Zanim wszystko się zaczęło, Nicollo siedział w swojej rezydencji, przeglądając papiery. Jeśli ktoś sądził, że życie w półświatku to ciągła akcja, strzelaniny, alkohol i kobiety. Chociaż bywało i tak, to jednak koniec końców znacznie rzadziej, niż Włoch mógłby sobie życzyć. Jego korzenie było widać po nim aż nadto. Choćby po tym, że nawet teraz nie potrafił usiedzieć w miejscu, tylko chwycił cygaro tlące się w popielniczce i zaczął łazić bez celu po pomieszczeniu, wciąż analizując papiery. Jednak gdzieś tam, w głębi, miał nadzieje, że coś się wydarzy.
Jego prośba została spełniona szybko, być może nawet za szybko. Nicollo dwukrotnie usłyszał głośne „tryyyyt”. Trzeci sygnał nie rozległ się. Vito, sługa i prawa ręka – także Włoch, zresztą – wampira, odebrał telefon. Nico z zaciekawienia aż zatrzymał się, na chwilę ignorując dokumenty. Długo nie musiał czekać. Jego pomocnik wkroczył do salonu.
-
Masz stawić się w sądzie. Sprawy Camarilli. - Vito nie przejmował się konwenansami kiedy byli w dwójkę. Wampirowi nie przeszkadzało to ani trochę. W końcu, często traktował go niczym przyjaciela, a nie podwładnego... o ile jest na to miejsce w tym okrutnym świecie.
-
Czego oni chcą? - pytanie to Nicollo skierował bardziej w powietrze niż do towarzysza, lecz i tak otrzymał odpowiedź.
-
Nie powiedzieli. Tylko tyle, że jest to sprawa najwyższej wagi.
-
Więc za ch... - nie zdążył dokończyć. Przerwał mu dzwonek telefonu. Nicollo uśmiechnął się tylko lekko i machnął ręką. Vito doskonale zrozumiał nie tylko rozkaz, ale także skąd pochodzi to rozbawienie. Ruszył odebrać telefon, by wrócić po kilku chwilach.
-
Mój ojciec? - zapytał Nicollo zaraz po powrocie jego prawej ręki.
-
Tak. Prosi o to, żebyś spotkał się z nim przed sądem, żeby porozmawiać o sytuacji.
Wampir pokiwał głową i wciągnął nieco dymu, trzymając go w ustach. Odłożył cygaro oraz papiery, powoli wypuścił powietrze i spojrzał w sufit.
-
Przygotuj wóz... i broń. Możliwe, że się przyda. Strzeżonego Pan Bóg strzeże. - rzucił w kierunku Vito, po czym zaśmiał się głośno. Ot tak, bez głębszego powodu.
*****
Czarna Corvette Convertible zajechała na parking, z prędkością “nieco” większą niż przepisowa. Mimo to, zgrabnie zajęła jedno z wyznaczonych miejsc, wciskając się pomiędzy dwa inne samochody.
-
Na wszelki wypadek czekaj. Uważaj też, żeby psy nie zwęszyły broni. - rozkaz wydał Nicollo Leone we własnej osobie, opuszczając miejsce kierowcy. Poprawił płaszcz i rozejrzał się, dosyć szybko znajdując samochód, którego poszukiwał. Szybkim krokiem ruszył w tamtą stronę.
Antony czeka przy samochodzie na parkingu na przeciwko sądu. Widząc potomka mówi
-
Witaj Nicollasie, cieszę się, że otrzymałeś wiadomość.
-
Usiądź proszę. - dodaję wskazując samochód, w trakcie gdy ghul ściągnął mu płaszcz i otworzył drzwi samochodu, Zabydeusz następnie przepuścił przez nie swego Pana i oczekując z dłonią na kłamce aż do środka wejdzie Nicollas.
-
Przybyłem najszybciej jak to możliwe. - odparł, wsiadając do samochodu.
-
Wielce to dobrze bo w takich sytuacjach jest to wielce wskazane. - Powiedział Antony gdy usiadł na kanapie która była zamocowania zgodnie kierunkiem jazdy, a dwie zasiadające teraz z Nicollasem kobiety uwiesiły się na jego ramionach i uśmiechnęły czarująco mrugając mu na powitanie. Mężczyzna bez większego skrępowania objął jedną z nich na chwilę, posyłając jej krótki uśmiech. Więcej było w tym jednak fałszu niż szczerości, gdyż już chwile później stracił wszelkie zainteresowanie, skupiając się na tym co mówił jego ojciec.
-
Takowe spotkania nie zdarzają się często i niezbędne jest byśmy podeszli do niego z wymaganą ilością uwagi. Możliwe także, ktoś będzie się starał nam zagrozić, liczę, że będziesz na to gotów. Postaramy się załatwić tą sprawę z maksymalną możliwą ilością łagodności, ale niech to nie zatrzyma twej ręki w chwili próby.
-
Ojcze, moja branża nauczyła mnie szybkiego chwytania za broń, jeśli jest taka potrzeba, - zaczął, z pewną dozą arogancji wynikającej z wiary w swoje umiejętności -
lecz również tego, że w pewnych sytuacjach słowo jest skuteczniejsze od kuli. W tej ścieżce jednak, twoje umiejętności jak i doświadczenie znacznie przewyższają me, więc pozwól, że w razie konieczności będę twą pięścią. - skończył mówić znacznie skromniejszym, więc uniżonym, głosem.
-
Twe słowa wielce mnie radują Synu, chodźmy więc. Zobaczmy co przygotował dla nas książę - odpowiedział Anthony i po poczekaniu aż Zabydeusz otworzy drzwi, wsiadł z samochodu.
Wchodząc po schodach sądu Anthony zachował milczenie i w towarzystwie swego potomka i Zabydeusza skierował ideę do głównej sali.
*****
Nicollo, stojący nieco za swym ojcem, po jego prawej, nie okazał szczególnych emocji, gdy dowiedział się o śmierci starszyzny. Jedyne co zrobił to skrył prawą rękę pod płaszczem, którą grzebał tam przez chwilę. Po krótkim czasie wyjął tylko pager, zerknął na niego i skrył go z powrotem.
-
Straciliśmy już wystarczająco inicjatywy. Bunkrowanie się to najgorsza rzecz jaką moglibyśmy zrobić. - wyraził swoje zdanie i na tym ograniczył swoją inicjatywę. W końcu on nie był tutaj od gadania, lecz działania. Być może nawet tym właśnie się zajął, wodząc wzrokiem z jednej osoby na drugą i szukając jakiegokolwiek przejawu agresji. W końcu, jako Lasombra, miał się czego obawiać, mimo że mu osobiście ta cała wojna była obca... aż do teraz.