Elf popatrzył uważnie na
Nathaniela. Po czym, wysunąwszy przed siebie rękę, zgiął smukłe palce, wszystkie prócz jednego. Środkowego, którym pomajtał, zjadliwie się uśmiechając.
-
Ach, więc wywodzisz się, panie mój - długouchy sparodiował dworski ukłon. -
ze znamienitego rodu. Tak więc, wasze żałosne, ludzkie zwyczaje nakazują mi się przedstawić. Jestem Gildir'il Aep'nealen Chr'as, z klanu Srebrnego Liścia. Ma rodzina, równie znamienita jak twoja, od niepamiętnych czasów zajmowała się ciężką pracą, eliminacją. Eliminowaniem zarozumiałych, żałosnych kreatur, jakimi są tobie podobni!
Wściekłe słowa elfa przerwała niecelna strzała Ulricha. Smukły elf być może uniknąłby następnych dwóch strzał, które wystrzelił w jego stronę
Hans, ale wystawił się. A strzały,
rem quamlibet, litości nie znały. Pierwsza z nich wbiła się w ramię
elfa, odrzucając go lekko do tyłu, zdejmując z toru lotu drugiej strzały, która poszybowała w las.
W tym momencie, jak na niewypowiedziana komendę, dwaj jasnowłosi
bracia i
smagłolicy nałożyli strzały na cięciwy i, przycelowawszy, wystrzelili. Smagłolicy wziął na cel
Nathaniela, brodacz -
Ulricha, za to najmłodszy z bandytów strzelił do
Hansa.
Pierwszy strzał był celny, choć
łowca nagród w porę zobaczył pocisk, uchylił się. Strzała musła jedynie ramię, delikatnie je kalecząc.
Celny był również drugi strzał.
Ulrich poczuł jedynie nagły ból w lewym udzie. Strzała wbiła się w nogę
skryby, dość poważnie go raniąc.
Ostatni strzał okazał się niecelny, być może
młody banita nie zapanował nad emocjami. Być może. W każdym razie strzał zagłębiła się w las.
W odpowiedzi, ku
brodatemu banicie pomknęła Ortwinowa strzała. Niestety, niecelna.
Tymczasem, zwalisty
leśnik ruszył na
Urgrima. Zderzyli się w połowie drogi. Jako pierwszy, cios zadał
drwal.
Urgrim nazbyt się zbliżył. Cios, choć trafny, był jedynie silnym uderzeniem drzewcem w ramię
krasnoluda.
W odpowiedzi, krasnolud wyprowadził własny cios. On również był celny, kilof zgruchotał leśnikowi bok, boleśnie, choć nie zagrażając życiu.