Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2014, 20:38   #16
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Kolejne przebudzenie w tym samym miejscu zaniepokoiło seniora rodu Cravenów. Czy chodził we śnie? Skąd wzięły się dziwne plamy na jego dłoniach? Odruchowo powąchał palce. Zapach żywicy, ale też z metaliczną nutką. Zawsze miał nosa do zapachów, a starość nie przytępiła tego zmysłu. Wręcz przeciwnie. Nawet go wyostrzyła.

Pióro było czarne i duże. Czyżby krucze? Może. Dotknął go ostrożnie, sam nie wiedział dlaczego. Przecież go nie ugryzie. Powierzchnia pióra pokryta byłą tą samą, lepką substancją.

Skorzystał z łazienki na dole, z trudem doprowadzając dłonie do porządku. Podczas mycia do odpływu spływała brudna, rdzawa woda. Część plam nie chciała zejść, ale Arnold nie miał zamiaru szorować dłoni do krwi.

Po śniadaniu dzieciaki pobiegły na strych, a on wyszedł przed dom. Drugi dzień na nowym miejscu postanowił spędzić nieco inaczej. Przespacerować się po okolicy. Nie do Plymouth, na to przyjdzie czas, lecz po prostu po tutejszych łąkach i lasach. Z domu zabrał tylko butelkę wody i dwie kanapki, ubrał się stosownie do pogody i wyszedł na spacer. Nie planował spędzić na nim całego dnia, ani włóczyć się nie wiadomo jak daleko, lecz jedzenie i picie mogły mu się przydać.

Po godzinie spaceru musiał uznać, że okolica jest wręcz idealnym miejscem do odpoczynku. Łąki, pola, ścieżki prowadzące do zagajników i większych połaci lasów. Arnold znalazł gdzieś kij, idealnie dobrany do jego i dalej maszerował spokojnie, dostosowanym do swoich możliwości tempem.

Jakieś dwie mile od domu na południe zaczynał się większy kompleks leśny. Biegła przez niego ścieżka, prowadząca prosto nad jezioro - rozległe i ciche. Maszerując senior rodu Cravenów mógł do woli nasycić oczy malowniczymi widokami - gładką, jak lustro powierzchnią wody i grą świateł na niej. W końcu ścieżka odbijała w las, przy małej, piaszczystej plaży, przy której ktoś postawił niedużego campera.

Jego właściciela Arnold zobaczył w tej samej chwili, w której on zobaczył jego.

To był mężczyzna, w wieku Cravena lub nawet o kilka lat starszy. Ubrany w krótki podkoszulek, z wędkarskim kapeluszu na głowie skrobał właśnie okazałą rybę nad wodą. Twarz mężczyzny nosiła w sobie wyraźne ślady domieszki krwi rdzennych Amerykanów.


- Witam - uśmiechnął się na widok Arnolda.

- Witam - odpowiedział ten.

- Piękna pogoda na wędkowanie i spacery. Idzie pan do miasta?

- Tylko sapceruję. A pan?

- Mieszkam tutaj - uśmiechnął się nieznajomy. - Joshua Twinoak.

- Tutaj? - Zdziwił się Arnold. - W lesie? Arnold Craven - przedstawił się również.

Joshua opłukał ręce w wodzie, wytarł je w trawę i podszedł do Arnolda. Był wysoki i nadal trzymał się dobrze, mimo wieku. Podał rękę na powitanie a Arnold oddał uścisk. Na przedramieniu pół-krwi Indianina senior rodu Cravenów ujrzał tatuaż w kształcie trzech piór. Dwóch białych i jednego czarnego pomiędzy nimi.

- Nie. Nie w lesie - odpowiedział Joshua na wcześniejsze pytanie. - Mieszkam w Plymouth. Ale jak tylko zrobi się ciepło biorę campera i przenoszę się tutaj. Mam wtedy święty spokój. Mieszkasz w domu za lasem, tak? Jesteś jednym z nowych lokatorów?

- Tak. Skąd wiesz?

- Miasteczko huczy od plotek. Wieczorem wpada tutaj stary Timmy Boyld. Prowadzi salon fryzjerski. Wypijamy kilka piwek, łowimy ryby, gadamy o utraconej młodości. Całe Plymouth już huczy od plotek. Tutaj plotki żyją własnym życiem, Arnold. Plotkowanie to największy sport wielu tutejszych ludzi.

Pogadali jeszcze przez chwilę o okolicy, o rybach, o tym jak nudna potrafi być emerytura. Arnold dowiedział się, że Joshua był kiedyś drwalem, potem pracownikiem sezonowym, aż w końcu poszczęściło mu się i otworzył sklep w Plymouth z przynętami, sprzętem wędkarskim i myśliwskim. Teraz sklepem zajmuje się jego syn, który zajął się też organizowaniem polowań, połowów oraz bezkrwawych safari z użyciem aparatów, zamiast broni. Potem Arnold ruszył w swoją drogę, a Joshua zaproponował mu, aby wpadł wieczorem na piwko, to pozna Timmyego Boylda i być może byłego szeryfa Franca Dunbarra. Tylko musi przynieść piwko - zażartował na końcu.

- Ja przyniosę ciastka. Moja wnuczka Maddy piecze znakomite. – podniósł rękę na pożegnanie.

Nawet na takim odosobnieniu, nie mogli być skazani na izolację. Nie spodziewał się, że tak szybko pozna miejscowych, nowych kolegów, seniorów w jego wieku. Wziął to za dobrą monetę. Zanim wrócił do domu przysiadł pod samotnym drzewem na wzgórzu i w jego cieniu zjadł jabłko. Z kieszeni flanelowej koszuli wyjął złożony na czworo papier. Przyjrzał się uważnie mapie okolicy. Wzrok Arniego na dłużej zatrzymał się na cmentarzu. Twarz seniora Cravenów zastygła niczym kamienna rzeźba. Kiedy następny raz odwiedzi grób Marthy, nie wiedział. Westchnął ciężko i wgryzł się mocno w soczyste jabłko. Przyjrzał się białym statkom pierzastych obłoków, leniwie płynącym po błękicie oceanu nieboskłonu. Już niedługo do ciebie wrócę kochanie, pomyślał ciepło.

Wkrótce potem podreptał podpierając sie kosturem do rezydencji Cravenów, aby upiec ciastka na wieczór, wedle przepisu małżonki, żywiąc szczerą nadzieję, że kochana wnusia mu w tym pomoże, jeśli nie wyręczy.
Dziwnie odczuwał podszept natarczywej myśli, że chyba o czymś zapomniał...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 30-11-2014 o 20:41.
Campo Viejo jest offline