Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2014, 07:11   #20
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Jego wiek miał swoje prawo po dwóch piwkach czuć się, jak po dwóch butelkach winka za młodu. Ależ właśnie tak się czuł, kiedy dziarsko wędrował przez las w drodze powrotnej do domu. Podpierał się kijem co trzeci, czwarty krok, bo w międzyczasie wywijał nim wesoło tnąc rośliny, pochylające liście nad ścieżką. Księżyc zaglądał przez korony drzew nadając wiszącej nad poszyciem mgle jasnej poświaty. Nie było tak źle, jak sobie czarno wróżył jeszcze dwa dni temu. Nowe miejsce to jakby nowe życie... A że starych drzew się nie przesadza, on dzięki temu był niemal młodszy. Śpiąca tafla jeziora odbijała białego rogala, sowa pohukiwała w oddali, a świetliki tańczyły w parach między pniami drzew, niczym na wielkiej balowej sali pośród wysmukłych kolumn. Oh, Martha, spodobałoby ci się tutaj, pomyślał świecąc latarką po przyjeziornej dróżce.

Po wyjściu z lasu ręką gładził wysokie trawy łąki za domem, ale zwolnił, choć w duchu chciałby pobiec ku czarnym konturom ich rezydencji. Zadyszał się trochę, w kolanach czuł takie samo kłucie i kręcenie jak w krzyżu. Jakby nie było, dumny był z syna. Nie dosyć, że kupił tak wspaniały dom, za tak nieprzyzwoicie niska cenę, to i odważną decyzje podjął, aby przenieść się na takie peryferie. Chicago to metropolia światowego kalibru. Tutaj? Cóż, małe jest piękne. Skąd w nim było tyle pokory życiowej, Arnold nie wiedział, ale podejrzewał, że jedynak odziedziczył to po matce. Czy on u szczytu kariery odważyłby się na taki krok? Z pewnością nie. Wietrzne miasto zawsze było głębokim oceanem możliwości, na którym albo rozwijało się żagle albo szło na dno. Nie wypływali lub dryfowali tylko nieudacznicy. Tutaj, co najwyżej można było zgubić się w lesie kukurydzy. Niemniej jeziorko, choć nie Lake Michigan, miało swój malowniczy urok. A pomyśleć, że miał pietra w drodze do kampera Joshua! Jedynym intruzem, budzącym śpiących mieszkańców lasu, były jego stare kości.

Zdawało mu sie, że ktoś przechodził koło domu, lecz świecąc po ścianie nikogo tam nie zobaczył. A zdawało mu się, że wyraźnie widział cień na białych deskach nad kamiennym fundamentem. Tak to już na starość bywa. Oczy albo niedowidzą, albo zobaczą coś czego nie ma. Ot pewnie cienie drzew zagrały na wyobraźni. Łatwiej było to tak zostawić, niż brać do głowy, że to mogła być halucynacja. Jakoś tak teraz, po tym wszystkim co mu napierdział do ucha młody konował, zapewne chwilę po stażu, co by mógl być mu wnuczkiem, że zwidy i omamy są gwóźdźmi programu w rozwoju tej choroby. Symptomy psychotyczne. Ot raz, czy dwa razy o czymś zapomniał raptem, zgubił drogę do domu... Co tu się dziwić, kiedy miasto zmienia się z roku na rok, że ciężko jest poznać własną dzielnicę? Jeszcze tak źle z nim nie było i nie jest, potrząsnął głową. Bardziej martwił się o hemoroidy, które dokuczały upierdliwie...

Ha, otworzył drzwi swojego nowego pokoju zwycięsko! Jakoś bez problemu odnalazł drogę, żachnął się i postawił kostur w kąt, jak odstawia się parasol na swoje miejsce. Sękaty drągal znaleziony w lesie pasował do domowego wystroju pomieszczenia niczym salonowe krzesło w drewutni.



***




Ocknął się w fotelu, w bibliotece, przy dębowym stoliku. Eh... znowu, przeczesał dłonią do tyłu siwe włosy i dyskretnie rozejrzał się czy w pokoju jest sam. Był. Musiał być środek nocy. Nie pamiętał, aby po prysznicu planował czytać. Niepokojąco spojrzał na zegarek. Spod abażurów zawieszonych na ścianach lamp sączyło się leniwie żółte światło. Opadł wygodnie w oparcie antycznego mebla zastanawiając sie co będzie robił w ciągu tego dnia.
Emerytura miała tę zaletę, że kiedy już przeskoczy się nawyki wyrobione rutyną dziesięcioleci deficytu wolnego czasu, wypełnionego harmonogramu obowiązków i odpowiedzialności, to jego zaskakujący choć oczekiwany nadmiar, z początku tak niebezpiecznie osamotniający w tym spotkaniu samego siebie z niczym konkretnym do roboty, to zaadaptowany do nowego rozdziału życia, senior potrafił przezwyciężyć wrażenie zepsutego na poboczu starego gruchota. Miał ku czemu wyglądać przecież. Przed nim była mała czarna, golf, lunch, spacer, szachy i kto wie, może coś niezwykłego się wydarzy godnego zapamiętania!

Arnold dźwignął się z entuzjazmem z fotela i przeciągnąwszy rozprostował zasiedziałe kości. Przez chwilę stał niezdecydowany. Gdzie miał iść i co robić, nie od razu był pewien. Zmarszczki pogłębiły się na czole seniora kiedy myślami gonił wstecz usiłując zlokalizować to co umknęło a zapewne siedziało na końcu myśli.

Zamieszanie na górze całkowicie rozwiązało dylemat seniora Cravenów. Krzyk! Maddie?! Dziarskim krokiem ruszył ku schodom, choć w połowie drogi musiał zwolnić. Chyba uż nigdy nie nauczy się cierpliwości do swojego starego, nienadarzającego za młodym duchem, ciała...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline