Wszyscy:
Santi nie wydawał sie zdegustowany a wręcz przeciwnie rozbawiony, choć ukrywał to jak mógł. Prócz jednego zdania pod nosem nie skomentował zaistniałej sytuacji. Dobrze odebrał życzliwy gest Victorii. Następnie wysłuchując z uwagą co ma do powiedzenia. Zwracając sie do Victorii -Ja również uważam to za zbyt banalne, oraz jest pierwsza rzeczą jaka przychodzi do głowy. Stwierdzam jedynie, że bardzo prawdopodobne jest iż mieszali w tym swoje skalane okrucieństwem dłonie.-wydawał sie lekko zaniepokojony, po chwili jednak powrócił do poprzedniego stanu. -Droga Victorio, polityka jest okrutna. A klan Tzymici potrafi być równie okrutny jak i nieprzewidywalny. Przekonaliśmy się o tym przez te wszystkie wieki.-mówiąc to znacznie spoważniał. W jego oczach prawie jak z obrazu wyczytać można było wszelkie okrucieństwa jakie wydażyły się w minionych wiekach. -Co do możliwości...(krótka przerwa) jest ich wiele. I właśnie dlatego potrzebuje waszej pomocy. |