Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2014, 21:20   #176
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Na widok dźgającej się dziewczyny Hawkes w pierwszym odruchu chciał ją powstrzymać. Był zbyt daleko i jego pierwszy odruch był zbyt późny. Nie trzeba było być lekarzem, że Zephyr jest w zasadzie martwa.
- Krew z jego krwi. Teraz macie szansę go powstrzymać, nim dopełni rytuału i powróci do piekieł.- głos martwego od wieków Indianina powiedział im co mają robić. I Wielebny zdecydował, że on pierwszy spróbuje chwycić ową włócznię. „Morte” nie widział przeciwwskazań. Jego porachunki z Harperem były mniej osobiste… Dotyczyły bardziej długu zaciągniętego wobec martwych kamratów.
Długu który musiał spłacić. Nie widział więc potrzeby osobiście ubijania Roda. Wystarczyło mu, że ten skurczybyk zginie. Wszystko jedno z czyjej ręki. Dlatego też przyglądał się jak Wielebny bierze dzidę ii... wręcz zamiera w zamyśleniu.

To było niepokojące. Czyżby wdowa Reed miała rację i czerwonoskóry w ciele Lou jednak był w zmowie z Diabłem? I co niby miał zrobić z tym wszystkim? Zostawić Wielebnego samemu sobie? A może litościwie skrócić jego męki?
Zanim jednak Jimmy zdążył podjąć decyzję, Johnston się ocknął i odezwał się powtarzając słowa indiańca. A następnie zabrał się za moczenie naboi mówiąc chyba bardziej do siebie.
-… jakieś miłe conchity, jasne… Znam parę takich miejsc na północ od Rio Grande. Z tanią whiskey i czystymi tancerkami. Niestety drogo sobie liczą za siadanie na kolanach. Ale wierz mi „Wielebny” są warte każdego prezydenta jaki wetkniesz w ich biust, by je przy sobie zatrzymać.- Jimmy podjął temat, aczkolwiek równie pozbawionym emocji głosem. Po czym również zamoczył cztery ostatnie kule z rewolweru. Miał jeszcze parę naboi w sztucerze, ale tych wyjmowanie mogło by zając dłużej.
Po czym ruszył tuż za eks-księdzem. Powoli nabijając fajkę i zapalając jej zawartość. Zaciągnął się, odetchnął głęboko… Być może to ostatnia fajeczka w jego życiu. Zapewne jest to ostatnia. Hawkes jakoś nie miał nadziei, że wyjdą stąd żywi. A już na pewno nie on… Mortimer James Hawkes. Nie po tym co planował.

Niewielką wiarę pokładał w same kule. Niewątpliwie bronią ostateczną, którą mogła pokonać Rod Harpera była ta dzida którą dzierżył Wielebny. I niewątpliwie zapewne sam „Dziki Diabeł” też się tego domyśli. I całą swą przeklętą mocą uderzy na Wielebnego.
Dlatego Morte zamierzał osłaniać Jeremiaha, jeśli trzeba będzie własną piersią. Niósł on bowiem pomstę wszystkich którzy podążyli za Rodem Harperem tutaj nie przeżyli, niósł pomstę Indian, niósł pomstę wszystkich nieszczęśników którzy stanęli na drodze „Dzikiego Diabła”… A Hawkes?
Cóż… Jimmiego wzywała Rita, wzywał Wakanshi, zginął Walterberg. Zginęli ratując życie szefowi, zginęli, by on mógł dopilnować ich ostatniego polowania. By mógł upewnić się, że nie zginęli na darmo. I Hawkes zamierzał dopilnować choćby sam miał zginąć, choćby sam miał wstąpić do Piekła.

W dłoniach trzymał sztucer, przy pasie rewolwer ostatnimi kulami. Oraz nóż i był gotowy na walkę i na śmierć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline