Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2014, 08:57   #9
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację




Wchodzący do chaty mężczyzna był równie zaskoczony co Aria i jej rodzeństwo. Zanim siostry zdołały zareagować Janos gwałtownie przyspieszył i rzucił się na zbrojnego… i wywrócił się jak długi, lądując tuż u jego stóp! Mężczyzna był tak zaskoczony że dopiero gdy oszołomiony półsmok uniósł głowę z gruzowiska, przypomniał sobie o trzymanym w dłoni toporku!
- Broń! - pisnęła Aria i rzuciła się by przytrzymać rękę nieznajomego zbrojną w śmiercionośne narzędzie zanim ten zdoła go użyć na leżącym u jego stóp zaklinaczu. Całym ciężarem swego małego ciałka uwiesiła się u ręki wojaka, z rozpędu omal nie tratując Janosa. Byłaby nawet nieznajomego ugryzła, byle by tylko puścił siekierkę, gdyby nie to, że na rękach miał skórzane karwasze. W chwilę później poczuła dlaczego nigdy, przenigdy nie powinna mocować się z mężczyzną. Wydawało się że nawet jej nie poczuł.
- Aria!!! - Iris wrzasnęła z frustracją gdy topornik zaczął ruch który miał rzucić dziewczynkę na ścianę i połamać drobne kości. Planokrwista niejasno zdała sobie sprawę z tego że jeszcze nigdy nie słyszała by siostra tak szybko splatała zaklęcie. Mężczyzna zamarł w miejscu i z głupkowatą miną spojrzał na półnimfę. Z zewnątrz rozległy się krzyki i warkot.
Mężczyzna znieruchomiał na tyle długo by Janos zdołał się poderwać na równe nogi i tym razem dopaść do niego. Rozwarł olbrzymie szczęki i wgryzł się w szyję zbrojnego a jego szpony zagłębiły się w brzuchu i krew trysnęła. Na zewnątrz rozległ się szczęk pazurów i warkot, a wielka czarna bestia wpadła do środka pełnym pędem. Dwóch mężczyzn - starszy w kolczudze, którego ujrzała jako pierwszego i młodszy odziany w skóry - biegło już za nią z bronią w rękach i pokrzykując alarmująco.





Oszołomiona Aria opadła na kolana obok napastnika, wciąż trzymając go za rękę. Słyszała bulgot uciekającego powietrza dochodzący z przegryzionej tchawicy nieznajomego. Czuła smród rozerwanych pazurami wnętrzności. Coś ciepłego spływało jej po włosach; pod nogami również czuła rozlewającą się lepką, parującą kałużę. Bała się unieść głowę, bała się tego, co może zobaczyć. Wiedziała, że walczą o wolność, o życie, lecz to… Nie mogła się zmusić by spojrzeć teraz na brata, wbiła więc spojrzenie w inną bestię, tę na wysokości jej wzroku i pędzącą prosto na nią. Wyszczerzone kły, przekrwione oczy i kapiąca z pyska ślina sprawiły, że dziewczynkę opuściły skrupuły. Poczuła się znów jakby obok siebie - gotowa do działania zobojętniała kulka determinacji i intelektu.

- Val. Lote. Morgul. Kir! - wydeklamowała płaskim głosem posyłając kulkę mocy wprost w nadciągające zwierzę. Pies zaskowyczał gdy pocisk trafił go w korpus ale z tym większą wściekłością wgryzł się Janosowi w udo. Chłopak krzyknął z bólu i upuścił topornika który runął jak szmaciana kukła.
Iris zawyła z frustracją. Aria wiedziała że siostra nie znała zbyt wielu - by to nazwać łagodnie - bojowych zaklęć. Półnimfa kolejny raz przywołała swoją moc i odziany w skóry zbrojny z nożem w dłoni zatrzymał się w wejściu jak wryty, tak nagle że drugi z mężczyzn wpadł na niego.


- Arni, co robisz?! - wrzasnął na towarzysza, omal nie wywracając się i łapiąc kamiennej futryny. Przedarł się koło niego i sięgnął po nadziak. Ale kosztowało go to cenne sekundy.
Pies zaskowyczał gdy półsmok z rykiem nieledwie rozerwał go na kawałki. Zaciekłe zwierzę nawet umierając próbowało gryźć potwornego przeciwnika ale nadaremnie - mokre od krwi kły ześliznęły się po twardej skórze.
Aria z trudem powstrzymała się przed sięgnięciem po toporek martwego żołnierza i wbiciem go w nogę mężczyzny z nadziakiem. Znów ochlapała ją świeża krew; z przerażenia miała ochotę krzyczeć, gryźć, kopać i drapać, ale cichutki głosik z tyłu głowy powtarzał jej, że rzucanie się - nawet z bronią - na dorosłych wojowników jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Ignorując zauroczonego przez siostrę Arniego wymruczała cichutko kolejne zaklęcie magicznego pocisku, kierując jego moc w stronę ostatniego z mężczyzn. Ten krzyknął z bólu. Janos wyprostował się na pełną wysokość i warknął, a jego twarz i dłonie ociekały krwią. Mężczyzna krzyknął znowu i cofnął się krok za krokiem z przerażeniem w oczach. Jego towarzysz dołączył do wrzasku gdy niska postać przepchnęła się między rodzeństwem i wyrecytowała słowa zaklęcia. Snop płomieni trysnął z dłoni gnomki i owionął obu najemników, a ich wrzaski raniły uszy. Poparzeni i przestraszeni odwrócili się i uciekli. Janos napiął mięśnie i mimo rany rzucił się do drzwi w pościgu za nimi.
- Janos, stój! - Aria skoczyła za bratem i chwyciła za rękę. Na szczęście z ranną nogą nie poruszał się zbyt szybko. - Tu mamy najlepszą pozycję do obrony, zobacz! - wskazała na trupy nie patrząc jednak na nie. Półsmok zatrzymał się z warknięciem i wyrwał ramię z uchwytu, a jego oczy były dzikie i szkliste gdy spoglądał na siostrę. Dopiero po chwili odzyskał rozumny wygląd. Otarł twarz mokrym przedramieniem, spojrzał na nie i nagle chwyciły go torsje, na ślepo zatoczył się pod ścianę. Bixi osunęła się na podłogę jakby siły zupełnie ją opuściły. Tylko półnimfa wyglądała jakby trzymała emocje pod kontrolą, przyskoczyła do brata i próbowała zatamować krwawienie.
- Iris, zobacz czy ten tu nie ma przy sobie nic pożytecznego - Aria przerwała nieskuteczne próby siostry, sięgnęła po toporek i wsadziła sobie za pas od płaszcza (nie wiadomo kiedy mógł się przydać), starając się ignorować przedśmiertne charczenie poranionego mężczyzny. Gdy Iris znalazła zestaw uzdrowiciela szybko opatrzyły bratu ranę po ugryzieniu. - Przydałoby sie wywlec te trupy na zewnątrz, żeby przeszkadzały w wejściu - powiedziała obserwując przez drzwi otoczenie. Wpatrywała się uporczywie w brąz, zieleń i szarość panoramy przed sobą udając, że za jej plecami nie kona człowiek, że to nie Janos niemal rozerwał go na strzępy, że to nie jej ukochany brat wgryzł się wrogowi w szyję jak bestia…
- Żaden z nich nie miał przy sobie łuku czy kuszy - Iris spojrzała na siostrę, przerywając jej skupienie. - Może zostały przy murze?
- Chcesz po nie iść? - spytała mała czarodziejka.
- Nie wiem - dziewczyna odpowiedziała z niepokojem w głosie. Dziewczęta słyszały męskie głosy gdzieś niedaleko. Pościg tym razem dokładnie wiedział gdzie uciekinierzy się kryją.
- Jeśli zabijemy psy magicznymi pociskami i zaślemy budynek mgłą, może uda nam się uciec zanim odważą się wejść tutaj - zaproponowała Aria. - Zawsze można ich zmylić iluzjami - bez psów mamy większe szanse. Albo poszukajmy, może kryje się tutaj jakieś przejście…
- Spróbujmy - Iris skinęła planokrwistej głową i potrząsnęła gnomką - Bixi, Janos, pilnujcie okien!
Niestety, mimo najszczerszych chęci siostry nie znalazły jakiejś tajemnej drogi ucieczki. Co prawda półnimfa odkryła pod kamiennym rumowiskiem spróchniałą pokrywę, ale gdy przywołany brat ukruszył ją na tyle by dało się zajrzeć do środka jego oczom ukazała się niewysoka piwnica zapełniona błockiem.
- Nie - uprzedził pytanie Arii - tędy nie przejdziemy.
- Już są - drżący głos Bixi przywołał rodzeństwo do okien. Dwóch mężczyzn z pozostałymi dwoma - jak uciekinierzy mieli nadzieję - psami zajęli miejsce przy półtorametrowym murku oddalonym od domostwa o kilkanaście kroków. W rękach jednego błysnęła kusza. Wszyscy zanurkowali poniżej poziomu okiennego otworu gdy kusznik wycelował ją w stronę ruiny.
- Na wzniesieniu też są - Janos nadstawił uszu. Wydawało mu się, że wrogowie rozdzielili się na kolejne dwie grupki. Aria i Iris też kręciły głowami, próbując wydedukować z której strony spodziewać się ataku … czy czegokolwiek.
Nie czekały długo. Fala okropnego mrozu owionęła ruiny, wpełzła do środka przez resztki okna i ponad stojącymi jeszcze murami. Rodzeństwo nie ucierpiało - cokolwiek wywołało ziąb najwidoczniej nie było skierowane dokładnie w miejsce gdzie uciekinierzy się znajdowali. Gorsze było to że tchnienie zimy nie ustawało. Kilkanaście uderzeń serca, kilkadziesiąt… Aria słyszała trzask osypujących się kamieni i pękających ścian.
- To Berthar L’hiver! - syknęła naraz Iris.
Nazwisko młodego maga sprawiło że Aria przypomniała sobie o jednym z poruczników Gubernatora Geildarra Ithyma… a w rzeczywistości, jeśli wierzyć szeptanym w domu Coldheart plotkom, protegowanym Aarta Czarnego. Nazywany Tchnieniem Zimy młodzik miał mieć niezrównany talent do magii zimna… do tego stopnia że otaczająca go mroźna aura nie opuszczała go podobno nawet w najgorętsze letnie dni. Niestety, dziewczynka nie wiedziała o nim dużo więcej, poza arogancją i pewnością siebie, właściwymi chyba każdemu magowi.
- A niech to świnia powącha! - zaklęła paskudnie Aria.
Janos wyjrzał przez okno wychodzące na zbocze i w tym samym momencie krzyknął z bólu. Siostry usłyszały świst a coś dźwięknęło uderzając w kamień, potoczyło się po podłodze. Świst od strony wejścia dał znać że i umieszczony z przodu kusznik włączył się do walki. Najgorsze jednak było to że półsmok ściskał się za rozorane pociskiem ramię. Mróz naraz zelżał, choć nadal słychać było odgłosy pękania torturowanych magicznym zimnem ścian sąsiedniej izby.
- No to siedzimy - podsumowała dziewczynka sięgając po kolejne bandaże, ale zmieniła zdanie i podała zakrwawionemumu bratu ostatnią z leczących fiolek - tą zabraną nauczycielce. Najgorsze było to, że nie mieli czym zabarykadować okien by uniemożliwić pościgowi zajście ich z boku. Już lepsze byłoby drzewo… pomijając kusze i lodowe czary, rzecz jasna. - Weźcie ten bełt, może się przyda… - tak na prawdę przydałoby im się dosłownie wszystko, z końmi na czele. Właśnie! Konie!
- Bixi! Rzuć na… Iris zaklęcie niewidzialności, a ty wymkniesz się po ich konie - dziewczynka w ostatniej chwili ugryzła się w język. Miała najpierw powiedzieć, żeby Bixi poszła, ale nie miała zaufania do gnomki - jeszcze by uciekła sama, albo zamarła ze strachu w pół drogi. Iris natomiast na pewno wróci. - Jeśli uda ci się przywlec tu wszystkie część się wypuści robiąc zamieszanie i wtedy uciekniemy - albo pociągniemy je za sobą, by utrudniać im celowanie. Co wy na to?
Zamiast odpowiedzi półsmok złapał dziewczynkę i Iris i rzucił się pod ścianę, opryskując dziewczynki jeszcze nie zastygniętą krwią. Aria ujrzała zamazany obraz kusznika który przesunął się wzdłuż krawędzi muru i wziął ich na cel. Zastawka szczęknęła a bełt przemknął dosłownie o włos od ramienia Janosa. Iris krzyknęła z bólu gdy źle stanęła na zasłanej rumoszem podłodze. Sekundę później całą trójkę owiał przeszywający do szpiku kości mroźny powiew. Jeden z gwałtownie pokrywających się lodem kamieni u szczytu zrujnowanej ściany oderwał się i spadł u stóp Arii. Rodzeństwo czym prędzej odskoczyło od ściany i ciągnącego od strony wzgórza chłodu. W sąsiednim pomieszczeniu rozległ się hurgot walącego się muru, a skulona w kącie przy drzwiach Bixi bezskutecznie próbowała wtopić się w ścianę. Wrzasnęła gdy strzała przemknęła górą i trafiła niedaleko niej.

Powiew ustał, kryształy lodu przestały uderzać o kamienie i spadać na młodych Coldheartów.
- Macie dość czy chcecie żeby wyciągnąć was stamtąd zmrożonych na kość?! - ten sam męski głos rozległ się od strony zbocza. - Mi wszystko jedno, wam raczej nie bardzo!
Aria zobaczyła że kusznik przesuwa się w prawo i szuka dogodnej do strzału pozycji. Iris opierała się o ścianę, odciążając kontuzjowaną nogę.
- Raczej nie mamy szans na to, że skończą mu się zaklęcia, prawda? - spytała Aria wtulając się w Janosa. Że też nie wpadła na pomysł z końmi wcześniej! A teraz - mieliby się poddać? Po tym wszystkim co przeszli? Po śmierci Maud, która praktycznie oddała za nich życie? Po śmierci pani Lehzen, która kupiła im cenne sekundy? Niemniej jednak miała pustkę w głowie. Mieli sporo zaklęć, ale głównie iluzje, a to nie wystarczy na zmylenie przeciwników. Zresztą bez koni, z depczącymi im po piętach psami nie uciekną daleko. Uciec w czasie drogi powrotnej do Llorkh pewnie też nie zdążą. Przez ten głupi pomysł z domem (nie żeby z drzewem był lepszy) byli teraz w potrzasku.
Półsmok mocno przygarnął siostrę, nie dbając już o to czy brudzi jej ubranie i włosy błotem i krwią.
- Mogę spróbować go dopaść - szepnął. Wtulona w niego Aria nie dojrzała gorączkowego, szalonego blasku palącego się w jego oczach.
- L’hivera? Ich jest tam zbyt wielu, zginiesz! - Iris chwyciła go za ramię; ledwo powstrzymała się od krzyku. - Zaraz, Aria ma rację… konie! Gdybyśmy do nich dotarli… ale ten kusznik i psy…
Jakby w odpowiedzi psy na powrót zaczęły ujadać. Janos z frustracją uderzył pięścią w otwartą dłoń.
- Mogę spróbować zwalić ten przeklęty mur na kusznika, psy i kto tam się jeszcze chowa, ale muszę wyjść i wystawić się na strzał. A z tej odległości przeszyje mnie na wylot!
Obrócona ku drzwiom Iris podniosła raptownie ręce i wyskandowała słowa zaklęcia. Rodzeństwo ujrzało że na środku pomieszczenia pojawiła się sylwetka przygarbionego Janosa. Niemal natychmiast kusznik zza murku przeszył ją bełtem a kolejna strzała zrykoszetowała od ściany. Bixi wrzasnęła i rzuciła się na ziemię.
- Widzę go! - rozległo się z trzeciej strony.
W tej chwili Arii wydało się jakby świat wziął głęboki oddech i wypuścił go ze świstem. Zionęło palącym ciało mrozem aż ubranie i włosy zesztywniały niczym w czas Alturiaku a ściany w jeszcze szybszym tempie zaczęły pokrywać się trzeszczącym lodem. Tylko one zasłaniały rodzeństwo przed mrożącym dotykiem, ale młoda czarodziejka widziała że nawet kamień długo nie oprze się magicznemu zimnu.
- Dacie radę zasłonić nas przed łucznikami? - wydyszał półsmok.
- Pobiegnę z tobą i zasłonię cię mgłą; dopóki się nie zatrzymam i skupię na ciągłej “produkcji” będzie snuła się wokoło. I bez protestów! - ucięła Aria bo brat otwierał już usta - Wiesz, że będą celować dużo wyżej. Iris, zmuś Bixi by rzuciła na ciebie niewidzialność i pędź po konie.
- Bixi! Opanuj się, bo cię zostawimy i już nigdy nie zobaczysz swoich dzieci! A my sami po nie nie pójdziemy! - wrzasnęła dziewczynka przekrzykując trzask mrozu i pękających ścian.
Strzała trafiła iluzorycznego Janosa a kolejne pociski obramowały ułudę. Półsmok wychylił się i naraz w jednej chwili odsunął przytuloną do siebie Arię i zerwał do biegu. Nim dziewczynka zdążyła się zorientować o rzuceniu się i złapaniu go nie było nawet mowy. Ledwo zmieścił się w niewielkim otworze wejściowym; wystające z jego ciała kolce wyszarpały z futryny luźne kamienie. Mała czarodziejka przez moment ujrzała wyprostowanego kusznika, którego skonsternowana twarz wykrzywiała się właśnie w grymasie przerażenia. Nim jednak cokolwiek zdołał zrobić Janos zatrzymał się i rozłożył szeroko ręce, a przeraźliwy ryk rozszedł się naokoło. Aria zacisnęła dłonie na uszach, ale nie mogła oderwać wzroku od obrazu zniszczenia który ujrzała.
Wydawało się jakby niewidzialny taran łupnął w rozsypujący się mur i gorączkowo próbującego się ukryć kusznika. Kamienie eksplodowały na wszystkie strony, ogrodzenie runęło, wrzask i szczeknięcie rozbrzmiały i urwały się ze złowróżbną ostatecznością. Janos opadł na kolana, a zionięcie mrozu za plecami Arii ustało jak ucięte nożem. Zapadła pełna zdumienia cisza.
- Janos! - wrzasnęła Aria, przerażona że Janosa trafił jakiś zabłąkany bełt, a ona nie miała już eliksirów! Biegiem rzuciła się w stronę brata, a jej ciało bezwiednie zaczęło wytwarzać ochronną mgłę. Widząc jednak, że Janos nie jest ranny tylko osłabiona krzyknęła do Iris: Bierz rzeczy! Miała nadzieję (a raczej, po spędzonym razem czasie, była tego pewna), że siostra będzie miała na tyle zimnej krwi by kontynuować ich prowizoryczny plan ucieczki. Problemem była jedynie Bixi.
Dziewczynka dobiegła do brata, który już podnosił się na nogi i rozejrzała wokoło, gotowa zaatakować magicznym pociskiem czy innym czarem każdego, kto mógł im zagrozić.
- Zdążyłem - wykrztusił półsmok, chyba sam zaszokowany tym co uczynił. Aria nabrała ochoty by go kopnąć, ale przeszkodził jej ruch w zaroślach. Zresztą półsmok i tak nie był w formie by znosić tego rodzaju kary.
- Jules?! - w głosie rozlegającym się z lewej pobrzmiewało niedowierzanie i zgroza; rozległ się akurat gdy Aria odwróciła się w stronę domu i pomiędzy drzewami i zaroślami w gęstniejącym tumanie mgły dojrzała sylwetkę mężczyzny z toporem w garści. Iris wybiegała właśnie z domu z betami w jednej dłoni i ręką Bixi w drugiej.
- Uciekajmy! - wrzasnęła półnimfa a z wnętrza ruiny dobiegł odgłos walącej się ściany. Topornik zniknął zbiegając w dół zbocza, ale wydawane podenerwowanym głosem komendy i tupot dały znać Arii że zaskoczenie przestało już działać i naprawdę był najwyższy czas wykorzystać szansę ucieczki. Janos szybko otrząsnął się ze stuporu i uniósł emanującą mgłą Arię.
- Możesz nas tak zasłaniać? - krzyknął biegnąc już przed siebie.
- Jeszcze przez chwilę chyba tak - wykrztusiła. Odwrócona tyłem do kierunku biegu czarodziejka widziała utykającą Iris i Bixi, i niewiele więcej; choć jej wyobraźnia zaludniała opar pościgiem to było lepsze niż spoglądanie na to, co walący się mur uczynił z kusznikiem i psami, koło ciał których właśnie przebiegał Janos. Oczywiście, w tych warunkach rzucać czary było niepodobieństwem. Coś błysnęło we mgle, ale na szczęście nawet zostające z tyłu kobiety były już poza zasięgiem magicznego wyładowania. Niknęły w oparze, ale nie było na to rady - nawet gdyby Iris nie miała uszkodzonej kostki, Bixi i tak spowalniałaby uciekinierów.
Długie nogi Janosa niosły go z rączością jelenia; niestety, Aria też miała takie wrażenie, zwłaszcza gdy omal nie odgryzła sobie języka przy którymś z kolei skoku.
- Wierzchowce! - krzyknął brat i skręcił, po czym zatrzymał się wśród poprzywiązywanych do drzew zwierząt. Sześć koni i dwa muły ewidentnie były przestraszone, tupały i parskały, a stratowana ziemia i urwany rzemień czy dwa były świadkami tego że ryk półsmoka przynajmniej część zwierząt popchnął do panicznej ucieczki. Po chwili z mgły wyłoniły się też zdyszane Iris i Bixi, a tupot kroków za nimi dał znać że ścigający nie zrezygnowali z dopadnięcia uciekinierów.
- Zatrzymam ich! - wykrzyknęła Bixi, widząc że Iris rzuciła się ku pierwszemu z wierzchowców. Janos przez chwilę bezradnie spoglądał na zwierzęta nim spróbował naśladować półnimfę.
- No nie może być! - mruknęła zdumiona nagłą inicjatywą gnomki mała czarodziejka, ale szybko skupiła się na bracie, który ewidentnie nie wiedział (lub nie pamiętał) jak radzić sobie z końmi. - Podejdź z przodu, musi cię widzieć - instruowała szybko, sama robiąc to samo i starając się uspokoić. Smród krwi i hałas musiał przerażać zwierzęta, a im kończył się czas. - Wyciągnij rękę, tą czystszą, niech cię obwącha. Potem połóż rękę na kłębie, drugą na tyle siodła i chyc!

Słowa o kończącym się czasie były dosłownie prorocze - rodzeństwo usłyszało jak Bixi wyskandowała naraz słowa zaklęcia i snop płomieni trysnął z jej złożonych dłoni, a z mgły rozległy się przeraźliwe wrzaski. Aria przez moment zobaczyła kształt, zdawałoby się, złożony tylko i wyłącznie z języków ognia, wymachujący rękami na wszystkie strony. Widok był miłosiernie krótki, ale pełne cierpienia krzyki rozlegały się nadal i sprawiały że włos się jeżył na głowie.
- Do diabła ciężkiego! - eksplodował Janos, gdy przerażony wierzchowiec odsuwał się mimo instrukcji i starań a chyba tylko sekundy dzieliły go od próby kopnięcia czy ugryzienia.
- Właź tu, potrzymam ci - powiedziała spokojnie Aria, spoglądając swojej klaczy w oczy i głaszcząc uspokajająco po chrapach.

Dysząca spazmatycznie i napięta jak struna gnomka cofała się krok za krokiem. Planokrwista ujrzała naraz po lewej stronie refleks odbity od jakiegoś metalowego przedmiotu. To jeden ze zbrojnych z mieczem przesuwał się od pnia do pnia, coraz bliżej i bliżej, a wściekłość na jego twarzy nie wróżyła niczego dobrego.
- Kradną nasze konie! - wrzasnął do tyłu, jakby jego towarzysze jeszcze potrzebowali wyjaśnień. Nie wiadomo było czy wywołał to widok Janosa który jakimś cudem poprawnie wdrapał się na siodło (i utrzymał w nim), czy też Iris przecinającej rzemienie i uwalniającej kolejne wierzchowce. Dziewczyna pogoniła muły.
- Bixi, Iris, szybko! - ponagliła. Janos pochylił się ostrożnie i wyciągnął dłoń ku siostrze. Aria podała mu swoją i niemal wzleciała na siodło, moszcząc się z przodu.
- Trzymaj się mocno nogami - nakazała chwytając wodze; w tej pozycji inny sposób kierowania koniem nie wchodziłby w grę. Rozejrzała się z wysoka za Bixi, gotowa zaatakować magią gdyby ktoś tylko wytchnął zbyt blisko, zwłaszcza mężczyzna, który czaił się za drzewami.

Półsmok opasał nogami boki wierzchowca i wbił pięty w jego brzuch aż biedne zwierzę stęknęło, ale Aria nie miała czasu pochylać się nad końskim cierpieniem - oprócz miecznika z mgły wynurzyło się jeszcze dwóch zbrojnych, a za nimi kuśtykał młody mężczyzna którego magicznej profesji nie sposób było przegapić.


Na widok uciekinierów jego twarz również wykrzywiła się we wściekłym grymasie i sięgnął do pokrytego lodem rękawa, zdzierając kawałek błyszczącej tafli.

Gotowa do walki Aria nie czekała aż Berthar L’hiver wyprodukuje kolejny zabójczy stożek zimna. Cztery krótkie słowa - i czaromiot z przekleństwem na ustach pokracznie klapnął tyłkiem w ziemię, tracąc przygotowywane zaklęcie. Kątem oka dziewczynka zauważyła jak Iris wciąga gnomkę na siodło. Miała nadzieję, że konie poniosą ich daleko - i mimo, że mieli naprawdę wielkie szczęście, że udało im się je znaleźć, to dziewczynka westchnęła w duchu, że nie mieli ich więcej.
- W nogi! - krzyknęła i popędziła konia, który entuzjastycznie wyrwał do przodu chcąc się znaleźć jak najdalej od pola walki. Tylko dokąd powinni teraz pojechać? Chyba najlepiej by było oddalić się najdalej jak to możliwe póki tamci nie połapią koni. Na szczęście psy mieli już z głowy i Arii jakoś wcale nie było ich żal.Po raz drugi szczęście dopisało im kilkanaście metrów dalej, gdyż przepędzone przez Iris wierzchowce ze strachu zbiły się w stado, po czym siłą przyzwyczajenia znalazły najbliższych uciekających opiekunów - czyli w tym wypadku rodzeństwo i Bixi - i popędziły wraz z uciekinierami. Finalnie miast dwóch koni mieli sześć, a do tego jeszcze trzy muły.

Mag chłodu krzyknął coś, ale wrzaski poparzonych najemników skutecznie go zagłuszały. Dziewczynka widziała jednak że rana tylko bardziej go rozwścieczyła i mężczyzna ponownie sięgnął do swej szaty. Iris i
- Aria, zasłoń nas! - głos Janosa nie pomagał w koncentracji, zwłaszcza że dziewczynka musiała dzielić uwagę pomiędzy czaromiota, a miecznika który najwidoczniej wahał się czy nie zaryzykować sprintu i straceńczego ataku na umykających, nim wierzchowce nie rozpędzą się do pełnego biegu. Przez moment mężczyzna i dziewczynka związali spojrzenia, Aria widziała w jego oczach jak gniew walczy z obawą. W tym momencie wrodzona moc planokrwistej objawiła się i mgła wzajemnie zasłoniła oboje.
- Rozdzielmy się! - krzyknęła czarodziejka. W parę uderzeń serca później wielki odłamek lodu przemknął niedaleko i wbił się w pień drzewa, a przestraszone zwierzęta biegły w jednej gromadce, za nic mając pokrzykiwania jeźdźców. Ciągnąc za sobą tuman mgły uciekinierzy oddalali się od miejsca desperackiej walki.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-11-2014 o 09:08.
Sayane jest offline