Chyba będę pierwszym który się wyłamie...
Ostatnio skończyłem czytać ósmą książkę cyklu i wymiękam. Mam dość. Jakoś zmęczyła mnie ta jego narracja, naszpikowana żartami, puentami, splotami i aluzjami. Mam wrażenie, żep ośród tego wszystkiego nie pozostaje miejsca na inną, chyba jeszcze ważniejszą rzecz - kunszt. Nawet, jeśli są to naprawdę inteligentne puenty i aluzje.
Dla mnie Pratchett jest raczej lekką lekturą-przerywnikiem pomiędzy tymi cięższymi lekturami. Jednak naprawdę i szalenie podobał mi się "Kosiarz" - Śmierć jest po prostu, mhhh...
Nieco mniej, choć też bardzo, "Równoumagicznienie". Polecić, polecę, ale do palenia kadzidełek bardzo mi daleko...