Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2014, 23:29   #14
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
MADISSON

Wieczorem myślała o potencjalnym życiu w Plymounth i już nie wydawało się jej ono takie straszne. Może i nie było tutaj zbyt wiele rozrywek, ale ludzie mogli okazać się w porządku.

Zasnęła bardzo późno, nie mogąc przestać myśleć o Joelu.

Za oknem szumiały pobliskie drzewa. Zerwał się silniejszy wiatr.

* * *

Obudziła się w środku nocy, z przepełnionym pęcherzem. Skutki uboczne wypitego wcześniej piwa. W jej pokoju było chłodno. Wyszła po cichu na korytarz, jednak zapaliła światło. Łazienka była niedaleko, ale przejście przez ciemny korytarz napawało ją jakimś irracjonalnym lękiem. Zaśmiała się w duchu i ruszyła w stronę toalety.

Kiedy była już przy drzwiach nagle ktoś nacisnął klamkę po drugiej stronie. O mało nie krzyknęła.

- Kto tam jest?

Odpowiedziała jej cisza.

Ból pęcherza zmusił ją do wyciągnięcia dłoni w stronę klamki. Owszem, mogła zejść do toalety na dole, lecz to oznaczało wyprawę przez cały korytarz i nieoświetlony hol. Zrezygnowała.

Klamka była zimna, lecz drzwi okazały się otwarte. Łazienka była pusta.
Zamknęła ją starannie i usiadła, jak należy, na sedesie. I wtedy coś zobaczyła. Jakąś postać stojącą w rogu. Mężczyznę stojącego twarzą do ściany. Zamarła przerażona, kiedy nieznajomy poruszył się. A potem zaśmiała histerycznie, gdy okazało się, że zarówno sylwetka, jak i ruch były tylko grą cieni.

Spuściła wodę, umyła ręce i wyszła z łazienki. Gdy była w połowie drogi do swojego pokoju, usłyszała charakterystyczny dźwięk spłukiwanej toalety. Ponownie. Była zbyt zmęczona, by się nad tym zastanawiać.

STEVEN

Pies obudził go w nocy. Stał przy ścianie, mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie Steven wcześniej słyszał zwierzę i … popiskiwał wyraźnie czymś przestraszony. Całe ciało zwierzęcia sygnalizowało strach i pobudzenie. Zjeżona sierść, sztywny ogon, ciche powarkiwanie.

- To pewnie jakiś drapieżnik, Chien. Żyje w ścianie.

Pies nie odpowiedział. Zaskamlał tylko nerwowo. Zawarczał cicho.
Ze ściany znów dobiegł ten przenikliwy, dziwny dźwięk. Chien zaskowytał cicho i szybko czmychnął pod łóżko.

Kilka chwil zajęło Stevenowi wydobycie go stamtąd i uspokojenie. W międzyczasie drapieżnik w ścianie ucichł. Pewnie poszedł na polowanie.
Steven poszedł spać.

ARNOLD

Arnold Craven spędził prawie cały dzień na świeżym powietrzu, przy golfie. Pola za domem były wręcz wymarzonym miejscem na grę.

Zmęczony zjadł z rodziną kolację, omówili plan wyjścia na festyn z okazji Dnia Niepodległości – lokalne święto dla całego Plymouth. A potem poszedł spać. Jako jeden z pierwszych.

Obudził się przed świtem. Ze zdumieniem zorientował się, że znów siedzi w fotelu, w małym gabinecie.

Pierwsze, na co zwrócił uwagę, to jego dłonie. Miał je brudne, pozlepiane czymś zbrązowiałym i skrzepłym – chyba krwią. A może t była żywica sosnowa, bo pachniała intensywnie i nadal się lepiła.

Przed nim, na biurku leżało jedno duże, czarne pióro. Podobnie jak plamy na dłoniach i palcach Arnold nie miał pojęcia, jak się tam znalazło.

JAKE

Miejscowi zapowiadali się na takich w porządku. Zaczynały się wakacje, a to była najlepsza pora na zawiązywanie znajomości. Może Plymouth nie zapowiadało się tak źle, jak myślał na początku.

Wieczorem zrobił swoją „porcję” ćwiczeń i po prysznicu poszedł spać. Rano planował znów pobiegać i załatwić sprawy z warsztatem.

Nocą obudziły go jakieś ciche szepty. Brzmiało to tak, jakby ktoś mówił coś tuż nad jego głową. Jake zamarł zdumiony. Serce biło mu szaleńczo, chociaż sam nie miał pojęcia, dlaczego.

Przez chwilę wsłuchiwał się w ten upiorny szept niezdolny nawet do najmniejszego ruchu.

A potem, wbrew wszystkiemu, znów zasnął.

Spał twardo, aż do momentu, gdy obudził go poranny dzwonek alarmu.

Kiedy otworzył oczy po nocnym przeżyciu pozostało tylko mgliste wspomnienie z pogranicza jawy i snu.

MEGAN

Pracowało się jej nadspodziewanie dobrze. Siadła przy laptopie po kolacji i wsłuchana w trzeszczenie domu i odgłosy zza okna. Kilka razy wydawało się jej, że słyszy odległe krakanie. To pobudzało jej inspirację. Pracowała do późna, aż powieki same się jej kleiły.

Wtedy wzięła szybki prysznic i położyła się spać.

Tej nocy nie miała żadnych snów. Ani kruków, ani polan, ani wrażenia, że ktoś jest w jej pokoju. Obudziła się jednak dość wcześnie.

Potrzebowała kawy.

Wstała i wtedy zorientowała się, że okno w jej pokoju jest stłuczone, a w wybitej dziurze, pośród krwi i piór, leżał gawron. Ptak musiał uderzyć w szybę z taką siłę, że przebił się częściowo do pokoju Megan, a ona była tak zmęczona, że nawet nie usłyszała, kiedy to się zdarzyło.

DANIEL

Kiedy obwieścił przy kolacji informację o festynie, tak jak mógł się tego spodziewać, entuzjazm był raczej średni. Ale nie mieli wyjścia, jeżeli chcieli stać się pełnoprawnymi członkami społeczności Plymouth.

Poszedł spać dość wcześnie, upewniwszy się, że system alarmowy działa jak należy i dom jest dobrze zamknięty na noc.

Na początku spał, jak zabity, ale potem obudziło go takie samo uczucie, jak noc wcześniej. Tym razem odczekał chwilę, nim otworzył oczy.

Tym razem ktoś tam był. Stał w kącie! Daniel widział fragment jego twarzy!



Szybko zapalił światło, lecz ujrzał tylko pustą przestrzeń.

Był przemęczony. Spojrzał na zegarek. Była 3:17 w nocy.

Ziewnął, wstał, sprawdził alarmy upewniając się, że wszystko jest w należytym porządku i wrócił spać.
 
Armiel jest offline