Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2014, 13:41   #9
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Walerian



Wkrótce samochód stał się bezużyteczny, las osaczył ich i zmusił do podróży na piechotę. Zakonnicy nie wyglądali na specjalnie tym faktem zmartwionych, byli w końcu mordercami potworów, to co kryło się w lesie było dla nich zaledwie kolejnym płotkiem do przeskoczenia w niekończącym się wyścigu z siłami ciemności, i tak dalej.
Allain i Delon szli przodem. wykorzystując swą znajomośc sztuki tropienia. Byli na tyle dobrzy, i na tyle inteligentni, że potrafili myśleć o drzewach, jak o zwierzętach, pozostawiających za sobą ślady.
Ich mały oddział brnął więc w głąb lasu i oznaczonego na mapie terytorium, które przynależało do czegoś co porywało zagubionych podróżników. A może nie. Trudno było stwierdzic, Soucre sypał jak z rękawa nazwami istot zdolnych do magii na poziomie, którego doświadczyli w labiryncie drzew. Mógł to być pogański bożek, faun, potężny demon, jakiś wysoko postawiony w hierarchii anioł, lub coś zgoła innego. Mały badacz w podnieceniu recytował rozmaite właściwości kolejnych upiornych egzystencji dopóki dowódca nie walnął go otwartą dłonią po czerepie, przeklinając jego przodków pięć pokoleń wstecz.
Nie kracz - burknął na koniec.
Ich marsz trwał długo. Couilles, który od początku podróży w regularnych odstępach czasu sprawdzał, jak działa elektronika w końcu stwierdził, że nawet kompas zaczął szwankować.
Nie mieliśmy kontaktu radiowego od kiedy opuściliśmy samochód, zegarek siadł mi jakieś dwie godziny temu, a kompas w przeciągu ostatnich piętnastu minut. Chyba zbliżamy się do źródła zakłóceń - stwierdził.
Nie była to dobra wiadomość. Niebo zaczęło już ciemnieć. Słońce chyliło się ku zachodowi. Chmury przysłaniały ostatnie podrygi dnia.
W nocy nie damy rady dalej iść - rzekł jeden z tropicieli.
Póki co jesteśmy na kursie, ale te drzewa utrudniają mocno sprawę. Bez gwiazd nie będziemy w stanie się połapać - dodał jego brat.
Ich rozważania przerwał przenikliwy ptasi skrzek. Soucre zmarszczył brwi i uciszył towarzyszy gestem. Wsłuchiwali się wszyscy przez chwilę w upiorne zawodzenie.
To nie jest zwykły ptak - burknął Soucre.
Ktoś zapytał go dlaczego tak mówi, ale uwagę Waleriana odwróciło wołanie ptaka, odbijające się od wypaczonych magią drzew. Miał zdecydowanie lepszy słuch od większości ludzi i usłyszał zapewne to co Soucre, choć zdecydowanei wyraźniej.
Nie jesteście tu mile widziani - ostrzegał ptak, zataczający wokół nich szerokie kręgi - Odejdźcie. Odejdźcie…

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline