Urgrimson kończył posiłek, wierząc że to ostatni posiłek. Gdy dotarł do niego bukłak wódy od Dorrina, pociągnął solidny łyk i podał dalej. Alkohol po chwili wybudził w nim chęć walki. Dirk przeklął skavenów na głos, przez zaciśnięte zęby. Rozpoczął przygotowania do starcia. – My na przeznaczenia fali! Serca mamy ze stali! Zimną bryzę, przeznaczenie rodzi! Śmierć po nas już nadchodzi! Złota i dziewek mieliśmy wiele! Ruszamy w drogę! Do sal bogów przyjaciele! Morgrim! – Sala wypełniała się echem.
Dirk na zabandarzowane przez Thorina ręce postanowił nałożyć skórzane rękawice. Teraz co prawda nieco za późno ale jak przyjdzie czas umierania, Urgrimson wolał mieć w rękach miecz i tarcze. Rękawice nakładał powoli i w miare możliwości ostrożnie, tak by nie naruszyć bandarzy, nie przesunąć ich lub zrolować. I choć trzymanie czegokolwiek w rękach sprawiało ból to gdy dojdzie do rąbaniny Dirk wiedział, że ten ból doda mu wściekłości na skavów, a skórzane rękawice ochronią rany przed szarpaniem przez rękojeść. Bukłak ze skóry Khazada to była kropla wody w porównaniu do oceanu wiedzy jaką Dirk posiadał o tych bestiach. Gdy już przygotował rękawice tak by móc walczyć gdy nie będzie innego wyjścia, przygotował sobie także porcję bardzo silnej trucizny. Wolał się otruć niż żywcem trafić w łapy skavów. Buteleczkę z trucizną przewiązał kawałkiem sznurka i zawiesił na szyi, samą butelkę wsunął pod kolczugę aby mu się nie majtała podczas walki.
__________________ Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym. |