Walerian
Wkrótce samochód stał się bezużyteczny, las osaczył ich i zmusił do podróży na piechotę. Zakonnicy nie wyglądali na specjalnie tym faktem zmartwionych, byli w końcu mordercami potworów, to co kryło się w lesie było dla nich zaledwie kolejnym płotkiem do przeskoczenia w niekończącym się wyścigu z siłami ciemności, i tak dalej.
Allain i Delon szli przodem. wykorzystując swą znajomośc sztuki tropienia. Byli na tyle dobrzy, i na tyle inteligentni, że potrafili myśleć o drzewach, jak o zwierzętach, pozostawiających za sobą ślady.
Ich mały oddział brnął więc w głąb lasu i oznaczonego na mapie terytorium, które przynależało do czegoś co porywało zagubionych podróżników. A może nie. Trudno było stwierdzic, Soucre sypał jak z rękawa nazwami istot zdolnych do magii na poziomie, którego doświadczyli w labiryncie drzew. Mógł to być pogański bożek, faun, potężny demon, jakiś wysoko postawiony w hierarchii anioł, lub coś zgoła innego. Mały badacz w podnieceniu recytował rozmaite właściwości kolejnych upiornych egzystencji dopóki dowódca nie walnął go otwartą dłonią po czerepie, przeklinając jego przodków pięć pokoleń wstecz.
Nie kracz - burknął na koniec.
Ich marsz trwał długo. Couilles, który od początku podróży w regularnych odstępach czasu sprawdzał, jak działa elektronika w końcu stwierdził, że nawet kompas zaczął szwankować.
Nie mieliśmy kontaktu radiowego od kiedy opuściliśmy samochód, zegarek siadł mi jakieś dwie godziny temu, a kompas w przeciągu ostatnich piętnastu minut. Chyba zbliżamy się do źródła zakłóceń - stwierdził.
Nie była to dobra wiadomość. Niebo zaczęło już ciemnieć. Słońce chyliło się ku zachodowi. Chmury przysłaniały ostatnie podrygi dnia.
W nocy nie damy rady dalej iść - rzekł jeden z tropicieli.
Póki co jesteśmy na kursie, ale te drzewa utrudniają mocno sprawę. Bez gwiazd nie będziemy w stanie się połapać - dodał jego brat.
Ich rozważania przerwał przenikliwy ptasi skrzek. Soucre zmarszczył brwi i uciszył towarzyszy gestem. Wsłuchiwali się wszyscy przez chwilę w upiorne zawodzenie.
To nie jest zwykły ptak - burknął Soucre.
Ktoś zapytał go dlaczego tak mówi, ale uwagę Waleriana odwróciło wołanie ptaka, odbijające się od wypaczonych magią drzew. Miał zdecydowanie lepszy słuch od większości ludzi i usłyszał zapewne to co Soucre, choć zdecydowanei wyraźniej.
Nie jesteście tu mile widziani - ostrzegał ptak, zataczający wokół nich szerokie kręgi - Odejdźcie. Odejdźcie…