Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2014, 14:32   #10
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Echo rozgniewała się. Sługi ciemności jakimi niechybnie były nietoperze starały się ją powstrzymać od spotkania z tamtym człowiekiem. Nie dostrzegła żadnego dodatkowego zagrożenia i postanowiła zaryzykować. Znów przyspieszając i oddalając się od chmary anielica rozmyła się. Jej postać zapłonęła i zmniejszyła się. Niewielki ognik zapłonął a potem zgasł zmieniając się w podmuch wiatru.

Dla Echo świat zmienił się w przeszkody do ominięcia i ferie barw przekazywaną przez Ezekiela. W ten sposób widziała dokąd leci. Słyszała zaś całą sobą, szum traw intymnie ocierających się o podmuch powietrza jakim była, szelest liści poruszonych jej obecnością. Bliskie i namacalne.

Przemykając pomiędzy niewygodnymi miejscami Echo skryła się przy ziemi. Przelatując przez krzaki i kępy traw mocno zwolniła ale brnęła do przodu do murów miasta i starczego mężczyzny.

Ezekiel, który miał oko na wszystko, a zwłaszcza stado nietoperzy, ukazał Echo obraz wirującej chmary, poszukującej ukrywającego się celu. Skrzeki zdezorientowanych stworków pozostawały jednak w tyle w miarę jak Echo i Ezekiel zbliżali się do Zurichu.
Gdy w końcu przekroczyli granice miasta, dziwne, chłodne uczucie ogarnęło ich istotę. Był w nim niepokój, a jednocześnie ukojenie, jak w zimnym kompresie uciskającym bolesne miejsce - łagodziło, a jednak uwierało.
- Żelazo - szepnął Ezekiel - I sól… wszędzie dookoła, żelazo i sól.
Echo czuła w powietrzu te dwie wymieszane wonie, wznoszące się nad chodnikami, wokół starych budynków, a w szczególności wśród zabytków sakralnych. Sól i żelazo przesiąkały to miasto od podstaw po dachy najwyższych wież, zabezpieczając je przed atakami wszystkiego co nieboskie. I rzeczywiście, nietoperze nie śmiały nawet zbliżyć się do granic zabudowy.
Mimo to, ulice i budynki ziały pustkami. Choć Zurych zdawał się idealną kryjówką, nie było w nim żywej duszy.

Echo przez chwilę podziwiała miasto. W jej przekonaniu ludzie choć nie byli tak wielkimi architektami jak ich ojciec, potrafili tworzyć wielkie rzeczy. Byli tacy podobni do swoich braci mniejszych. Niczym mrówki albo pszczoły budowali swoje ciasne siedliska z kompleksem dróg i korytarzy. Potem niszczyli wzajemnie swoje dzieła w akcie agresji i przemocy. Ludzie są takimi smutnymi dziećmi czasami. Krzyczącymi aby zwrócić uwagę swojego ojca gdy ten ciągle patrzy… przynajmniej do niedawna.

Cherubin podleciała do wieży znów zmieniając kształt na orli. Był dużo większy niż właściwe zwierze, ale najmniejszy ze wszystkich materialnych form. Złote pierze zaświeciło na chwilę gdy słońce wyjrzało spomiędzy chmur. Ciemna sylwetka ptaka o czarnych piórach z granatowym połyskiem usiadła na parapecie jednego z okien.

Prześlizgując się pod wskazówkami zegara orlica poczłapała niezgrabnie aż wylądowała na podłodze. Na chwilę jakby zapominając gdzie jest i po co przybyła odwróciła ptasim sposobem głowę i obejrzała swój stan. Ezekiel chwilę pozwolił jej spojrzeć na siebie z boku. Niezadowolona z wyglądu Echo zaczęła pospiesznie układać dziobem potargane przez nietoperze piórka. Gdy nie wyglądała już na poturbowaną postanowiła ruszyć dalej.
Postać orła urosła zmieniając się w lwicę o kobiecej głowie i piersiach. Wyglądem cherubin przypominała sfinksa. Jednakże ona nie zadawała zagadek i nie zamierzała żerować na ludzkich zwłokach.
Ostrożnie schodząc po schodach anielica wypatrywała starca. Cztery łapy stąpały ciężko jedna za drugą. Cielsko lwicy sprawiało, że głowa była niżej niż zad i Echo musiała przystanąć aby unieść głowę w poszukiwaniach. Dodatkowo chciała wiedzieć jak daleko ciągnął się schody.

W końcu dotarła do ich końca. Idąc kawałek dalej ujrzała wnętrze kościoła.

Ogromne organy zdobiące ścianę zwróciły uwagę anielicy jednak to nie tego szukała. Rozglądając się za człowiekiem, jedynym jakiego dostrzegła w mieście, odnalazła go po niedługiej chwili.
- Witaj człowiecze - Echo odezwała się miękkim głosem.

Mężczyzna wyglądał staro. Jego siwe włosy były poplątane i zwisały w strąkach aż po ramiona. Miał na sobie stary, burgundowy szlafrok i piżamę, która miała już swoje najlepsze dni za sobą. Chodził bosy po kamiennej posadzce kościoła, a w naznaczonej wątrobianymi plamami dłoni trzymał oliwną lampę.
Patrzył zamglonymi przez wiek oczyma na cherubina w swej naturalnej formie i nawet nie drgnęła mu brew.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - zapytał cichym, miękkim jak szlachetny perski dywan głosem.
Ezekiel ostrzegał jednak, że nie wszystko jest takie jak się wydaje. Mężczyzna był pod płaszczem iluzji, a z rękawa, do ręki, której nie widziała Echo wysuneło mu się długie srebrzyste ostrze.

- Jestem Echo - odpowiedziała anielica. - Nie zamierzam zrobić ci krzywdy - dodała spokojnie. Usiadła na posadzce i uśmiechnęła się ciepło do człowieka.
- Przychodzę z nieba w poszukiwaniu Veritatem Signorum. A przynajmniej tak mi się wydaję. Jednak moim głównym celem jest pomóc wam, ludziom. Przepraszam, że dopiero teraz wychodzę, ale z nieba nie jest łatwo się wydostać - oczy anielicy przepełnił szczery smutek. Miała na swoich barkach wielki grzech ale i wielką odpowiedzialność której nie mogła wypełniać. Porzucając Boga i niebo skazała się na tułaczkę, ale musiała bronić ludzi. Taki był cel jej istnienia.

Mężczyzna skrzywił się nieznacznie.
- Miałbym uwierzyć w twe czyste intencje? -prychnął - No już, wyjaw imię tego, który Cię przysłał. Miejmy to już za sobą.
W jego oczach można było dostrzec zarówno wyzwanie, jak i strach.

Echo posmutniała. Zaufanie to coś co zostało nadszarpnięte przez ataki zła i ciemności. Anielica podniosła się na tylnie łapy po czym powoli przekształciła się. Z jej ciała znikło futro, a na jej plecach wyrosły dodatkowe trzy pary skrzydeł. Pomiędzy kłębiącym się pierzem wystawały trzy głowy: wołu, lwicy i orła. Jednak to ludzkopodobna sylwetka była najbardziej widoczna. Złotooka aniecia o płoniennych włosach stała naga w swojej prawdziwej formie jaką stworzył jej ojciec.
- Nikt mnie nie przysłał - odpowiedziała spokojnie gdy za jej plecami pojawił się Ezekiel, wielkie koło o tysiącach oczu. Uśmiechnęła się.
- To był… mój wybór aby opuścić bezpieczne bramy nieba. Człowiecze proszę nie lękaj się - Echo uklękła na posadzce. - Nie zrobię ci krzywdy.

- Czyżby... - burknął mężczyzna, wciąż nieufnie. Cofnął się nieco i przesunął rękę tak by anioły mogły widzieć ostrze, które wcześniej starał się ukryć. Prosty srebrny sztylet przypominał bardziej czubek oszczepu, posłany był ze stopu srebra i stali, i poświęcony niebiańskimi runami. Bez wątpienia należał niegdyś do anioła, a jeżeli teraz miał go w ręku człowiek, to anioł ten musiał być martwy - Ostatniego żołnierza, który został przysłany przez anielskich generałów zabiłem tym właśnie ostrzem. Nie próbuj więc kłamać. W jakim celu szukasz Veritatem Signorum? Co o nim wiesz?

- Nic. Słyszeliśmy tylko z Ezekielem że wszyscy go poszukują. Słyszeliśmy, że należy go oddać zakonowi. Gdy spadliśmy aby wam pomóc szukaliśmy celu od którego moglibyśmy zacząć. Ta nazwa przyszła do nas wypowiadana przez usta wielu - Echo wybrała aby powiedzieć prawdę. Brzydziła się kłamstwem i nawet jeśli pod ułudą iluzji krył się wróg wolała zawierzyć swoim umiejętnościom niż oszustwu.
- Powiedz mi człowiecze - anielica wierzyła, że wyczuła by gdyby zło czaiło się pod postacią człowieka - czemu żołnierz anielskiej armii miałby doprowadzić do momentu w którym musiałbyś bronić się przed nim aż do jego śmierci? - Echo postanowiła w końcu przejść do ofensywy i nie odpowiadać biernie na pytania człowieka.

On prychnął.
- Jesteś naiwna, albo pięknie kłamiesz. Jeszcze nie wiem czy mogę Ci wierzyć - uśmiechnął się krzywo - Wiedz jednak, że nie raz widziałem zdradę waszego rodzaju. Veritatem Signorum to wasza wina. Cały ten nowy porządek to wasza wina.

Twarz anielicy wykrzywiła się w bólu i smutku. Słowa człowieka raniły ją tak jak zawsze raniły ich grzechy. Zdała sobie sprawę jak ciężkie zadanie mieli stróżowie słuchając codziennie złorzeczeń ludzi. Echo wstała.
- Nie wiem kim byli ci aniołowie, ale archaniołowie nie przekazują wszystkiego swoim podwładnym. Nic mi nie wiadomo o tym dlaczego sprawy potoczyły się jak się potoczyły - przewyższająca wzrostem anielica podeszła bliżej człowieka. - Nie wiem dlaczego mieliby powodować taki stan rzeczy… - Echo urwała na chwilę. - Nawet jeśli postanowili ponownie umocnić swoją władzę w niebie nie stoję za ich poczynaniami.
Anielica miała w pamięci przewrót, w którym archaniołowie przejęli naczelne stanowsika w armii najwyższego.
- Wiem, że wiele krzywd wam wyrządzono, jestem tylko jednym cherubinem ale naprawdę nie mam złych zamiarów. Moim obowiązkiem jest was chronić przed ciemnymi mocami i nawet jeśli oznacza to wyrzeczenie się ojca. Inaczej bramy są zamknięte dla tych co chcą wyjść - Echo pochyliła się sięgając w kierunku końcówki włóczni. Ujeła ją delikatnie wiedząc, że człowiek może pomyśleć, że chce ją zabrać. Nie szarpała się tylko powoli uniosła ostrze do swojej piersi.
- Nie kłamię i jeśli dobro jest naiwnością to może lepiej abym była naiwna niż kłamała. Jeżeli naprawdę uważasz, że to anioły zesłały ten kataklizm to masz prawo mnie osądzić. Nie byłam dość czujna aby powstrzymać działania moich braci ani nie podejrzewałam ich o taki czyn - powiedziała puszczając ostrze włóczni. Wiedziała, że ryzykuje, ale chciała sprawdzić ile dobra zostało w tym człowieku i czyj już wszystko wyżarła zgryzota i ból. Dla własnego zabezpieczenia zamierzała zmienić się w ognik gdy tylko poczuje jak człowiek pchnie włócznię.

Nie zrobił tego. Opuścił ramię i ponownie ukrył ostrze w szerokim rękawie szlafroka.
- Chodź - utknął odwracając się i ruszając przed siebie. Wszedł za ołtarz, gdzie ukryte były drzwi do zakrystii, tam otworzył wielkim żelaznym kluczem drzwi do piwnicy. Ezechiel zwrócił uwagę Echo, że w ich framugę wtopione są kryształy czystej soli. Podobnie w kręcone schody, którymi schodzili głęboko w dół. Niedługo znaleźli się w czymś na kształt jaskini, a może dawnej kopalni, której nieregularne ściany lśniły srebrnymi żyłami.
Wszędzie dookoła stały kute z żelaza półki, na których tłoczyły się prastare woluminy i nieco nowsze księgi o tytułach wszystkich językach ziemi.
- Witaj w jednym z archiwów Zakonu świętego Michała.

Echo uśmiechnęła się lewitując nad podłogą.
Ludzkie budowle chodź majestatyczne nie zostały przygotowane dla tak dziwnie zbudowanych istot jak ona. Wiele miejsc było dla niej zbyt małych lub krętych. Echo kilka razy zmieniała formę aby ułatwić sobie zejście i ostatecznie skończyła na latającym ogniku. Zeskakiwanie ze schodka na schodek jako orzeł nie było praktyczne.
- Czy zdradzisz mi swoje imię człowiecze? - zapytała twarz widoczna co jakiś czas na tle płomyczków. Niewielkie światełko jakim była anielica latała w koło człowieka wpatrując się w zbiory ksiąg jakie zakon uzbierał. Chłonęła ich bogactwo a przede wszystkim tytuły.
- Czy naprawdę wierzysz, że to nasza wina? - dodała po chwili.
Mężczyzna zamyślił się na chwilę.
- Tak, wiem to... - nie rozwinął myśli - Zwą mnie... Możesz mi mówić Jerzy.*
- Miło mi ciebie poznać Jerzy - ciepły w odczuciu głos odezwał się z ognika. Echo przestała krążyć i dalej jako ognik “przycupnęła” na ramieniu mężczyzny. Taka forma nie powinna straszyć ludzi. W niej wydawała się niegroźna.
- Wybacz, że wracam na drażliwy temat, ale czym dokładnie jest Veritatem Signorum? Słyszałam, że podobno posiada go jakiś diablik? Tak wielu pożąda tego… przedmiotu?

- To księga - rzekł mężczyzna sięgając po 'Żywoty archaniołów' i otwierając na stronach poświęconych Michałowi. Na jednej z kart widniała piękną rycina przedstawiająca anioła pochylonego nad zwojami i zawzięcie coś piszącego - Została spisana przez anioły po pokonaniu Lucyfera.
Mężczyzna zamilkł i rozpatrywał się w wizerunek zapracowanej istoty.

- Słyszałam o tym, nie wiedziałam tylko, że taką nazwę temu nadano - odpowiedział ognik. - Powiedz mi Jerzy do czego oni, kimkolwiek są, potrzebują tej księgi?
Eho miała najgorsze przeczucia ale wolała usłyszeć jakie podejrzenia ma człowiek.

Mężczyzna parsknął pod nosem i zatrzasnął księgę.
- Wiele jest frakcji, które chciałby mieć Veritatem. Wiele jest też powodów by je mieć - spojrzał na Echo widocznie rozważając, jak wiele może jej powiedzieć. Wciąż się wahał, ale chyba powziął już decyzję. W jego oczach nieufność nie lśniła już tak wyraźnie - W tej księdze spisano dokładnie wszystkie wydarzenia, które miały miejsce podczas wojny z Wielkim Zdrajcą, łącznie z tym jakich sposobów użyto by go obezwładnić i uwięzić. Co oznacza, że jeżeli wpadnie ona w niepowołane ręce…

Echo westchnęła. Było jej ciężko. Sfrunęła z ramienia mężczyzny i usiadła jako lwica z kobiecą głową i skrzydłami orła.
- Chcą go uwolnić prawda? Ujażmić jego moc, albo coś równie złego prawda? - odwróciła głowę w stronę mnicha.
- Jak wielu ludzi… - anielica zawahała się po czym porzuciła myśl kręcąc głową. - Co możemy zrobić?

Jerzy milczał przez chwilę.
- Księga powinna być w bezpiecznym miejscu, tam gdzie nikt nie będzie w stanie jej wykorzytać - stwierdził.

- Czyli gdzie?

- Tutaj - gestem omiótł archiwum.
 
Asderuki jest offline