie brakowało. Zygryf wyraźnie popuścił dyscyplinę swym kompanom i tylko Tancrist zachowywał umiar w piciu.

-Właśnie tak! - zawtórowała mu głośno, unosząc przy tym wysoko swój kufel. Psioczenie na ludzi oraz głośne domaganie się równych praw dla wszystkich ras ( dla elfów przede wszystkim ) były jednymi z co bardziej lubianych tematów przez Eshte, w szczególnie po napiciu się czegoś mocniejszego. Najczęściej opowiadała o tym każdemu jednemu biedakowi jaki tylko się napatoczył, ale miło było wyjątkowo mieć partnera rozumiejącego tę niesprawiedliwość świata.

-Myślą, że jak się pomnożyli jak króliki, to teraz mogą udawać wielkich jaśnie panów przed nami! Że nam łaskę robią, pozwalając żyć i pracować na swoich ziemiach – gdyby zamiast ogniska obecny przy tej rozmowie był stół, to teraz elfka uderzyłaby w niego piąsteczką. Jednak zaraz podniesiony w wzburzeniu głos zniżyła do konspiracyjnego szeptu -A ja to sobie myślę, że równie dobrze my moglibyśmy zacząć ich palić i wyzywać od najgorszych. Bo może ja czuję się obrażona, gdy widzę zwykłe uszy lub twarzyczki gładkie jak pupcia niemowlęcia? Może słyszałam jakąś straszliwą opowieść o jakimś człowieku i teraz nie mogę spać po nocach?
-Może… a ja słyszałem o tym tam.
- Kranneg wskazał paluchem Tancrista szepcząc konspiracyjnie.- Czy też o jego ojcu, wuju… jego przeklętej rodzinie. Straszne opowieści o tym rodzie. Takie po których włosy stają na głowie.
-Czyżby bycie zboczeńcem było u niego rodzinne? To by wiele wyjaśniało..
-mruknęła elfka kwaśno, nawet nie nagradzając kręcącego się czarownika swym szanownym spojrzeniem. No, może zaledwie krótkim zerknięciem, które można było zrzucić na oczy rozbiegane od trunku płynącego w jej żyłach.
-Żeby tylko… paktowanie z czartami, straszliwe uroki. Siedzą w ponurym zamczysku w górach plugawą magią się zajmując. Duchy przyzywają, żeby im służyły. Zresztą widziałaś tą jego skrzydlatą bestyję. Pewnikiem na mięsie demonów wyhodowaną.- szeptał cicho krasnolud potakując od czasu do czasu głową.-Taka to straszna rodzina, a pomyśl… jakich zbrodni trzeba się dopuścić, by być z takiej przeklętej rodziny wykluczonym?

-Ja to im się wcale nie dziwię. Pewno przyzywał sobie demonice i zabawiał się z nimi na rodzinnych antykach. Nawet taka rodzina musiała mieć z tym problemy
-prychnęła Eshte z taką pewnością, jak gdyby co najmniej sama przy tym była.
Dotknęła wargami kufla i początkowo zdawało się, że upije zaledwie niewieści łyczek, krzywiąc się przy tym od piwnej goryczy. Ale nie. Ona bez mrugnięcia pociągnęła zeń głęboki, długi haust, który najwyraźniej zaowocował jakże błyskotliwą myślą. Oraz pianą na ustach -Ale równie dobrze mogę go zapytać, jeśli jesteś ciekaw.

Posłała mu jeden ze swych rozbrajających, pijackich uśmiechów, najwyraźniej będąc niezwykle dumną z tego pomysłu. W końcu jeśli Kranneg się go wstydził, to elfka była bardziej niż chętna do zaoferowania swej pomocy. Dlatego powoli i na tyle zwinnie na ile pozwalała jej szumiąca głowa, zaczęła się podnosić sprzed ogniska, balansując przy tym kuflem w dłoni.

-Ano.. jestem… tylko nie boisz się, że mu wpadłaś w oko?- zamruczał podejrzliwie Kranneg. -Jeszcze cię zauroczy i no… będziesz jego kochanicą.

I tymi słowami wywołał u Eshte głośny, niekontrolowany wybuch śmiechu, który nieco wybijał się pośród śpiewów najemników. Szczególnie, że śmiała się długo i nieprzerwanie, aż w pewnym momencie rozbolał ją brzuch i musiała się zgiąć w pół, rozlewając naokoło trochę piwa ku swemu przyszłemu niezadowoleniu. Ale nawet to nie zdołało jej powstrzymać przed jeszcze kilkoma chwilami dzikiego rechotania.

-Oh.. takiemu to.. żadna magia.. ani.. ani uroki nie pomogą – zdołała w końcu z siebie wykrztusić, jednocześnie ocierając palcem zagubioną łezkę z kącika oka. Kolejne głębsze odetchnięcie pozwoliło jej się uspokoić -Zresztą od tego mam Ciebie. Jak zacznie się narzucać na mój honor, to przecież pogonisz go toporkiem. Obiecałeś ojcu.
-Oj prawda to…
- zaśmiał się głośno Kranneg i podrapał po czuprynie.- Jakby się dobierał, to mnie zawołaj, machnę toporkiem i będzie po ptaku… ptakach… czy jakoś tak.
Wykonał szeroki zamach ręką.- O tak zetnę.
-Raczej po ptaszku. Maleńkim
-zachichotała, widząc przesadzony gest Krannega -Tylko nie pij za dużo. Ktoś będzie musiał jutro prowadzić wóz.
Na pożegnanie poklepała go czule po głowie i podjęła się swojej wędrówki nim zdążył zareagować sprzeciwem.

Nogi, obie przybrane w kolorowe i zupełnie nie do pary pończoszki, prowadziły ją przez obozowisko krokiem chwiejnym. Ale przecież oprócz bycia kuglarką i elfką, była także akrobatką. Skoro nie straszne jej było chodzenie po linie, to kołysząca się ziemia tym bardziej. Ba, była przekonana, że spokojnie mogłaby iść przed siebie i jednocześnie balansować pełen kufel na głowie. Ostrożnie unosząc ręce chciała wprowadzić swój plan w życie, lecz dostrzeżone przy którymś z ognisk spojrzenie Zygryfa skutecznie opuściło je z powrotem. Wyszczerzyła się do niego w wesołym uśmiechu.

Podtańcowując sobie i przyśpiewując, dostrzegła wreszcie czarownika nieopodal. Upiła kolejny łyk piwa mając nadzieję, że sprawi ono rozmowę z nim.. łatwiejszą. I podeszła do niego, nie bawiąc się w zbędne uprzejmości -Mój krasnolud chce wiedzieć, dlaczego nawet własna rodzina nie chce Cię znać.

Zaskoczony jej słowami mag przez z chwilę przyglądał się z dołu na twarzyczkę elfki, nie mając zamiaru wstawać. W końcu jednak...
-Jakież to subtelne…- odparł z ironią i jadowitym uśmieszkiem Tancrist i upiwszy nieco trunku dodał.- Pytać prost z mostu o sprawy wielce osobiste. Niemniej za takie sekrety się płaci, własnymi sekretami. Jesteś gotowa opowiedzieć o swoich grzeszkach niezwykła Eshtelëo Meryel Ne… coś tam, coś tam?

Myliła się. Piwo wcale nie czyniło rozmowy z Ruchaczem znośniejszej, albo ona była jeszcze za mało pijana, albo on, choć ciężko w to uwierzyć, pijąc stawał się jeszcze gorszy do zniesienia. Oh, był istną duszą towarzystwa.
Jedną dłoń wsparła o swe biodro, a drugą wyciągnęła nad siedzącego mężczyznę, wraz z trzymanym w niej kuflem. Przechyliła go lekko, pytając ze słodyczą spływającą wprost z jej usteczek -A Ty jesteś gotów zapaskudzić to swoje śliczne wdzianko?

Nie był. Za to był nieco trzeźwiejszy. Nieco. Pochwycił za rękę elfki i pociągnął do tyłu… za siebie. Kropelki piwa spadły nieco na jego strój, ale trunek był za jego plecami. Jednakże czarownik nie przemyślał tego ruchu, a Eshte była zbyt pijana by zdołać zachować równowagę. I całym ciężarem naparła na niego, zmuszając go do odchylenia się do tyłu. I do ciągnięcia ją za sobą.
I on też stracił równowagę. Opadł na plecy. Piwo z kufla rozchlapało się po części na jego twarzy, po części na trawie. A kuglarka wylądowała na nim, ustami przy jego ustach i ze spojrzeniem wprost wpatrzonym w jego oczy ukryte za okularami. Przytulona do niego, słyszała głośny rechot pijanych najemników i ich oklaski i gwizdy aplauzu.

- No czarusiu, kuj żelazo póki gorące! - krzyczeli błędnie mniemając że Eshte rzuciła się na Tancrista chcąc go pocałować… i czynić pewnie jeszcze bardziej nieprzyzwoite i gorszące rzeczy.
Zaś sam mag zmarszczył brwi i westchnął. - Nie bierz tego do siebie. To oczekiwania tłumów.
I pocałował ją! Wykorzystując zaskoczenie sytuacją, przytknął swe wargi do jej ust w delikatnym pocałunku. Co tylko wywołało więcej aplauzu i okrzyki zachęty.

Refleks Eshte był mocno stępiony, więc nawet na ten.. ten.. ten pocałunek zareagowała zbyt późno, by móc jeszcze w porę uciec przed zasmakowaniem w ustach czarownika. Szczęśliwie dla niej, smakowały one przede wszystkim piwem, zatem było to jak całowanie się z kuflem. Do czasu aż uzmysłowiła sobie, ze po drugiej stronie jej własnych warg była druga osoba. Mężczyzna, co samo w sobie nie było najgorsze, ale mężczyzna wywołujący w niej uczucia, którym bliżej było do uderzania pięścią i kopania, niż do takich pieszczot.

I ten moment spotkania z rzeczywistością był łatwy to rozpoznania. Włosy kuglarki zapłonęły, jak gdyby zajęła się płomieniami z pobliskiego ogniska, a ona zerwała się szybko z tej pozycji. A raczej zerwałaby się, lecz w obecnym stanie mogła sobie tylko pozwolić na nieco chwiejne podniesienie się i dalsze siedzenie na czarowniku.
-Tłumy się domagają? -wysyczała przez zaciśnięte w gniewie zęby -Tłumy się... domagają?! -zapytała głośniej, aż w końcu jej głos osiągnął intensywność krzyku -Już ja Ci pokażę, czego się tłumy domagają, Ty zboczeńcu!
Z tymi słowami sięgnęła po jego kufel i trzymając go w obu dłoniach uniosła nad głowę przyciśniętego do ziemi Thanekryysta. Spragniona zemsty, obróciła go by wylać całą zawartość.

Rechot przetoczył się po całym obozie, głośny i wesoły, nieco szyderczy. Niemniej szczery.
Oblewany piwem czarownik, zachował się bardzo stoicko. Nic sobie nie robił, z tego że ona wylewała tani trunek wprost na jego twarz. Wydawało się, że nawet się takiej reakcji spodziewał… lub podobnej przynajmniej.
-Zboczeńcu? To trochę niewłaściwie określenie. Bardziej by pasowało, pozbawiony gustu…- odparł Tancrist spokojnym tonem i delikatnie klepnął pośladek elfki.- No złaź ze mnie. Jeszcze pomyślą, że gustujesz w ujeżdżaniu kochanków. Poza tym… nie jestem z kamienia, a ty z bliska jesteś całkiem… milutka. Więc zakończmy to przedstawienie.

-Sam zacząłeś, Ruchaczu – warknęła ze złością, którą on jeszcze bardziej podsycił tym swoim ruchem ręki. Ale oko za oko, ząb za ząb, tyłek za tyłek. Tyle, że akurat tego ostatniego należącego do czarownika nie miała pod ręką do podobnego klepnięcia... czego właściwie i tak nie chciałaby zrobić. Ale nie chcąc także mu pozwolić na takie beztroskie zachowanie względem siebie, zamachnęła się i otwartą dłonią uderzyła go w policzek, tak na odchodne.
Potem zgramoliła się z niego na bok, gdzie nadal niezadowolona usiadła ze splecionymi nogami. Przypominała trochę krztuszącego się kota, a dodatkowo jeszcze próbowała rękawem zetrzeć ze swych ust wspomnienie pocałunku z czarownikiem -Chyba zwymiotuję..

-Tak to jest gdy nadużywa się alkoholu, lub pyta o sprawy… o których lepiej nie wiedzieć.
- mruknął czarownik siadając na ziemi i przyglądając się elfce z uśmiechem na obliczu. Po czym wyciągnął z kieszeni chustę i zdjąwszy okulary zaczął wycierać soczewki.- Mam więc nadzieję, że twoja ciekawość została zaspokojona.
-Mówiłam Krannegowi, że pewno rodzina Cię wydziedziczyła za jakieś wyuzdane zabawianie się z demonicami. Tylko potwierdziłeś moje podejrzenia..
- odparła dość obojętnym tonem, chociaż jak to zwykle w rozmowie z nim, były obecne także nutki niechęci. Zdołała jakimś cudem zatrzymać w sobie potrzebę zwrócenia całego dzisiejszego jadła, ale w dalszym ciągu czuła się brudna. Także i od porozlewanego piwa, pomimo bycia w mniej opłakanym stanie niż Thanekryst.

-Jeśli cię satysfakcjonuje taka bajka, to … cieszy mnie to. - odparł ze ironicznym uśmieszkiem mag wstając. Podał dłoń elfce szarmanckim gestem.- I nie widzę powodu, by wyprowadzać cię z tego błędu.

Eshte zapatrzyła się podejrzliwie na wyciągniętą ku sobie rękę czarownika. Oh, już ona znała takie sztuczki i nie miała zamiaru się dać naiwnie nabrać na ten nagły gest dobrego wychowania z jego strony. Zapewne tylko dotknęła by tej dłoni i zaraz zostałaby przyciągnięta do jego ciała, w kolejnej próbie wyuzdanego narzucenia się na jej cnotę.

Zignorowała go zatem, i samodzielnie zaczęła się podnosić. Chwiejnie jej to szło i w pewnym momencie niewiele by brakowało, a wylądowałaby tyłkiem z powrotem na ziemi. Zamachała rękami w powietrzu próbując złapać równowagę, nawet nie myśląc o pochwyceniu się Thanekrysta dla bezpieczeństwa.
-Wątpię, żeby prawda była warte ceny jaką sobie za nią wyśpiewasz -burknęła mu w odpowiedzi, gdy w końcu zdołała stanąć pewniej na nogach -Zresztą na co komu rodzina. Ja sobie radzę bez niej wspaniaaaaaaaale!
Ostatnie słowo przemieniło się w jej ustach w wesoły okrzyk, przy którym uniosła ręce i wykonała dość chybotliwy piruet w miejscu.
-Widzę właśnie… cudownie sobie radzisz. Tylko zazdrościć.- stwierdził sceptycznie Tancrist obsewrując jej wygibasy.- I pewnie nie chcesz pomocy z dojściem do swego domku na kółkach co? Doczołgasz się w końcu do niego ewentualnie?
-Oczywiście, że się doczołgam
– burknęła dumnie, nie rozumiejąc w ogóle powodu dla powstania tego jego niemądrego pytania -Ale na to jeszcze o wiele, o wiele za wcześnie. Najpierw muszę kuć żelazo póki gorące i ograć tych waszych.. waszych.. -zająknęła się rozkojarzona, aż w końcu z ciężkim westchnieniem odnalazło się także i zagubione słowo -.. ludzi. Łatwo będzie z tak pijanymi.

Brzmiało to tak, jak gdyby w swym wielce misternym planie przetrzepania cudzych sakiewek, nie dostrzegała własnego upojenia. Ale nim ruszyła wprowadzać go w życie, nachyliła się jeszcze ku czarownikowi i dźgając go palcem w klatkę piersiową, syknęła z groźbą -A Ciebie nie chcę widzieć nigdzie w pobliżu mojego domku!
-Sama też trzeźwa nie jesteś.
- stwierdził czarownik i wzruszył ramionami wesoło.- A o mnie się nie martw. Gdy z ust zionie ci całym browarem to wielce tracisz na atrakcyjności. Boję się raczej, że sama zaplątasz się do mego namiotu. Masz jakieś dziwne ciągutki do obłapiania mnie. Najpierw przy wieży, teraz tu.
Łobuzerski uśmiech towarzyszył temu przytykowi.- Wiesz… samotna kobieta długo w trasie, też ma swoje potrzeby.
-To.. była.. Twoja.. wina!
- każdemu cedzonemu wściekle słowu towarzyszyły dalsze dźgnięcia czarownika w tors. Może chciała pozostawić mu pod odzieniem drobne siniaki, może chciała zrobić dziurę w miękkim materiale, a może miała nadzieję przebić się także przez skórę, prosto do jego przegniłego wyuzdaniem serca. A może jej zachowanie było dyktowane wyłącznie wypitym tego wieczoru piwem, i nie należało się w nim doszukiwać większego sensu.

-Ale Ty też nie martw się, nie musisz się bać o swój cenny wianuszek, Thanekryściku -jego imię, jak zwykle w zmienionej formie, tym razem wypowiedziała z niezwykłą pieszczotliwością i słodyczą. Aż do zemdlenia, któremu zawtórował także przeuroczy uśmieszek -Jeśli będę szukała mężczyzny, to Twój namiot będzie ostatnim miejscem gdzie zajrzę.
-Ależ moja droga… mam taką nadzieję.
- odpowiedział przesadnie dwornie Tancrist.- Acz obawiam się, że twe słowa rzadko pokrywają się z twymi czynami.
-Kłócą się jak stare małżeństwo.
- zażartował jeden z przysłuchujących się najemników, wywołując pijacki rechot reszty.

Eshte już otwierała usteczka, by móc odpowiednio jadowicie nagadać temu zboczeńcowi, gdy w tempie ślimaka dotarło do niej znaczenie słów dobiegających z gwaru. Zęby zgrzytnęły o siebie gniewnie, a oczy dla odmiany błysnęły wściekłością skierowaną ku komuś innemu niż czarownik. Podskoczyła w miejscu odwracając się ku najbliższej grupce najemników i z dłońmi zaciśniętymi w pięści, zapytała głosem przesyconym pragnieniem skrzywdzenia kogoś – Który to powiedział?

Chwiejnie doskoczyła do pierwszego z brzegu mężczyzny i chwytając go za poły ubrania, spytała ze złością prosto w twarz -Ty?!
Nic zdążył zaprzeczyć lub potwierdzić jej przypuszczenia, kuglarka już dłońmi wyszarpywała kolejnego.


Ty?! Ty?! A może Ty?! Ty?!


Jej głosik roznosił się nieustanie ponad obozowym gwarem. Żaden z najemników nie był w stanie przed nią umknąć, każdy musiał zostać wyszarpany, zlustrowany wściekle lśniącymi oczami i otulony jej alkoholowym oddechem, gdy zadawała im to pytanie prosto w twarz. Nie pamiętała później, by odkryła do którego z nich należały tamte słowa. Najprawdopodobniej nie, bo i żaden z nich nie chodził z okiem podbitym jej piąsteczką.

Najważniejsze było, iż w swym zaaferowaniu zupełnie zapomniała o pozostawionym samemu sobie Thanekryście. I ani myślała sobie o nim potem przypomnieć.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem