Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2014, 21:04   #3
Skrzydlata
 
Skrzydlata's Avatar
 
Reputacja: 1 Skrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłośćSkrzydlata ma wspaniałą przyszłość
Czarnoziem.
Miejsce, które przesiąknęło nieprzyjemną aurą już chyba do najgłębszych warstw ziemi, którą było pokryte. Opowieści o tych terenach, jak zaraza, roznosiły się między ludźmi, ubarwiane o kolejne historyjki. Najważniejszym było, by zdołać oddzielić to co jest prawdą, od tego, co powstało na przestrzeni dni, czy lat opowiadania. Gdzie smokami, mogły nazywane być zwykłe przeklęte salamandry, a nawiedzonymi wioskami, takie które opuszczone i splądrowane, stały samotnie na pustkowiu. Lamia nie miała zbyt majestatycznego celu w podróży do tego miejsca. Chciała po prostu zbierać dalej wiedzę i powiększyć zakres swej mocy, o kolejne dusze, upiory i plugawe bestie nocy. Dlatego nie oponowała za wybraniem się właśnie w te strony.
Jej towarzysz był przedstawicielem dość specyficznej grupy istnień, stąpających po tych ziemiach. Nie tylko jego przynależność rasowa była interesująca, co cała jego osobowość. Był niemal w pełni, na pierwszy rzut oka, jej kompletnym przeciwieństwem. Jej uroda bowiem faktycznie mogła onieśmielać i porażać, on natomiast swoją chwalić się nie mógł. Kiedy on mówił, a mówił naprawdę dużo i o wszystkim, ona mogła spokojnie oddać się temu, co lubiła robić, gdy sytuacja nie wymagała użycia jej zdolności - milczeć.
On był porywisty i wszędzie pędził, ona była z natury spokojna, cierpliwa i opanowana. Kiedy w nim odzywały się takie potrzeby, jak pomoc potrzebującym, ona najpierw napawała się ich cierpieniem, a potem pomagała co zwykle nie było dla niej wyzwaniem. Ogień i woda, po prostu.
Nie uszło więc jej uwadze, że zmarkotniał. W końcu zaczęła panować między nimi cisza. Taka, której nie zaznawała przy nim do tej pory. Było to trochę niezręczne, ale nie przerywała jej, napawając się krajobrazami, wyczuwając to obecne wszędzie zepsucie...


Przyglądała się z góry temu, co działo się między barbarzyńcami w dole. Piękny pokaz siły na bezbronnym motłochu. To tak niezwykle bestialskie. Uśmiechnęła się kącikiem ust na ogólną wrzawę w dole. Zsunęła kaptur płaszcza z głowy, ukazując długie do ramion, proste białe włosy. Ventus, jej czarny koń, potrząsnął głową i przestąpił z kopyta na kopyto. Czyżby nuda mu doskwierała i miał ochotę kogoś dziś stratować? Lamia spojrzała na niego, a on spojrzał na nią obracając łeb tyle ile mógł. Tak, był znudzony i niemal się uśmiechał, podobnie jak ona. Zdążyła się ledwo wyprostować i spojrzeć na towarzysza podróży, gdy ten już wystrzelił z siebie słowa, które doskonale zrozumiała, po czym pognał w dół. No tak. Jak zwykle...
Ventus znów poruszył się niespokojnie, przytrzymała jednak wodzę
- Wstrzymaj się jeszcze chwilę przyjacielu. Dajmy mu się pobawić.
I był to przejaw rozsądku z jej strony, bowiem gdyby zjechała bliżej od razu, zapewne i na niej odbiłoby się oślepienie. A tak ona i jej, zdegustowany w tej chwili, obserwacją śmierci pobratymców, koń, mogli wykorzystać najlepszy moment, by dopiero zjechać nieco bliżej. Kiedy on wracał teraz znów w górę, siedząc tyłem do kierunku jazdy, Lamia znów nie mogła się nadziwić temu 'zwierzęciu' na którym jeździł. Ventus chyba też, bo pokręcił głową. Mechaniczny koń bił w jego dumę ogiera. Lamia spięła konia i zjechała w dół, ale po półkolistej linii, tak, że teraz była bardziej na lewo od szamoczącego się tabunu, wkurzonych atakami jej towarzysza, barbarzyńców. Skupiła uwagę na ich cieniach, zaczęła mówić szeptem. Nie musiała głośniej. Nawet gdy był taki chaos dookoła. One usłyszą. Zawsze tak było. Przemawiała do nich, że głupimi nie są i słuchać się głupich panów nie muszą. Namawiała, by słuchały tego, kogo słuchać ochotę mają. A że jak wszyscy i wszystko wokół niej, zawsze lgnęło do jej głosu, cienie nie oponowały. W taki sposób ci z barbarzyńców, którym do głowy przyszła ucieczka, oraz ci, którzy szykowali się do ataku zamarli, nie z własnej woli. Magia ta nie działała zbyt długo, ale wystarczająco, aby Blitz mógł ich teraz wysiepać, bo inaczej takiej prędkości określać nie wypadało. Biegali ci, na których atak był skierowany. Lamia popatrzyła po trupach tego, co zabite już zostało i uśmiechnęła się znów. Jeśli coś pójdzie nie tak, tu leży ich wsparcie i czeka na rozkaz tej, która mówi do nich i jest słuchana...
 
Skrzydlata jest offline