- Zachowajcie spokój! Proszę, strach i gniew nie są rozwiązaniem -
Tundar chyba się przesłyszał. Że co? - Coś ty powiedziała? - jednak rycerka padła na kolana w modlitwie do swego patrona. - Klękaj, i tak nic ci to nie da. - żachnął się na przedstawienie, jednak prawdziwy spektakl dopiero się zaczął wraz z pokazem rudowłosej kapłanki.
Tundar musiał podbiec do swojego wiernego wierzchowca - Mściwoja, by ten nie spłoszył się objawionymi praktykami. Razem w milczeniu obserwowali cyrk jaki miał miejsce wokół ogniska.
W rzeczy samej, Tundar nie był mocno wierzący. Wierzył w siebie, w swoje możliwości, a w chwilach zemsty modlił się do Hoara. W przeciwieństwie jednak do kapłanów, nie czuł na co dzień obecności bogów i nauczył się obywać bez nich. Dlatego też obecny pokaz obserwował z nutą politowania.
Rozejrzał się po obozie sprawdzając stan osobowy, po czym spojrzał ponownie w niebo podziwiając spadające gwiazdy.
Nigdy w życiu nie widział nic podobnego. Było to niesamowite uczucie i wojownik czułby radość, gdyby nie posępny księżyc, którego tarcza niebezpiecznie blisko łypała na nich znad chmur.
Tundar mimowolnie uspokajał Mściwoja, który w silnym uścisku wojownika przestał się nawet wyrywać i stał jak sparaliżowany. |