Przeciwników było wielu. Może zbyt wielu. Ale teraz kiedy to wszystko się zaczęło nic już nie miało znaczenia. Trzeba było nadstawić karku razem z innymi, a nie tchórzliwie czekać dalej w krzakach. W głowie Balina krążyły setki myśli. Z jednej strony rwał się do przodu tak jak nakazywał mu honor i silna wiara, że Vallayia jest jego tarczą, a z drugiej ciągle stał w miejscu jak wryty... Przecież samych mutantów było tak wielu... A do tego dochodzili jeszcze potężny zwierzoczłek i jacyś zdrajcy rasy ludzkiej... Nim strach sparaliżował go mocniej zmówił słowa krótkiej modlitwy, a później wciskając młodej zielarce do ręki dwie sztuki złota wyszeptał do niej: - Jeśli nie uda mi się ujść żyw ze tej bitki to obiecaj, że poślesz gońca z wieścią do Kamiennego Domu we Talabheimie jako żech poległ. Że strachem i hańbą się nie okrył, a imię mojej pani wychwalałem do końca.
Po tym wszystkim Balin zrobił kilkanaście kroków na północ od pozycji Sorena i stamtąd z toporem w ręce i khazalidzkim okrzykiem okrzykiem "Vallayia dova me" ruszył szarżą na flankę mutantów. |