14 Pflugzeit, 2498 K.I., wczesnym popołudniem
Minęło południe, słońce zaś, jakby zawstydzone, schowało się za chmurami. Pogoda się psuła, zanosiło się na deszcz. A może nawet na burzę, kto wie?
Zaczął powiewać wiatr, wciskał się pod płaszcze, kurty, poruszał drzewami i krzewami. Wył i świstał, przywodząc na myśl tajemnicze leśne duszki. Opadłe jesienią liście, które to przez zimę schowały się pod śniegiem, teraz wirowały, targane przez wiatr.
Podły los zaczaił się, by upomnieć się o niektórych z Was. Bo taki już ten los był, lubił denerwować, wściekać. Ale go to nie wzruszało, robił swoje.
Ale czekał, niecierpliwy nie był. W końcu co, jak co, namącić zdoła. Jeśli coś mogło martwic, to właśnie on...
Drogą powrotną spędziliście na dysputach, rozmowach na temat morderców, historii, polityki i ekonomii. Wycieńczeni i obolali, pomijając może
Johanna, dokuśtykaliście do Stajni, do obozowiska.
Wóz bandytów... a właściwie wózek, pojazd bowiem, niewątpliwie wykonany przez banitów, na miano wozu nie zasługiwał. Był rozklekotany, w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. Przez twórcę tego... wehikułu.
Ale to nie wózek Was interesował, a rzeczy, które się na nim znajdowały...
- Bela aksamitu, około 3 metry kwadratowe
- Trzy litrowe dzbanki z oliwą
- Dwa dzbanki z miodem
- Worek z cukrem, mniej więcej kilogramowy
- Kilogramowy worek ziarna jęczmiennego i drugi, z owsem
- Dwie pary ciżm
- Matowoczerwony dublet
- Kręgi sera, wędliny, parę bochnów chleba, mały worek z jabłkami, itd... w sumie 10 dziennych porcji jedzenia. Uwaga jednak, wszystko rzeczy łatwo psujące się.
- Dwie butelki bretońskiej brandy
- 20-litrowa beczka, pusta
- Poobijany imbryk
- Szklane paciorki
- Liczydło drewniane
- Dwa świeczniki stalowe, pokryte miedzią