Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2014, 01:24   #6
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przez dobrą chwilę stał w miejscu po tym jak drzwi wejściowej się za nią zamknęły i spoglądał na te kilka płyt, które jej wypadło. Mógł już wychodzić. Wręcz powinien. Dojazd do Plymouth to dobre pięć godzin, a i Arnold po drodze czekał. Wszystko było gotowe. Dzieciaki pozbierały resztę bagaży i siedziały w samochodzie. Sprawa z ekipą przeprowadzkową też była już dogadana. Można było już jechać…
Ale dla świętego spokoju postanowił wszystko sprawdzić. Trzeci raz. Niczego więcej nie znajdzie... Nie zaszkodzi i trzeci…

W kuchni nadal wyczuwalny był zapach sosu pomidorowego. Wczoraj już na pudłach jedli spaghetti. Całkiem niezłe wyszło jak na samodzielnie robione. Megan co prawda robi lepsze, ale ona akurat poza tym, że lubi czasem coś powymyślać w kuchni, to ma lepszą niż on intuicję do tego co z czym pasuje…
Sprawdził kilka szuflad i szafek. Wiedział, że są puste. Wielkie kuchenne cargo obok lodówki, jak zawsze zgrzytnęło domagając się większej siły…

- Wiedziałam, że jak będą montować tego jednego dnia kiedy nie mogę się zwolnić z dyżuru, to zrobią to źle!
Stanął za żoną i objął ją w pasie przyglądając się dziełu monterów. Chętnie się o niego oparła i przytuliła policzkiem do jego twarzy. Mimo wszystko nie była zła. Marudziła dla zasady.
- Zostaw to na razie, Ren. Jedna niedoróbka na taką kuchnię to i tak nieźle przy rachunku jaki nam wystawili. Poza tym nawet nie wiem, czy powinienem to poprawiać. Pamiętaj, że tu będą między innymi ciastka i inne takie… Lepiej, żeby dzieciaki nie miały za łatwo z dostaniem się do nich.
Uśmiechnęła się i odwróciwszy buzię na bok, pocałowała go.
- Podoba mi się nasz dom - powiedziała z niewymuszoną iskierką czystego szczęścia w oczach.
- Mhmmm… a wiesz, że dziś dzwonili i... - odpowiedział z niewymuszoną iskierką czystego pożądania w oczach - jutro przychodzi zamówione łóżko?


Cargo zgrzytnęło ponownie gdy je mocno zamknął. Dzieciaki nigdy nie miały z nim problemu.

Pokój Jake’a i sypialnia można było uznać niemal za stan deweloperski. Tu nawet nie było czemu chwilę czasu poświęcić. Niewiele inaczej miał się pokój gościnny, w którym ostatnio zadomowił się Steve.
Tylko u Maddie znalazł się jedyny powód dla którego mógł sobie przyznać, że to obejście miało jakikolwiek sens. Niedomknięte okno. Podszedł. Poprawił. Od razu zauważył. Ze spoczywającego na skraju parapetu niedopałka nadal unosiła się malutka smużka dymu.

Łazienkę sobie darował. Dość. Uzbroił alarm i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

***

Podczas jazdy pozwolił by pochłonęło go prowadzenie potężnego cadilaca. Lubił to, a poza tym jakoś tak… dawno nie przyszło mu spędzić tyle czasu w tak zamkniętej przestrzeni z dzieciakami i ojcem. Nie bardzo czuł się na siłach by rozmawiać. Z nimi wszystkimi. Na raz. Wiedział co o tym wszystkim sądzą. Albo starają się pokazać, że sądzą. Upał też nie zachęcał. Zastawiał się więc funkcją kierowcy i milczał. Z czasem więc tylko się odzywał, gdy cisza robiła się nieznośna. Poza tym jedyny głos na jakim się skupiał pochodził z radiowych komunikatów drogowych. Nadrobi na miejscu. Na pewno nadrobi. Z każdym z nich. Na pewno.

***

Gdy dojechali, wypadek tego chłopaka… Andy’ego. Zaniepokoił go trochę. Przyjechał tu na prostą robotę, a może się okazać, że spędzi tu kilka dobrych dni. Przez wypadek podczas pracy dla Daniela. Zapamiętał sobie by odwiedzić go następnego dnia w szpitalu i zapytać, czy mu czego potrzeba. Może akurat Megan zdąży dojechać. Miała jakoś na dniach… No i Steve’a też wyglądał, bo najstarszy dojeżdżał swoim samochodem. Przekazał szefowi ekipy, by ten skierował go do Plymouth. Szczęśliwie spotkali się na drodze wiodącej do samego domu i na jedzenie pojechali już razem.

***

Nie lubił tego typu szczerości. Zwłaszcza u osób tak młodych. Nawej jeśli Hortonowie komuś nie przypadli do gustu, to teraz ten dom należał do nich. Do Cravenów. I Daniel Craven, choć czuł, że intencją dziewczyny była raczej szeroko rozumiana dobra rada, niż groźba, to źle zniósł myśl, że ktokolwiek z okolicznych mógłby życzyć ich domowi spalenia.

***

Złe samopoczucie natychmiast go opuściło gdy po powrocie przekroczył próg domu. Ich nowego domu. To… to naprawdę było to. Wiedział, że to odczuje, ale nie sądził, że tak bardzo. Jakby mu ktoś z serca zdjął rok najgorszych i najcięższych zmartwień. Jakby to naprawdę była nowa szansa na to co im odebrano… Również Jake i tatko wydawali się jakby pozytywnie zaskoczeni. Spojrzenia Maddie nie udało mu się uchwycić. I tylko Steve zdawał się równie niezadowolony teraz co na początku. Jeszcze zmieni zdanie.
Zabrał się za rozpakowywanie rzeczy, które po uzgodnieniu ekipa zostawiła nadal w kartonach.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline