- Hehe. Wypijemy wasze zdrowie i to nie jeden raz – odpowiedział żołnierz, skrzętnie chowając monety do sakiewki, trzymanej na łańcuszku na szyi. – Jak wojaku chcesz sprawdzić autentyczność tej broni, to zaglądnij do dowolnego warsztatu płatnerskiego. W mieście jest ich pełno. Ale niezależnie od tego, czy mieczyk jest prawdziwy czy nie, pozbyłbym się go, a przynajmniej nie nosił na wierzchu.
- I Twoje zdrowie, klecho wypijemy – wtrącił się Henschel, kiwając oparty o ramię kompana. – A to ciekawa sprawa. Bo chyba Tolzen wrócił do miasta parę tygodni temu. To jeden z tych wybrańców, któremu Emanuelcia wręczyła miecz. Wrócił z wojny, przywdział habit i ogolił głowę. Znaczy się, został Twoim konfratrem klecho. W świątyni siedzi i oczy ku niebu zwraca, o tym, że jest żołnierzem zupełnie zapominając.
Żołnierze, zadowoleni z otrzymanej gotówki odeszli, licytując się, w której spelunie jest lepsze piwo. A awanturnicy poszli do najbliższego warsztatu, w którym ktoś mógłby im pomóc przy ocenie prawdziwości miecza. Z brzegu Reiku widać było jak zastęp robotników, przyklejonych do wielkiego mostu niczym mrówki dekoruje konstrukcje kolorowymi girlandami i lampionami. Ulicą przebiegł patrol strażników, rozpychając ludzi. Trafili w końcu do pracowni Ringila Geraldsonna.
Krasnolud, łysy o nadpalonej, rudej brodzie i stalowych zębach, z cybuchem fajki w ustach, oderwał się od pracy przy palenisku, oparł na wielkim młocie i spojrzał spode łba na intruzów. Z pieca buchał żar, na kowadle czerwieniło się rozpalone żelazo.
- Złotą koronę za informację – krasnolud nie patyczkował się, oznajmiając prosto z mostu. Miał silny akcent, jego słowa dodatkowo zniekształcone przez trzymaną bez przerwy w ustach fajkę były ledwo zrozumiałe. Gdy pieniądz znalazł się w kosmatej łapie khazada, Ringil wziął miecz i chwilę się mu przyglądał. – Jest autentyczny – orzekł. – Jeden z siedmiu oryginałów. Wykonany przez Mistrza Trzeciego Stopnia Grunbara Galvanissona na zamówienie Księżnej-Elektorki. Mogę go odkupić za... powiedzmy siedemdziesiąt karli. Takiej okazji nie będziecie mieli! |