Korytarz po lewej nie był za długi. Ciągnął się zaledwie kilkanaście kroków i - Aurelud zmiarkował - był wyryty jako jeden z pierwszych. Kończył się drewnianymi drzwiami, które były lekko uchylone. Fetor wydostający się z pomieszczenia czuli na odległość, ale to głosy dotarły do nich prędzej. Ktoś, a właściwie wielu ktosiów dyskutowało ze sobą w najlepsze. Problem w tym, że nie rozumieli ani słowa, bo i język nie brzmiał na ludzki. Charknięcia, posykiwania i warknięcia zdradzały zdecydowanie nieludzką proweniencję obecnych lokatorów jaskiń.
- Koboldy - wyszeptał Aurelud, ostrożnie zaglądając przez szparę.