Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2014, 16:16   #14
Raist2
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
- Ależ ziąb - mruknął do siebie kończąc zakładać z powrotem kalesony i spodnie. Kiedy wyszedł ze sławojki zauważył orka stojącego obok.
- A ty tutaj? Mówiłem ci przecież że sam dam radę się wysrać, nie potrzebuję do tego niańki.
- Chciałeś żebym cię chronił więc to robię - odpowiedział spokojnie swoim wysokim, zachrypniętym głosem - W końcu za to mi płacisz.
- Nie przesadzasz? To tylko parę kroków od karczmy. Co mi się może zdarzyć? - mówiąc to ruszył do głównego budynku. - Cieszę się że bierzesz tą fuchę na poważnie, ale nie musisz za każdym razem iść ze mną do kibla. Popatrz na jakim jesteśmy zadupiu! - powiódł ręką po krajobrazie - Jakim bandytom by się tu chciało zapuścić? A stwory tak nisko rzadko schodzą, nie mówiąc już o dzikich zwierzętach.
Kiedy otworzył drzwi karczmy, w jego twarz uderzyło przyjemne ciepłe powietrze - Od razu lepiej - mruknął z uśmiechem i wszedł dalej.
Był średniego wzrostu - około 175cm, przeciętnej budowy człowiekiem, po 30’tce, brązowe włosy sięgały mu ramion, kilku dniowy zarost zdobił jego twarz nie wyróżniającą się niczym specyficznym, ot, zwykły przedstawiciel swej rasy, jakich wielu. Ubrany był w gruby, podszyty futrem, brązowy płaszcz, pod płaszczem zielona, wełniana kamizelka, a pod nią lniana, znoszona koszula, proste spodnie, i futrzane buty sięgające połowy łydki.
Jego towarzysz który wszedł tuż za nim, był jeszcze wyższy od niego - ponad 190cm, i prawie dwa razy szerszy. Krótkie, czarne, zmierzwione włosy na lewym boku trochę dłuższe splecione w dwa cienkie warkoczyki, jego twarz jak każdego członka jego rasy, nie należy do najpiękniejszych, poorana zmarszczkami i bruzdami, duży nos i wystająca kwadratowa szczęka z czterema wystającymi kłami, dwoma większymi nachodzącymi na górną wargę z których jeden został ułamany, i dwoma mniejszymi. Krótka broda sięgająca do obojczyków została spleciona w dwa warkocze. Ubrany był w taki sam tyle że czarny płaszcz, a pod nim nosił zbroję łuskową, przy pasie wisiał długi sztylet, który równie dobrze może służyć jako krótki miecz, czarne skórzane nabijane ćwiekami rękawice, skórzane brązowe spodnie, i długie, sięgające do kolan futrzane buty.
Wchodząc Berthold, bo tak miał na imię, zauważył że błota w progu przybyło, czyli znów szalonych, lub zdesperowanych istot musiało wybrać się na ten szlak, wg niego więcej było szalonych niż zdesperowanych. “Kto normalny chciałby się pchać na takie zadupie, z którego nawet nie ma wielu szans żeby wrócić? Znów pewnie jacyś żądni przygód młodzikowie, którzy nasłuchali się opowieści o dzielnych rycerzach ratujących piękne księżniczki ze szponów różnych stworów…. Ehh……” pomyślał sobie, po czym ruszył dalej do swego stolika a jego ochroniarz za nim. Usiadł na ławie przy której stał oparty topór, obok którego usiadł ork żeby mieć go pod ręką, najwyraźniej należał do niego, po czym kupiec zawołał swego starego przyjaciela Munka.
- Przynieś mi dzbaniec piwa, tylko nie tego który trzymasz dla pijaczków którzy już nie rozróżniają wody od sików, najlepiej z którejś z beczki którą ci dzisiaj przywiozłem. I może jakiegoś bażanta? - powiedział sucho ściągając buty żeby podeschły, zostawiając onuce na nogach żeby go nie zawiało, jeszcze choroby by mu brakowało.
- Ty wiesz że to nie będzie tanie?
- Daj spokój, gdyby nie ja to i tak nie miał byś co podawać. To jak będzie?
- Zawsze mogę się zgłosić do kogoś innego. Widzisz tamtego kupca? Pytał się czy nie zrobilibyśmy interesu. - pokazał na jeden stolik przy którym siedział pewien biednie wyglądający młodzik z jeszcze gorszymi towarzyszami.
- Co ty nie powiesz? Chcesz kupować od niego? Od razu widać że nie ma nic porządnego do sprzedania. No dalej. To co? Po kosztach? Ty nie zarobisz, ja nie stracę.
- Masz szczęście że robiłem interesy z twoim ojcem zanim tu osiadłem, i że cię lubię. - skwitował krasnolud z uśmiechem podając dłoń na zgodę.
Po chwili jedna ze służek przyniosła dzbaniec piwa. Berthold nalał sobie do kufla, po czym rozejrzał się po karczmie. Wiele z osób, wyglądało dla niego tak samo, ubrani lub uzbrojeni niczym idący na wojnę. Jego największą uwagę od razu przykuły dwie persony, jedna to człowiek ubrany nie adekwatnie do pogody, i do miejsca, zupełnie jakby urwał się z cyrku, lub z jakiegoś balu dla arystkoratów. “Fircyk pieprzony.” pomyślał o nim. Drugim był człowiek lasu. “A ten co? Z drzewa się urwał? Skąd się takie świry biorą ja się pytam.”. Aż w końcu jego wzrok spoczął na rudej dziewczynie. Coś mu ona przypomniała, miał się spotkać z jakąś dziewczyną w tej karczmie….. gdyby tylko pamiętał jak ona miała wyglądać, albo jakiś charakterystyczny znak….
Zgodził się na to zdanie ponieważ wydawało się proste, zlecił je pewien elfi szlachcic, zadanie było proste, spotkać się z dziewczyną i odebrać przesyłkę po czym odwieź mu ją z powrotem, w końcu co mu szkodziło? I tak jechał w tę stronę, a 100 srebrnych monet drogą nie chodzi.
“Jak ja miałem ją poznać? I jak brzmiało to hasło? Szlak….. Szlak…. Szlag mię jasny zaraz trafi! Coś ze szlakiem i perłami…… Perły przed wieprze?” myśląc przyglądał się dziewczynie głaszcząc sobie skromną brodę.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 10-04-2016 o 13:36.
Raist2 jest offline