Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2014, 12:24   #8
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Czworonożny kształt nie pojawił się podczas codziennego rytuału medytacji i zapamiętywania czarów. Co prawda Janos i Bixi w końcu zaryzykowali wyjście i sprawdzenie śladów, ale i tak żadne z nich nie potrafiło określić czym istota była ani czego szukała. Z punktu widzenia Arii dobre było chociaż to, że miała okazję zamienić kilka słów z rodzeństwem gdy Bixi odważyła się skorzystać z toalety pod chmurką.
- Iris… wiem, że obiecałaś Bixi, że pójdziesz z nią odzyskać dzieci… Ale czy powiedziała ci coś więcej? Pchanie się na ślepo prosto w paszczę Zhentów nie wydaje się być dobrym pomysłem…
Półnimfa w praktyce pokazała do czego przydaje się magia - ku pożytkowi wszystkich. Tym samym co wypróbowane przez Janosa, prostym zaklęciem dopiero co oczyściła odzienie i samych uciekinierów. Teraz zerknęła na Arię przerywając czesanie włosów.
- A jaki mamy wybór? - zapytała bez śladu ironii. - Ario, potrzebujemy bezpiecznego schronienia, niechby i u rodziny Bixi. Jeśli nam się uda będziemy mieli gdzie zamieszkać. Jeśli nie… - głos jej zadrżał. - I tak każdy krok może się dla nas skończyć tragicznie. Przynajmniej mamy Janosa.
Półsmok wzruszył ramionami. Wystające z nich i z kręgosłupa kolce już wyszarpały dziury w okrywającym go kocu.
- Pokładasz we mnie wielkie nadzieje - spojrzał ku Iris, potem odwrócił się do Arii. - Nie bardzo widzę co innego moglibyśmy zrobić. A Bixi najpewniej sama nie wie nic więcej, nie sądzę by… - zacisnął szczęki - nasz ojciec coś więcej jej powiedział. Masz jakiś pomysł?
- Ja? - zdumiała się planokrwista. Jej wiedza o świecie nie była większa, a może nawet mniejsza niż uwięzionego przez lata Janosa.
- Tak, ty. Jesteśmy w tej samej sytuacji, wszyscy - chłopak obrócił głowę nieco gadzim ruchem, spoglądając na obie siostry. - Każdy pomysł jest na wagę naszego życia, a już pokazałaś jaka jesteś sprytna i zdecydowana. Byle szybko, Bixi zaraz wróci.
Iris znowu przerwała czesanie włosów i wbiła niewidzące spojrzenie w klepisko. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili zamknęła je i potrząsnęła leciutko głową.
- Wiecie, ja nawet nie pamiętam już jak wygląda otoczenie Llorkh - Janos odezwał się ze zmieszaniem. - Macie może mapę?
- Ja mam - odezwała się Iris i sięgnęła do swojego plecaka.




Janos skinął z uznaniem widząc dowód przezorności siostry i czym prędzej pochylił się nad
mapą.
- Kawał drogi… chyba - rzekła Aria wpatrując się w kawałek pergaminu. - Problem w tym, że na traktach na pewno będą nas szukać. Najlepiej byłoby chyba przyłączyć się do jakiejś karawany. No i musimy kupić konie, albo inne wierzchowce, ale nie wiem ile by to kosztowało. Ile macie z Bixi pieniędzy? - spytała siostry myśląc o rzeczach ukrytych w swoim plecaku.
- Jesteśmy na tyle charakterystyczni że trudno nam się będzie ukryć - powiedział Janos z przygnębieniem, wskazując skrzydła które nawet pod kocem odznaczały się wyraźnie. Uroda dziewcząt czy różnorodność wzrostu i ras również nie dawały wielkich nadziei na uniknięcie rozpoznania przez Zhentów.
- Na to już wymyśliłam rozwiązanie. Kupimy duży plecak, wytniemy w nim od środka dziury i schowamy w nim skrzydła oraz część kolców - wyjaśniła zadowolona z siebie Aria. - Co do reszty twojego wyglądu możemy kupić ćwiekowaną skórznię czy inną taką zbroję, widziałam takie u Zhentów, i kolce będą udawały część uzbrojenia. My możemy przefarbować włosy i je… ściąć - ostatnie słowo powiedziała wyraźnie niechętnie. - Poza tym brudne i w zwykłych ubraniach wcale nie będziemy wyglądać jak panienki z rezydencji. Choć chłopców chyba ciężko będzie udawać.
Rodzeństwo popatrzyło po sobie z wahaniem.
- To… może się udać… - przyznał chłopak - przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Zanim przeliczymy złoto i kosztowności to na co się zgadzamy? Pomagamy Bixi?
- Nie podoba mi się ten pomysł, ale też nie mam lepszego - uczciwie powiedziała Aria. - Najlepiej by było uciec do jakiegoś wielkiego miasta i zgubić się w tłumie… Ale czy to też nas nie zgubi? Tak na prawdę tylko Bixi wie jak wygląda prawdziwie życie…
- Jeszcze jedno - wtrąciła Iris ostrzegawczym tonem. - Pogranicze jest na tyle słabo zasiedlone, że brudni i przebrani nie zmylimy Zhentów uprzedzonych o zbiegłej czwórce na którą składa się rosły mąż, prawie dorosły chłopak czy dziewczyna - wskazała na siebie - i dwoje malców.
- Dlatego właśnie mówiłam, że musimy się przyłączyć do większej grupy, która składa się z takich różnych zbieranin ludzi - wyjaśniła pokrętnie planokrwista.
- Czarną Drogę przemierzają praktycznie wyłącznie karawany Czarnej Sieci - odpowiedziała Iris. - To już prędzej na drodze do Błyszczących Wodospadów można spotkać… niezrzeszonych.
- Aha - Aria wyraźniej oklapła. - Przez dzicz chyba nie pójdziemy, prawda…?
- Nie damy rady - półnimfa powiedziała stanowczo.
Janos westchnął, ewidentnie rozdarty.
- Pomożemy jej - odezwał się pospiesznie, bowiem gnomka właśnie wracała. - Dobrze, sprawdźcie teraz co macie ze złota - dodał już na użytek Bixi.
- Twoje bransolety - puściła do niego oko Aria. - Myślisz, że damy je radę jakoś zdjąć?
Ze swojej sakiewki wyciągnęła chudy mieszek, perłowy naszyjnik, pasujące do niego srebrne kolczyki z perłami oraz cienką złotą bransoletkę.
- Nawet nie wiesz z jaką chęcią - uśmiechnął się chłopak. Na próbę chwycił za jedną z ozdób i zacisnął palce. Przez moment w ciszy mocował się z opornym metalem. Dzięki temu - i otwartym na oścież drzwiom - dźwięk który rozległ się w oddali przykuł uwagę Iris a potem jego.
- Szczekanie - rzuciła półnimfa z niepokojem w głosie.
- Psy - Janos dodał prawie równocześnie. Na chwilę wszyscy zamarli. Zrazu słabo słyszalny dźwięk ewidentnie się przybliżał.
- Łapcie rzeczy! Uciekamy! - krzyknął Janos. Wyciągająca swój dobytek z plecaka Iris - a dużo tego było, jak Aria zdążyła dostrzec przez te kilka chwil - na powrót wepchnęła rzeczy do środka. Półsmok i gnomka chwycili własny ekwipunek. Aria zgarnęła precjoza do mieszka i chwyciła zwój ‘Szybkiego odwrotu’, by choć na starcie nie spowalniać reszty.
- Gdyby udało nam się dobiec do rzeki moglibyśmy zgubić posokowców - poddała pomysł drżącym głosem. Pamiętała, że jakaś rzeka opływa miasto, ale z której strony i jak daleko od niej odeszli…
- Powinna być na południe, ale bez mostu nie przekroczymy jej! - odkrzyknął Janos. - Szybko!
Aria nie czekała już - tak samo jak Bixi gdy przekonała się że szczekanie nadal się przybliża i przypomniała sobie o zwoju dodającym chyżości. Obie też wypruły z chaty z takim impetem że pilnujący tyłów Janos został naprawdę daleko z tyłu, a one bez trudu zrównały się z biegnącą lekko Iris. Planokrwista przez chwilę miała możliwość podziwiania zwinnej i gibkiej sylwetki siostry, ale pościg - jeśli faktycznie były to jego odgłosy - sprawił że musiała się skupić na opanowaniu odruchowego lęku. Gnomka nawet nie próbowała. Biegła tak szybko że dopiero po minucie czy dwóch, gdy magia zwojów wygasła, cała czwórka połączyła się w końcu. Na zachód, ciągle i ciągle pomiędzy młodymi drzewami i przez zagajniki. Teraz uwidoczniła się przewaga długonogiej półnimfy i ogromnego Janosa - gdyby tylko zechcieli Aria i Bixi zostałyby daleko z tyłu. Na przykład na pożarcie pościgowi.
Przez jakieś pół godziny niewiele się zmieniło. Janos co jakiś czas się zatrzymywał i doganiał resztę, informując że jego zdaniem psy nie przybliżają się do uciekinierów. Z każdą minutą jednak Aria i Bixi traciły siły - niezahartowane do trudów, w odzieży i butach które może i dobrze spisywały się na uliczkach Llorkh, ale gorzej w trakcie szaleńczej ucieczki i kluczenia wśród drzew i zarośli, pozbawione szansy na posiłek. Również półsmok zwalniał a jego kroki stawały się coraz bardziej chwiejne. Osłabiony upływem krwi i głodem czerpał ze skromnych rezerw energii ale nie mogło to trwać wiecznie.
- Poczekajcie! - wykrztusił wreszcie. - Nie damy rady uciec!
Szczekanie przybliżało się. Aria kurczowo złapała Janosa za rękę, drżąc ze strachu i zmęczenia. Jedzenie, które zabrała skończyło się rankiem; do picia mieli tylko wodę z mijanych sadzawek, smakującą mułem i rzęsą. Wytężyła słuch; zdawało jej się, że biegną dwa albo trzy psy… bardziej martwił jednak odgłos końskich kopyt - niewiele, ale zawsze. Pocieszała się myślą, że magowie jeżdżą raczej w kolaskach, a do tej pory Ludzie Gubernatora nie popisali się odwagą gdy szło o radzenie sobie z czarodziejkami. I półsmokiem.
- Może wespniemy się na drzewa? - zaproponowała planokrwista wskazując na zagajnik z wyjątkowo okazałymi drzewami. Co prawda nigdy nie wchodziła na drzewo… ale to nie mogło być przecież takie trudne, prawda?
Wcześniej minęli kilka młodych lasków, skupisk drzew, a nawet parę zrujnowanych chat. Zapewne kiedyś - niezbyt dawno temu - były tu pola uprawne, które porzucono. Aria nie wiedziała czemu i nie miała czasu ani ochoty się w to zagłębiać. Dopóki ścigający mają psy ucieczka nie będzie możliwa, a zmylenie ludzi iluzjami czy widmowymi odgłosami nic nie da… choć mogli spróbować. Nie miała nic czym mogłaby pozbawić zwierzęta węchu. Choć może w którejś z chat znaleźli by coś pożytecznego? Chociażby pieprz. Podzieliła się tą myślą z rodzeństwem. Janos zawahał się.
- Oni mogą mieć kusze! - Iris zaprotestowała - Ustrzelą nas!
“A my ich”, chciała powiedzieć Aria, ale dla Janosa to przechyliło szalę. Półsmok wykrzesał resztki sił i pobiegł ku majaczącemu w gąszczu kształtowi trzymając siostrę za rękę.
- Tutaj! - wychrypiał. Przerażona Bixi potruchtała za półnimfą, a Aria w przelocie dostrzegła na twarzy nauczycielki jak wiele wysiłku kosztowało ją te pół godziny przedzierania się przez chaszcze i nierówny teren. Nałóg gnomki na pewno również jej nie pomagał.
- Aria, Iris, zdołałyście nauczyć się zaklęć, prawda? - półsmok miał naprawdę grubą skórę i mimika jego twarzy była szczątkowa, ale dziewczynka po wyrazie jego oczu i gestach poznawała jak bardzo jest zmartwiony i niespokojny. - Tu będziecie miały osłonę, spróbujcie się bronić czarami.
- A ty? - szepnęła Iris, ignorując sapiącą jak miech kowalski Bixi.
- Zaskoczę ich na zewnątrz - powiedział brat, odłożył korbacz i zaprezentował upazurzone dłonie. - Jeśli znacie jakieś zaklęcie które by mnie jakoś ukryło…
- Nie! - krzyknęła Aria, kurczowo wczepiając się w rękę brata. - Ukryjmy się tu wszyscy, może same zaklęcia wystarczą, by ich przegonić. Nie masz sił na walkę, nie ma sensu ryzykować! A jeśli Iris ma rację i mają kusze? Korbaczem czy pazurami - wtedy nic nie poradzisz!



Coraz głośniejsze ujadanie przybrało naraz na entuzjazmie i sile. Wszyscy dopadli okna straszącego stoczonym przez żywioły kamieniem. Malutka Aria ledwo dostrzegła ponad kruszącym się murem i wśród gałęzi sylwetki jeźdźców zbliżających się niedbałą gromadą.

- Co się dzieje, co się dzieje? - dopytywała się Bixi.
- Dogonili nas - Janos odpowiedział posępnie. - Dwóch zbrojnych prowadzi psy tropiące - dodał na użytek niższych osób. Rozejrzał się po zrujnowanym domostwie.
Spoglądająca na niego Aria, mimo że zajęta recytacją formuł które pracowicie zapamiętywała jeszcze pół godziny temu, zauważyła coś dziwnego. Z tyłu, tuż za oknami pozbawionej dachu budowli o dwóch izbach wyrastał wał ziemi który przewyższał wysokością nawet samo domostwo. Po co było zostawiać okna wychodzące na odległy o parę kroków stok? Przy okazji oglądania widoczków omal nie skręciła kostki na pokruszonych kamieniach i oślizgłym błocku pokrywającym podłoże. Całe wnętrze stanowiło jedno wielkie rumowisko, na szczęście ściany wyglądały na solidne.
Półsmok był w rozterce. Wreszcie jednak skinął głową.
- Dobrze, zostanę. Przyszykujmy się - podniósł i zważył w dłoni kamień.

Psy poszczekiwały z entuzjazmem jakby im za to płacono. Janos burknął coś plugawego pod ich adresem. Było jasne że zmysły czworonogów są ich najgroźniejszą bronią względem uciekinierów.
- Nadchodzą - syknęła Iris. Bixi trzęsła się w kącie. Ponad murem Aria widziała zbrojne sylwetki przemykające od drzewa do drzewa, od krzewu do krzewu. Nie dostrzegała jeszcze szczegółów, ale wydawało się że żadna z nich nie miała na sobie purpurowego płaszcza czy jakiegoś innego charakterystycznego stroju który oznaczałby jakąś ważną w Llorkh personę.
- Hej, wy, tam! - rozległo się z tamtej strony. - Wiemy że gdzieś tutaj jesteście! Poddajcie się! Radzę po dobroci!
- Znam ten głos - mruknęła półnimfa. Również Aria miała wrażenie że młody męski głos nie jest jej nieznany.
- Nie odzywajmy się. Niech podejdą bliżej - szepnęła dziewczynka. Chciała zobaczyć ilu jest napastników… i kim byli.

Janos ziajał niemalże jak pies - jego gruba skóra uniemożliwiała taką regulację temperatury jak w przypadku ludzi. Aria miała wrażenie że rozlega się to strasznie głośno i oczyma wyobraźni widziała przyciągniętych tym ścigających. Tymczasem jednak tyraliera pięciu czy sześciu zbrojnych zmierzała niezupełnie wprost ku ruinom gospodarstwa. Jedynie dwóch czy trzech spośród nich kierowało się prosto na uciekinierów, reszta szła gdzieś w lewo - w tym jeden z prowadzących dwa psy gończe. Pierwszy zbrojny wychylił się zza muru i bacznie przyglądał ruinom, za chwilę dołączył do niego kolejny i mężczyzna z powarkującym psem. Aria podobnie odzianych mężczyzn widziała w eskorcie karawan Zhentów, towarzyszących im podczas przemierzania Czarnej Drogi.


Rodzeństwo schowało się po obu stronach okna i pod nim. Po dłuższej chwili na zewnątrz rozległy się szybkie, przybliżające się kroki.
- Co robimy? Może by to tak złapać znienacka jak wejdzie i w łeb, po cichu? - niepewnie zaoponowała Aria. Tylko co z psem? Wcale jej się nie uśmiechało katrupić bogu ducha winnego zwierzęcia.
Janos skinął głową i niczym wąż ruszył do sąsiedniej izby. Aria i Iris ruszyły za nim. Dziewczynka zatrzymała się jednak przy Bixi i potrząsnęła nią mocno.
- Ogarnij się. Chcesz jeszcze zobaczyć swoje dzieci, czy nie? - syknęła ostro. Gdy jednak tylko odwróciła się do drzwi kompletnie zapomniała o gnomce.
 
Sayane jest offline