Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2014, 09:26   #10
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Aria nie wiedziała jak długo trwała ta szalona galopada. Kierowanie dużym wierzchowcem za pomocą samych lejców i do tego z wielkim młodzieńcem chwiejącym się jej za plecami nie było proste, ale jakimś cudem udało im się utrzymać w siodle. Zresztą gdy minęli nierówne, miękkie pola i łąki, i wyjechali na trakt było już łatwiej. Wiedziona jakimś szóstym zmysłem Iris pokierowała ich tak, że znaleźli się na drodze prowadzącej z Llorkh do Orlbar i jechali najwyraźniej w dobrym kierunku - czyli przeciwnym do ich dawnego domu. Orlbar było sporo mniejsze od Llorkh (według Bixi miało mniej niż pięć setek mieszkańców, głównie pasterzy), ale wystarczająco duże by sprzedać konie i zrobić zakupy bez zbytniego rzucania się w oczy. Taką przynajmniej dziewczynka miała nadzieję. No i nie było pod zwierzchnictwem Zhentów, a to najważniejsze.

Gdy w końcu odważyli się zatrzymać na popas nawet konie drżały ze zmęczenia. Iris sprawnie powiązała wierzchowce razem za uzdy i do drzew, wcześniej pozwalając napić im się z rzeki do woli. W tym czasie Aria przeszukiwała zdjęte z ich grzbietów siodła i juki - a raczej zaczęła, gdyż po znalezieniu jedzenia wszyscy rzucili się na nie jak wygłodniałe zwierzęta - z Janosem na czele. Dopiero po zaspokojeniu szarpiącego trzewia głodu i pragnienia, oraz zmianie opatrunków półsmoka zabrali się za inwentaryzację zdobycznych dóbr.
- Narzędzia? Instrumenty? Ikona? - Aria ze zdumieniem rozpakowywała zawartość kolejnych pakunków ściągniętych z grzbietów mułów. - Goniła nas karawana czy co? - w zadziwieniu przyglądała się przeróżnym narzędziom (których przeznaczenia w kilku przypadkach nie znała) i mapom. - Myślicie, że dostali magicznie wiadomość od Sylvanny i zawrócili nas szukać? Czy po prostu jechali w tą stronę i skorzystała z okazji? - spytała rodzeństwa, trochę myśląc na głos. - Moglibyśmy sprzedać część tych rzeczy w Orlbar, ale jeśli ktoś na nie czekał to niepotrzebnie zwrócimy na siebie uwagę…
- Spodziewałam się że Sylvanna będzie nas ścigała - kucająca obok Iris wzruszyła z wdziękiem ramionami. - Skoro Tchnienie Zimy wyprawił się za nami to może oznaczać, że Gubernator albo Aart Czarny - po nagłym, nieprzyjemnym uczuciu które przeszyło Arię dziewczynka poznała że myśl o mordercy ojca nie wzbudza w siostrze radości - postanowił dać mu szansę się wykazać tam gdzie Sylvanna zawiodła. A w Llorkh o najemników nietrudno i to takich którzy są przygotowani by towarzyszyć karawanom do Waterdeep czy Teshendale.
- I wzięli sobie flety w hurtowej ilości do przygrywania dla kurażu i ikonę, by mieć na co popatrzeć wieczorem? - spytała Aria, ale potem wzruszyła ramionami. Czy to miało znaczenie kogo wybrano by ich ścigał? Ważne, żeby ich nie złapał.
Iris znowu wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia.
- Z takim stadem - obolała Bixi ze znużeniem wskazała brodą ku zwierzętom - na pewno zwrócimy na siebie uwagę.
- Sprzedamy co się da w mieście, uzupełnimy zapasy i ruszymy zaraz w drogę - burknęła Aria, nadal zła na gnomkę za jej opieszałość. Przypuszczenia Iris nie napawały optymizmem. Pośrednio nadepnęli na odcisk też Aartowi Czarnemu; czy też raczej bezpośrednio, w końcu to on dyrygował Sylvanną. Każdy z zhenckich dowódców musiał mieć posłuch absolutny, każdy drobiazg pod kontrolą - nawet najmniejsza porażka (a może zwłaszcza najmniejsza) mogła być początkiem upadku. Aart musiał dowieść, że ma domostwo Coldheartów pod kontrolą i schwytanie uciekinierów było dla niego zarówno kwestią polityczną jak i prostego zachowania twarzy.

Aria westchnęła i spojrzała na brata. Janos po prostu siedział na ziemi i odpoczywał po pochłonięciu takiej ilości jedzenia która Arii wystarczyłaby na dwa albo i trzy dni. W bladym świetle poranka z trudem przedzierającym się przez zasłonę chmur jego skóra wyglądała matowo i bezbarwnie. Na jego twarzy po raz pierwszy od lat widać było odprężenie, które nie miało nic wspólnego z narzucanym sobie siłą spokojem który czarodziejka widziała w podziemiach domostwa. Dziewczynka podniosła manierkę i podeszła do niego.
- Chcesz jeszcze popić? - spytała, głaszcząc go po skołtunionych włosach, jednym z niewielu miejsc gdzie mogła go dotykać bez obaw, że się porani. Szkoda, że najemnicy nie mieli w swoich jukach korków do wina, mogła by mu ponabijać na czubki kolców i problem z głowy. - Znalazłam w jukach mydło i ubrania; musimy się umyć i przebrać, bo wyglądamy jakby nas ktoś wyciągnął z... skądś.
Co prawda Aria miała jeszcze trochę własnych ubrań, ale wolała je zachować na lepszą okazję… na kiedyś, na ten dzień, gdy już nie będą kryć się po krzakach i ruinach, choć wcale nie uśmiechało jej się chodzenie w cudzych, męskich, workowatych strojach. Ale w podartych i pokrwawionych jeszcze mniej.

Twarde, nienaturalnie grube i krótkie włosy (wyglądało na to że Janos nie jest w stanie wyhodować nieco dłuższej grzywy, wypadały po osiągnięciu paru centymetrów) rozstępowały się opornie pod palcami dziewczynki. Półsmok uśmiechał się do niej, a płatki zaschniętej krwi pękały na jego brodzie i policzkach. Skinął głową i sięgnął po manierkę. Nim ją przechylił odezwała się Iris, obserwująca z fascynacją rodzeństwo.
- Jeszcze nie jesteśmy bezpieczni. Część wierzchowców uciekła, mogą je połapać i ruszyć za nami - ostrzegła.
- Mają rannych - Janos z zaskoczeniem poderwał głowę i popatrzył na siostrę. Ta wzruszyła ramionami.
- Magia - powiedziała jakby to tłumaczyło wszystko. - Albo mogą nie dbać o najciężej rannych.
- Mogą. Ale potrzebna nam jest chwila wytchnienia. Poza tym konie nie mogą biec wiecznie, a następny przystanek powinniśmy zrobić już w mieście; zresztą na trakcie nie tak łatwo będzie wyśledzić nasz trop jak na podmokłych polach - Westchnęła. Ile trwała ich jazda? Kwadrans? Dwa? A popas? Wszystko bolało ją od ran i wariackiej jazdy; miała ochotę jedynie położyć się, wtulić w Janosa i odpocząć. I bardzo, bardzo chciała żeby brat wcześniej się wykąpał, gdyż smród i wielkie brązowe plamy na jego stroju i ciele przypominały jej dobitnie o tym co zrobił z najemnikiem i psem. Zacisnęła mocno zęby, bo zebrało jej się na płacz.
- To zacznij pakować do juków te rzeczy - wskazała siostrze bałagan na trawie. - Osobno daj te, które sprzedamy od razu w Orlbar; dzięki temu szybciej załatwimy sprawę i będziemy mogli ruszyć dalej. Ale zostawiłabym nam jednego muła, może się przydać gdyby któryś z koni nam okulał; zresztą chyba nie jest wiele wart. - Aria spojrzała na muła, a potem na piękną klacz. Siodło było porządne, jedno z tych jakie kupował papa, a do toreb przy nim nie zdążyła jeszcze zajrzeć. Dobry koń zapewne będzie zwracał uwagę na drodze, ale ciężko było jej się rozstać z dobrym wierzchowcem. Klacz była silniejsza (i pewnie lepiej ułożona) niż reszta koni; gdy Janos odzyska masę łatwiej będzie go jej nieść. - I przestań się na nas TAK gapić. O co ci chodzi? - burknęła do Iris, dość nieoczekiwanie nawet dla samej siebie.
Półnimfa wzięła się pod boki, a subtelna zmiana emanującej od niej aury powiedziała czarodziejce o jej irytacji zmieszanej z rozbawieniem.
- Siostrzyczko, ty również weź się do roboty. A Bixi lepiej byłoby chyba kupić kucyka… może tobie również, kruszynko - mówiąc to zerknęła na brata, który najwidoczniej nie za bardzo wiedział jak się zachować w obliczu przekomarzań sióstr.
- Pomogę z pakowaniem - powiedział i podniósł się ciężko. Gnomka przyglądała mu się ostrożnie, jakby spodziewała się że z jakiegoś powodu rzuci się na nią niczym wściekły pies.
- Ja rozpakowałam, jakbyś nie zauważyła; samo się nie zrobiło i z koniem radzę sobie równie dobrze jak ty, dziękuję za “troskę” - odcięła się Aria. -A ty się lepiej umyj i ubierz, bo nas straże do miasta nie wpuszczą - fuknęła na Janosa i wskazała wyciągnięte z juków stroje, po czym spojrzała na Bixi. - Dla Bixi zaś muł wystarczy; są podobnego usposobienia, no i potrzeba przecież kogoś, kto ją będzie za nami wlec i dokopie zanim dokopią nam - warknęła.
Iris spojrzała z zaskoczeniem na czarodziejkę; otworzyła usta ale Janos ją ubiegł.
- Nie irytujcie się - podniósł szponiastą dłoń - Wszyscy jesteśmy zdenerwowani, ale najważniejsze że żyjemy i trzymamy się razem. Umyję się i pomogę - skinął Arii głową i sięgnął po mydło i ubiór w największym rozmiarze jaki tylko znalazł. Iris pokręciła głową po tym jak się obrócił i jego skrzydła wraz z wystającymi z ramion i grzbietu kolcami ukazały się oczom dziewcząt.
- Co się tak nabzdyczyłaś? - zapytała cicho gdy półsmok oddalił się a Bixi niemrawo zaczęła grzebać wśród plecaków, juków i zawiniątek.
- Nie nabzdyczyłam się; zresztą sama zaczęłaś - burknęła Aria.
Iris podeszła do dziewczynki i mocno przytuliła, a bijącą od niej wesołość planokrwista wyczuwała niemal tak wyraźnie jak ciepło i zapach jej ciała.
- No już, Ario. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę że jesteśmy razem, skoro nasze poprzednie życie się zawaliło - szepnęła cicho. - Żałuję tylko że Maud… nie ma z nami… - smutek wkradł się w jej głos i aurę. - Tijmena również.
- Naśmiewasz się ze mnie - oskarżycielsko wymamrotała dziewczynka, ale jakby się nie starała to złość zaczęła jej szybko przechodzić. Trochę dziwnie się czuła przytulana przez Iris, ale nie było to niemiłe. Choć dziwne. Niezwykłe. Mimo łagodnego charakteru w domu półnimfa nie garnęła się do czułości, nawet z Arią - choć ta nigdy nic jej nie zrobiła. Widać poza murami miasta - rezydencji nawet - Iris rozwinęła skrzydła… czy raczej rozkwitła jak kwiat, bo skrzydła to mógł rozwijać Janos.

Półnimfa poczochrała jej włosy.
- Może najwyższy czas na to byśmy nauczyły się przyjmować to z uśmiechem? - ni to zapytała, ni to stwierdziła. - Chodź, obie się zajmiemy tymi rzeczami, prędzej nam z tym pójdzie niż Bixi czy Janosowi. Opowiesz mi kiedyś jak to się stało że się zaprzyjaźniliście? - powiedziała wypuszczając siostrę i podchodząc do pakunków. Krzyknęła z radości na widok refleksyjnego łuku i strzał. Półnimfa miała dryg do łucznictwa i regularnie ćwiczyła w ogrodzie. Choć po prawdzie jej broń do niczego więcej jak do strzeleckich wprawek się nie nadawała, w przeciwieństwie do oręża z prawdziwego zdarzenia jaki miała właśnie w dłoniach.

Aria wzruszyła ramionami, wzięła ze stosu zestaw opatrunkowy, sztylet, plecak i podreptała za Janosem - trzeba było mu na nowo owinąć rany i wyciąć kryjówkę na skrzydła.



Wiosna nadciągała nieubłaganie, choć chłód dotkliwie przypominał że zima niechętnie ustępuje pola i jeszcze niejedno jej tchnienie mieszkańcy Torilu poczują na swej skórze.




Mała czarodziejka bez większych problemów odnalazła Janosa nad rzeką. Zapewne można by się spodziewać opisów jak to miała okazję przypatrzeć się iście herkulesowej sylwetce pluskającego się brata, lśniącej od kropel wody spływającej po łuskowatym ciele. W rzeczywistości szczękający zębami półsmok dygotał i kulił się na brzegu, próbując czym prędzej usunąć zaschniętą krew i brud i nie doprowadzić się jednocześnie do kompletnego wyziębienia organizmu. Aria do dawna nie widziała nikogo w tak godnym pożałowania stanie. Ale jednak… w jakiś sposób widok Janosa po raz pierwszy na wolności budził w umyśle czarodziejki wspomnienia innej chwili. Również… pierwszego widoku.

 
Sayane jest offline