Wątek: Path
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2014, 18:44   #4
Amator
 
Reputacja: 1 Amator nie jest za bardzo znany
W oddali, oprócz gęsto zurbanizowanej przestrzeni New Detroit, jawił mu się obraz z przeszłości; sceny sprzed sześciu długich lat. Najbardziej koszmarne.

Dziewiczy las Edenu – Małpi Gaj, czyli miejsce, które mściwa matka natura stworzyła bez jurysdykcji i udziału człowieka. Stworzenia, a raczej istniejący tu ekosystem to kwitnąca, intensywnie zielona fauna, gigantyczne drzewa i krzewy, niektóre na kilkadziesiąt metrów i niemalże prehistoryczne stwory; wielgachne robactwo, krzyżówki ziemskich zwierząt, polująca i poruszająca się roślinność, te i wiele innych istot nazwano tu mutantami.

(Rozpalili ogień?)

Szybki marsz, potem bieg. Jack potykając się o rozległe korzenie sekwoi nie zwalniał tempa, czarny dym, unoszący się nad małpim gajem stawał się coraz rzadszy, źródło żaru gasło, pochodziło jednak z miejsca, w którym znajdowała się jego wioska.

- Dym zdradza nasze położenie Duchu, NIGDY NIE UŻYWAJ OGNIA W POBLIŻU WIOSKU, ROZUMIESZ?
Słowa ojca dudniły w jego głowie, akcentowane uderzeniami bicza. Kara którą mu wtedy wymierzył, te dwadzieścia cztery uderzenia, dobrze wpoiły powszechnie znaną wśród Nomadów zasadę. Ta żelazna dyscyplina, chroniła ich przed całym zewnętrznym światem, zarówno polującymi stadnie mutantami, jak i ludźmi.

Wypełniające go strachem przeczucie, które kilka dni temu zabiło na alarm, z każdą minutą emanowało mocniej i mocniej, serce, zazwyczaj zimne jak lodowa bryła teraz łomotało, chcąc niemal wyskoczyć z wymalowanego czarnymi farbami torsu. Gdy dwa dni temu, zmęczony tropieniem wielkiego gada Duch zapadł w półprzytomny sen łowcy, głos, wydobywający się z jego wnętrza wymalował na jego ustach słowa:

(EWENIUM)

Za tym nic nie znaczącym słowem, krył się irracjonalny strach. Z każdym kolejnym krokiem, z każdym metrem zbliżającym go do osady wypełniał jego ciało coraz bardziej, to uczucie, które kazało mu wrócić, które zakończyło najważniejszą życiową misję teraz zawładnęło nim do szpiku kości; wszystkie krople potu spływające po jego czole wiedziały, w jakiś niewytłumaczalny sposób wiedziały

(EWENIUM)

(Wszyscy są MARTWI)

Urwisko. Skok w szafirowo-niebieską deltę Azury. Wynurzenie się na brzeg. Kolejne kilkadziesiąt metrów wśród labiryntu drzew i krzewów, zamurowanych korzeniami w czarnobrązowej glebie. Nareszcie ona. Wioska.

Duch czynił kolejne wolne kroki pośród głuszy panującej w osadzie Nomadów. Wszystkie okoliczne domostwa, małe szałasy zbudowane z pali, podobnych do ziemskiego bambusa , zamieszkiwała jedynie martwota; wstrzymując oddech mógł on usłyszeć jedynie świszczący w koronach drzew wiatr.

Wyrazista woń unosiła się teraz gęsto w powietrzu; smród, który był doskonale Duchowi znany kierował go ku oddalonemu nieco od wioski szałasowi Barona.

Gdy dotarł na miejsce, upadł bezwładnie na kolana. Jego ojciec przybity był do drzewa, jego ciało, obdarte z wszystkich szat z rozprutym bebechem, i przywiązaną do drzewa głowa w pozycji zwróconej ku stosowi czaszek, kości i ciał swoich pobratymców. Niektóre spalone na wiór tliły się jeszcze jak dławiący się popiołem węglik, inne, rzucone dalej od rzeźniczego stosu oblepione były muchami, które zajmowały się niestarannie obgryzionym mięsem.

Duch z wbitym w glebę wzrokiem, beznadziejnie zaskamlał. W garści trzymał ułamany pazur, bezpośrednio wskazujący na sprawcę mordu.
Grotołazy… GROTOŁAZY! A krzyk jego zbudził samego diabła



 

Ostatnio edytowane przez Amator : 20-12-2014 o 12:15.
Amator jest offline