Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2014, 18:22   #15
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
we współpracy z CV, Viviaen no i Liliel się rozumie...

Obudziło go ciepłe dyszenie. Nieświeża paszcza ziejąca smrodem psującego się mięsa prosto w jego nozdrza. Drgnął. Otworzył oczy. Garnitur ostrych zębów szczerzył się tuż nad jego twarzą. Ciepły i mokry język wysunął się z mordy i zaczął lizać go po nieogolonym policzku.

- Chien! - zaśmiał się przewracając kundla na bok i tarmosząc się z nim. - Coś ty jadł potworze! Zacznij myć zęby bo ci śmierdzi!

Ubrał się szybko i wyszedł na poranny spacer. Chien biegał od drzewa, do drzewa, obwąchując każdy krzaczek i obszczekując ptaki, które z łopotem i ćwierkaniem wzbijały się w popłochu w powietrze. Słońce dopiero co wschodziło. Trawa była mokra od porannej rosy a powietrze rześkie i upojne zapachami kwiatów rosnących na łące.

Gdy wrócili ze spaceru i weszli do kuchni, jeszcze nikogo nie było. Nastawił wodę w ekspresie, podłączył toster i postanowił przygotować sandwiche dla całej rodziny.

Wkrótce po kuchni rozległ się smakowity zapach chleba.

Jeszcze woda w ekspresie nie zaczęła się dobrze rozgrzewać, gdy do kuchni zeszła Megan. Wydawała się rozkojarzona, ale po zerknięciu na krzątającego się przy śniadaniu siostrzeńca, uspokoiła się i nawet lekko uśmiechnęła.

- Nie przypuszczałam, że jesteś takim rannym… - nie dokończyła zdania, zamiast tego pokręciła głową i westchnęła - Potrzebuję kawy.

Z drugiego końca kuchni dobiegło szczeknięcie.

- Cześć Megan - Steven uśmiechnął się do ciotki przeszukując szafki. W końcu znalazł kubek i zalał go gorącą, aromatyczną kawą. - Chien mnie obudził.

Przedstawił nowego towarzysza, który przybiegł przyglądając się z zaciekawieniem kobiecie. Postawił parujący napój na stole.

- Jak minęła podróż?

- Podróż…? - kobieta w pierwszym momencie zdawała się nie rozumieć pytania, ale w końcu się roześmiała - To było wczoraj, Steve. Od wczoraj tyle się zdarzyło, że już zdążyłam zapomnieć. - żartobliwie wytknęła chłopakowi jego całodzienną nieobecność, z roztargnieniem głaszcząc psiaka. Nawet nie zapytała, skąd się wziął.

- Tak rzeczywiście - pokrył uśmiechem swoje zakłopotanie. - Wydaje się jakby to było wczoraj.

Toster zasygnalizował gotowość krótkim dźwiękiem.

- Głodna?

Nie czekając zaserwował kanapki na talerzu i sam sobie nalał kawy.

- Ja… dzięki, ale nie bardzo. Tylko kilka łyków kawy i muszę coś jeszcze… - rzeczywiście upiła zaledwie parę łyczków gorącego napoju i ruszyła z powrotem na górę, rzucając za siebie krótkie - Zaraz wracam.
Wyraźnie nie mogła usiedzieć w miejscu.

Wzruszył ramionami i sam wziął pierwszą ze stosu kanapek.

Maddy zbiegała akuart ze schodów mijając się z Megan. Nadal była w piżamie, a w zasadzie w luźnym jaskrawozieloonym t-shircie z Mansonem. Słuchawki na uszach i i-pad w ręce były jak Chiński Mur, bariera nie do sforsowania. Maddy nie przywitała się z ciotką jakby mijała powietrze a i nie było sensu zagadywać do dziewczyny bo i tak nic nie usłyszy. Stevenowi skinęła głową i nadal mrucząc pod nosem melodię zaczęła przeczesywać lodówkę i szafki. Jedyną istotą, która faktycznie przykuła uwagę dziewczyny był rudy psiak. Gdy go zauważyła pogłaskała żarliwie wyciągając jedną ze słuchawek z ucha.

- Skąd go masz? Tata się na niego zgodził? - w głosie zabrzmiało coś pomiędzy czułością wobec cworonoga a pretensją do brata. - W Chicago ciągle go zamęczałam o psa i zawsze odmawiał.

- Nie pytałem. Pewnie by się nie zgodził - uśmiechnął się siorbiąc gorącą kawę. - Przypętał się wczoraj. Wyglądał tak mizernie, że nie mogłem go nie wziąść. Nazwałem go Chien.

Patrzył na łaszącego się do siostry psa.

- Chyba cię polubił - dodał po chwili. - Jeśli byś chciała…

Propozycja zawisła w powietrzu.

- Nie, nie - dziewczyna ostatni raz poczochrała psa za uchem i podniosła się z kucków. - Nie wiem czy potrzebna mi kolejna zmiana, i tak ich sporo. Mogę z nim wyjść sporadycznie, ale nie zwalisz tego na mnie w całości.

Podniósł ręce w obronnym geście.

- Nie śmiałbym - roześmiał się. - Kanapka?

Wskazał na talerz z piętrzącymi się sandwichami.

Maddy wskoczyła na stołek i sięgnęła po jedną.

- Wiesz, że nasz nowy dom jest nawiedzony i wszyscy zginiemy? - zagaiła miłym, trochę przesłodzonym tonem. - W każdym razie tak uważa połowa mieszkańców tego zadupia.

Steven spojrzał na nią rozbawiony.

- Przynajmniej nie musimy się martwić przyszłością, skoro nasz los jest przypieczętowany. Ja wiem tylko, że nawiedza nas jakiś gryzoń, który już drugą noc z rzędu drapie w ścianie budząc mnie. Jak tak dalej pójdzie, sam z niewyspania będę wyglądać jak zombie.

- Gryzoń to jeszcze nie tragedia ale lepiej powiedz tacie. Jeśli to jakiś mały padlinożerca może znosić tam truchło, pewnie też urządzi sobie kuwetę a jak się jeszcze sam przekręci to smród cię zabije - skrzywiła się na samą myśl.

- Sam nie wiem co gorsze… zginąć od smrodu, czy za sprawą duchów. Jak myślisz? - mrugnął do niej okiem. - Najgorsze byłyby chyba smrodliwe zjawy. - Udał, że się wzdrygnął ze wstrętem.

- To nie jest zabawne Steve - Maddy pogroziła mu nożem dokładając na swoją kanapkę wartwę masła orzechowego. - Joel mówił, że dwie rodziny już tu zginęły. Ostatnim razem jakaś kobieta zabiła swoje dzieci kiedy spały w łóżkach, a męża centralnie przy kuchennym stole… - wzdrygnęła się nagle i uniosła łokcie powyżej blatu próbując sobie przypomnieć czy to mebel przywieziony z Chicago czy może nabyty w pakiecie z upiornym domem.

- Ej! Chyba nie wierzysz w te całe bzdury ze zjawami i nawiedzeniem? - Steven spoważniał.

- No nie wiem, jak budzę się w środku nocy wydaje mi się to nagle całkiem prawdopodobne… - Maddy wepchała pół kanaki do ust oblizując umazane czekoladą palce. - Myślę, że przetrzepanie strychu mogłoby dać parę odpowiedzi na to pytanie, co ty na to? Każdy strych ma swoje tajemnice.

- Chętnie - Steven uśmiechnął się na myśl spędzenia trochę czasu z siostrą w poszukiwaniu “tajemnic”. - Kiedy?

- Co powiesz na… teraz? - dziewczyna odstawiła kubek i wytarła dłoń w kuchenną szmatkę.

- Chodźmy - wstał i zagwizdał na psa.

Gdzie jest ta kawa..? To dopiero tajemnica. - Arnie otwierał i zamykał kuchenne szafki z cierpliwością godną pozazdroszczenia. - Dzieci, czy ktos widział kawę? No i gdzie jest mój ekspres? - mruknął pod nosem, drapiąc się w tył głowy, wyraźnie zawiedziony.

- Usiądź dziadku - Steven położył dłoń na ramieniu Arniego. - Naleję Ci kawy.

Podszedł do ekspresu.

- Uważaj, gorąca - powiedział, stawiając kubek na stole. - Może zjesz kanapkę? Czegoś ci trzeba? Idziemy z Maddy na strych, pogrzebać w historii.

- A jest w czym - Maddy wstała już od stołu i pocałowała dziadka w siwą skroń. - Mieszkamy w domu socjopatów. Popełniono tu dwa morderstwa a w zasadzie… masowe morderstwa, tak chyba można powiedzieć jeśli chodzi o dwie rodziny w komplecie? Niektórzy twierdzą, że będziemy trzecią.

- Chyba, że wcześniej zagryzą nas gryzonie żyjące w ścianach - przypomniał Steve.

Dziękuję synku, kawa wystarczy. - Arnie pokiwał głową z wdzięcznością. - To solidnie zbudowany dom, ale stary, więc przy okazji sprawdźcie czy nie ma zacieków na poddaszu na suficie i czy okna są całe. - przeniósł zmęczony wzrok na Maddie. - Ludzie często gadają głupoty. Nie martw się takim gadaniem, kochanie. To z pewnością niefortunny zbieg okoliczności.

- Otóż to - przytaknął Steven. - Chodźmy już.

- Sama nie wiem dziadku - Maddy nie wydawała się przekonana. - Dom z jedną masakrą w kartotece to dość upiorna sprawa. Z dwoma…To już co najmniej dziwne.
Dziewczyna poklepała staruszka po łopatce i pognała w ślad za bratem.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline