Antoni Dyszak
Spojrzał z wyrzutem na dawnych kumpli. A mogli pójść. Mogli pojechać do kiosku po "Tydzień z Jezusem", mogli wyjść i podzwonić do swoich żon. Mogliby nawet zgarnąć jakiegoś gnoja, którego mają na liście. Ale weszli do środka, weszli do jaskini lwa. Tak, lwa- Antoni uwielbiał nazywać siebie lwem, był równie potężny i silny co te zwierzę, król zwierząt. A z jaskini lwa naprawdę ciężko wyjść... -Siadajcie, ja się szybko ubiorę, umyje i może napijemy się kawy i pogadamy o tym, czego chce Serafin od waszego starego kumpla...- wysapał Dyszak, po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Musiał działać szybko. Wziął koszulę, skarpety, spodnie, jakieś stare bokserki i drugie, nowsze. Oraz pewien mały, owalny kształt, schowany za komodą. Tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś był w podobnej sytuacji. Wcisnął kształt do starych gaci i wyszedł z pokoju.
Przechodząc przez salon rzucił na jedną z szafek noszone już bokserki, wciskając ich zawartość małym palcem, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Pięć sekund, tyle pozostało przytomności jego dawnym kumplom z pracy. Szybko zatkał szczelinę pod drzwiami łazienki koszulą i, "pilotem" noszonym jako brelok do kluczy, wyłączył klimatyzacje w całym domu.
Trzy, dwa, jeden...
Syk. Nawet nie tak głośny, mogliby nawet nie usłyszeć. Dyszak jednak słyszał. O ironio, oszołomi ich gaz wydostający się z moich starych gaci, pomyślał Dyszak. Teraz jednak nie miał czasu na żarty- oddalił się od drzwi i odbezpieczył broń. Jeżeli któryś nie zaśnie- będzie trzeba mu pomóc... Dyszak był gotowy.
W końcu weszli do jaskini lwa...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |