14 Pflugzeit, 2498 K.I., popołudnie
Johann i
Nathaniel wrócili znad strumyka po około trzech godzinach, tocząc przed sobą beczkę. Beczka, po brzegi wypełniona wodą, chlupotała na każdym wertepie. A trzeba to sobie powiedzieć - czego jak czego, ale wertepów w tej okolicy nie brakowało...
Beczka chlupnęła raz jeszcze, zakołysała się na nierównym klepisku i wtoczyła się do Stajni, budząc jednocześnie
Hansa i zwracając uwagę, zajętych popijawą
krasnoluda i
skrybę.
Ognisko cicho skwierczało, obok leżał zapasik chrustu.
14 Pflugzeit, 2498 K.I., wieczór
Ruszt, leniwie obracany przez
Nathaniela, poskrzypywał, pieczone zwierzę nęciło zapachem.
Los, rzecz to jasna, upomniał się o bohaterów... choć, równie dobrze, mogło to być... niedopatrzenie? Tak, to mógł być główny powód. Ale zapewne i los miał w tym swój udział.
Skutki zaś były opłakane.
Pierwszy gryzoń, szary szczur jakich w Imperium pełno, wychynął z cienia, za nim cicho ruszyły następne. Zwierzęta, zapoznane już z bandytami, przyzwyczaiły się do tego, że obozowicze byli, w pewnym sensie chodzącym półmiskiem... daniem głównym był zaś ich prowiant.
Nim po paru godzinach
Urgrim zauważył pierwszego szczura, gryzonie zdążyły już zeżreć wcale niemałą część prowiantu...