Halleksowi najpierw ścisnęło żołądek, gdy zobaczył zmierzający w jego kierunku zastęp żołnierzy. Nawet zdając sobie sprawę z tego, że przychodzą z pomocą, wciąż poczuł się źle, z czystych emocji. Poza tym, co z ludźmi, których zwerbował wcześniej? Co z Veraticusem? Czy Sulla w ogóle po nich nie poszedł, czy też z jakiegokolwiek powodu łotry te zniknęły i nie zastawszy ich, musiał szukać wsparcia gdzie indziej?
Ale nie było czasu, by się nad tym zastanawiać. Hallex zerknął na optio, łapiąc mężczyznę na gapieniu się na kroczące w ich stronę oddziały z rozdziawioną gębą. Trzeba było kuć żelazo póki było gorące.
― Czy taki argument jest dla ciebie wystarczający? ― zapytał Hallex możliwie dostojnym tonem. ― Nie ma czasu, by załatwić stosowne dokumenty, ale jak widzisz, posiadamy... de facto autoryzację. Lepiej, żebyście nam zeszli z drogi.
Swoją drogą, pomyślał, ciekawe skąd Sulla taką "autoryzację" wziął. Będzie musiał zapytać go o to później. Zapyta także o to, co się stało z ludźmi, po których wysłał legionistę. Najgorsze w obecnej sytuacji było wszak to, iż mogą nie dać rady dogonić Simoniusa na piechotę; szkoda, że nie mają tego tuzina koni, które wcześniej zakupił. Ale Hallex nie zamierzał się z tego powodu poddawać. W końcu zdecydował, że będzie walczył do końca, nawet jeśli będzie się wydawać, że jego plan już się ma nie powieść. |