Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2014, 17:33   #11
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Pierwszy dzień comitivy w Sylvanii był, trzeba powiedzieć to na wstępie, dość leniwy i ospały, pozbawiony większych emocji. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, w praktyce był to dzień pracy. Hans i Nathaniel zajęli się polowaniem, reszta zaś pieczołowicie przeszukiwała omszałe ruiny.


Ruiny nie imponowały pozostałościami wielkich, strzelistych budowli, lecz były niemało rozległe, tak też badania zajęły dzień cały, niemalże.

Główny budynek, Stajnia, był z grubsza prostokątny, z dwoma wejściami, jednym od zachodu, od strony traktu, od którego z ruin było metrów nieco ponad dwieście, drugim zaś od północy. Środek budowli zajmowało kamienne podwyższenie, na nim rozpalili ognisko, nad nim była wspomniana wcześniej dziura w suficie.

Okopcony sufit, tak jaki i inne znalezione wskazówki o których później, wskazywał na to, że Stajnia jest regularnie używana jako obozowisko.

Reszta ruin była w stanie fundamentalnym, znaczy się - przypominała nieco fundamenty pod domostwa. Ruiny były omszone obrośnięte trawą, kwieciem, w niektórych miejscach nieco przydeptanymi, nadal jednak sprawiającymi przyjemny, cieszący oko widok.

Ruiny znajdowały się na polance, od granic ruin do lasu było metrów, mniej więcej, pięćdziesiąt, może trochę mniej.

Znaleziska, które kompania znalazła w ruinach były różnorodne, lecz niezbyt cenne. Część jednak wskazywała na obecność człowieka w tych ruinach, i to bynajmniej nie dawno temu.

- Dwa kawałki rdzy, niegdyś będące sztyletem i ostrzem siekiery.

- Podarte skórzane spodnie, całe niemal pokryte pleśnią

- Podarta sakiewka, w środku dwa zaśniedziałe pensy

- Stępiały, nieco zardzewiały grot strzały

- Poddarta chusteczka, na niej wyszyte inicjały "R.H."

- Kilka kółek z kolczugi, oderwanych zapewne, lekko zardzewiałych

- Złamana zapałka

- Gliniany flakonik, w całkiem niezłym stanie, brak korka.

- Ogryzek jabłka

- Pęknięty, wilgotny mieszek, w środku i obok miejsca, w którym go znaleźliście, resztki tytoniu.

- Dwa ludzkie zęby, jedynki, Ortwin stwierdza, że zostały rozdzielone z właścicielem niedawno


Znacznie cenniejszym dla drużyny znaleziskiem były źródła niewielkiej rzeczki, zapewne dopływu, płynącego na północ stąd, Averu. Ale pewności w tym względzie drużyna nie miała.

Woda jednak, nieskażona odchodami zwierząt, czy czymś innym, była czysta, Ortwin stwierdził, że woda jest zdatna do picia, choć przegotowanie, choćby prewencyjne, jej nie zaszkodzi.

W każdym razie mieli źródło wody.




13 Pflugzeit, 2498 K.I., wieczór


Bażant i borsuk, uzupełnione zapasami podróżnego prowiantu, zapewniły drużynie jedzenie, byli niemalże syci.

Wieczór drużyna zużyła na długie dyskusje i różnorakie, zdawałoby się nieważne, czynności. Dzień jednak znużył ich, zmęczył, koce kusiły niepomiernie. Jeden po drugim poszli spać.

Pierwszą wartę wziął marienburczyk, wciąż zajęty próbami naprawy, czy też stworzenia, bełtów. Te jednak spełzły na niczym, Nathaniel był łowcą nagród, nie łuczarzem, czego w tym przypadku niepomiernie żałował. Ale nikt nie jest wszechstronnie uzdolniony.

Noc, pora magiczna, przyszła cicho, niczym złodziej. Magia zawirowała wokół omszałych ruin, wokół kompanii, wokół tych, którym przyjdzie zmierzyć się z przeciwieństwami losu, z Przeznaczeniem. I boskimi wyrokami, kapryśnymi, zmiennymi, oszukańczymi.

Venit nox, et somnus. A Przeznaczenie przyszykowało bohaterom niespodziankę. Niezbyt miłą.



14 Pflugzeit, 2498 K.I., ranek

Urgrima obudziły głosy, ucho miał wyczulone, zmysły wyczulone. Coś usłyszawszy, niezawodnie słowa niesione przez wiatr, zerwał się z koca.

Hans wskazał głową wejście do Stajni, wejście od strony traktu, kierunek, z którego dobiegały głosy. Krasnolud podszedł do niego, tak cicho jak mógł.

Wracali rezydenci stajni.

Górnik wytężył wzrok. Szli na piechotę, nieśli tobołki, jeden ciągnął wózek. Nie wyglądali na wędrownych kupców. Wyglądali na, oględnie mówiąc, raubutierów, morderców, zakapiorów, mówiąc krótko - skurwysynów.

Przodem szedł wielki, brodaty mężczyzna, z wyglądu Norsmen. Na szeroką pierś i równie szerokie bary, miał narzuconą kolczugę, resztę jego ubioru stanowiły skóry i futra. Przez ramię miał przerzucony topór, wielki i nieprzyjemny z wyglądu. Idąc, głośno komendrował resztą zgrai.

Obok niego szło jego dokładne przeciwieństwo, smukły elf z paskudną blizną na twarzy, ogolony na łyso, z dwoma mieczami u pasa, z łukiem przerzuconym przez ramię.

Za nimi szli, ręka w rękę, dwaj długowłosi blondyni, z łukami w rękach, prawdopodobnie bracia. Trzeci łucznik, smagłolicy wyprzedzał nieco resztę bandy.

U boku Norsa szedł kusznik, w brygantynie, patrzący bardziej na strażnika niż na banitę. Co utwierdzało w przekonaniu, że banitą był. Po jego bokach szli - otyły mężczyzna z nabijaną pałką i, chorobliwie chudy, mężczyzna z mieczem.

Na samym końcu szedł jegomość wyglądający na leśnika. Ubranie miał pokryte zaschniętą krwią.

Trzeba było się śpieszyć, przybysze nie należeli do grupy ludzi, z którymi kompania chętnie nawiązałaby przyjaźń.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 29-11-2014 o 16:27.
Fyrskar jest offline