Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2014, 23:09   #5
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Welcome to Gleraswen

Pośrodku sali, naprzeciwko z którego biło intensywne światło zmaterializowała się niepozorna osóbka, siedząca na zdecydowanie zbyt dużym jak dla niej krześle. Idealnie gładka twarz nie nosiła na sobie najmniejszych znamion emocji. Jedynie błądzące po sali spojrzenie wyrażało delikatne zaciekawienie.
- Czy to już Gleraswen? - zapytała głosem tak delikatnym, że aż przyprawiającym o dreszcze, gdy jej wzrok w końcu zatrzymał się na jednym z odprawiających rytuał magów. Gdy ten odpowiedział jej, że owszem, znalazła się w akademii magii Gleraswen, ta westchnęła z ledwo wyczuwalną nutą ulgi. - Czyli trafiłam w dobre miejsce. Merci beaucoup, messieurs.
Spod połów jej sukni wyłonił się czarny kot, którego zjeżone futerko świadczyło że niezbyt przypadł mu do gustu taki sposób podróżowania. Po chwili zaś usadowił się wygodnie na podołku dziewczynki, która zaczęła go ostrożnie głaskać po grzbiecie. Jednakże pod naciskiem jej dłoni nie tylko włosy, ale i całe ciało kociaka zdawało się wyginać i falować jak gdyby zwierzę całkowicie pozbawione było kośćca, czy jakichkolwiek innych sztywnych tkanek.
Młoda czarownica nie ruszyła się z miejsca, gdy jej krzesło zostało uniesione do góry przez magiczny dysk i jedynie jej błądzący dookoła wzrok wskazywał na fascynację nowym miejscem. Na szczęście była jednym z pierwszych uczniów którzy znaleźli się w akademii, więc od razu została przeniesiona na środek sali, gdzie czekał już na nią jej wierny lokaj.



- Bienvenue, mon mademoiselle - przywitał dziewczynkę eleganckim ukłonem, po czym wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą ta ujęła delikatnie i pozwoliła służącemu pomóc sobie wstać z krzesła. - Liczę że podróż odbyła się bez jakichkolwiek nieprzyjemności?
- Niestety - westchnęła szlachcianka z lekkim zawodem. - Miałam nadzieję zobaczyć te przerażające stwory o których kiedyś mi opowiadałeś.
- Oh - żachnął się starzec z wyraźnym roztargnieniem, po czym wyprostował się. - W międzywymiarze teleportacyjnym nie uświadczy panienka demonów, ani innych diabelskich istot. One żyją wyłącznie w planie negatywnym. Zresztą wątpię aby stanowiły one dla panienki odpowiednie towarzystwo. Ich savoir vivre pozostawia zwykle wiele do życzenia.
- Czyżby? - spytała dziewczynka z wyraźnym zainteresowaniem.
- W rzeczy samej - przytaknął lokaj. - Pamiętam jak pewnego razu banda gremlinów wdarła się do zamku hrabiego Bordeaux i splądrowała cały ogród który właśnie skończyłem pielić. A gdyby tego było mało...
Wtem starcowi przerwało głośne chrząknięcie czarodzieja trzymającego w dłoni zwój pergaminu, który opadał w dół i ciągnął się po ziemi dobrych kilka metrów za nim.
- Ah! Pardon, messieur. Mes plus sincères excuses - wypalił szybko służący, kłaniając się przepraszająco. - Proszę robić swoje.
- Marie Léa Meunier, Mademoiselle de Bordeaux z królestwa Arieweth? - zapytał mag na którego twarzy malowało się zniecierpliwienie.
- Oui, messiour - przytaknęła szlachcianka, unosząc swą suknię by dygnąć po dworsku.
- Oraz Edmond Beaumont, który ukończył terminy w akademii magicznej tegoż królestwa i będzie towarzyszył panience Marie jako jej prywatny korepetytor?
- Voire - potwierdził lokaj, kiwnąwszy głową.
- Słowo daję, niedługo te dzieciaki z bogatych rodzin będą przywozić tu ze sobą całe swoje rezydencje… - zrzędził pod nosem mag, kręcąc głową z dezaprobatą, gdy odznaczył dwa ptaszki na swym pergaminie. Następnie zaś wyciągnął spod szaty metalową pałkę z dużym kryształem na czubku i pomachał nią nad chowającym się teraz między nogami dziewczynki czarnym kocurem, który prychnął na niego z jeszcze większą dezaprobatą. - A to magiczne stworzenie? - zapytał, gdy klejnot na czubku urządzenia rozjarzył się jasnym migającym ostrzegawczo czerwonym światłem.
- To tylko Mort - odparła spokojnie Marie, podnosząc ostrożnie z ziemi nie kota. Ten zaś tym razem dla odmiany pokazał inspektorowi czarny jak smoła język, który wydłużył się nienaturalnie niczym macka i zaczął wywijać dziko na wszystkie strony jak świeżo złowiony węgorz.
- Odmieniec - dodał Edmond uściślającym tonem.
- Oswojony? - zapytał czarodziej, zapisując coś żwawo na swym pergaminie.
- W rzeczy samej - przytaknął starzec.
- W jakim wieku?
- Pięć lat i dwa miesiące.
- Dobrze - zgodził się mag, mimo iż jego mina nie wskazywała na to aby w jego mniemaniu cokolwiek było dobrze. - Proszę pamiętać że dorosłych odmieńców nie wolno wprowadzać na teren akademii i należy zostawić je w zagrodzie na terenie miasteczka. Wasze bagaże będą czekały na was w waszych kwaterach. Następny! - zawołał, gdy następny czarodziej uprzejmym gestem poprosił dwójkę Ariewethczyków by podążyli za nim.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 21-12-2014 o 23:16.
Tropby jest offline