Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2014, 18:11   #25
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Jake siedział na łóżku w swoim pokoju i patrzył się na drzwi szafy, w której zamknął pieprzonego kruka. Początkowe nerwy i napinanie się puszczało. Jeszcze co prawda brakowało trochę do stanu “zobaczycie jeszcze będziemy się śmiać z tego”, ale no trzeba przyznać, że jeśli to rzeczywiście jakieś gówniarze sobie dowcip urządziły to czapki z głów. Dali się zrobić wszyscy perfekcyjnie.
I to właśnie nie pasowało do żartu. Dali się zrobić zbyt na serio. Wszyscy co do jednego. No ale jeśli to nie praktyczny żart, to co innego? Kto i na jaką cholerę przynosiłby do ich nowego domu to ptaszydło? Wstał i powoli otworzył drzwi od szafy. Instynktownie przesłonił głowę dłonią, kiedy coś zaskrzypiało w zawiasach. Zupełnie jakby kruk miał wyfrunąć i wydziobać mu oko. Parsknął cicho z mieszaniną rozbawienia i frustracji, wyciągnął go z szafy i podszedł do okna by lepiej się przyjrzeć. Hmm, porządnie zrobiony, żaden plastik i komercha. To chyba rzeczywiście kruk wypchany. Poobracał go w dłoni, dotknął pióro, potarł w palcach. No chyba autentyczne, znaczy się z kruka… No ale równie dobrze może być sztuczne, przecież nie zna się na tym. I jakie ma tow sumie znaczenie.
Odłożył go na stolik i zastanowił się chwilę. Trzeba będzie znaleźć jakąś torbę i wywalić to do śmieci, tak by Maddie nie widziała. A może zostawić aż ojciec zdecyduje co z tą Policją? Ponownie podniósł kruka z biurka i zaczął oglądać. No co tu można jeszcze znaleźć? Na tym zadupiu to CSI raczej nie mają. Odciski paluchów i tak już pozostawił swoje, więc całe śledztwo o kant dupy… Zaśmiał się cicho. Panie władzo jak to nie będzie śledztwa, przecież ktoś nam kruka podrzucił! Hej, a to co to jest? Przybliżył go oczu bo na łapce był jakiś znaczek czy coś w tym stylu. Obrączka chyba z literą H w kółeczku, czy jakimś zawijasem. Może to znak tego co ptaszydło zrobił?

***

Festyn to było to co było rodzince potrzebne. Chyba wszyscy się zgadzali co do tego. Jake zamierzał pooglądać sobie tubylcze dziewczyny, zjeść może coś dobrego i pogadać z Robotem. Plan szybko wziął w łeb jak podleciał jeden z bliźniaków i wyrwał go na mecz. Jak mu było? Coś na H ale nie zapamiętał jeszcze. Na H? Hoyd jak H od kruka? Nie no bez jaj, zrobił kruka, podpisał się na nim a potem zaniósł go jako kawał do ich domu. Brawo Szerloku, zagadka rozwiązana…

Oj fajnie się grało. Początkowo wyglądało na spacerek po parku, ot paru kolesi rzuca sobie świńską skórką, ale potem gra nabrała rumieńców. Ludzie się zleźli, zaczęli dopingować i wcale nie tylko Cravenowie, więc trzeba było się starać. A i chłopaki z Macomb nieźle sobie radzili. Musieli się napocić, prawie do końca szli łeb w łeb. Jake dwoił się i troił, przyłożył kilka razy, podał też ze dwa długie, ale oni nie pozostawali dłużni. W obronie wprasował jakiegoś niskiego kolesia dwa razy w ziemię i tamci szybko zmienili ustawienie, stawiając mu na drodze wielkie bydle odpasione na kukurydzy czy też na tym co oni tu jedzą. Od razu odbił się jak od ściany, drugi raz już nie próbował.
- Dobra, zrobimy tak. - schylili się by obgadać ostatnią akcję. Wszyscy patrzyli na niego, więc wydumał na szybko plan gry. - Ściągnę ich na lewo, bo pewnie będą myśleć że zagracie do mnie. Henry ty dajesz długą po prawej i musisz się uwolnić. Hoyd podajesz krótką do mnie, a jak się zlecą to rzucę do Henry’ego i on już zapieprza do oporu a reszta blokuje. Gotowi? Break!

No i poszło nieźle. Wygrali, Robot mało płuc nie wypluł, ale rodzinka też dopisała z trybun. Jake pomachał im, dziadkowi pokazał że on tu jest szefem, w końcu był jego głównym kibicem a o fanów trzeba dbać, nie? Humor wyraźnie mu się poprawił, szczególnie jak zarejestrował kilka spojrzeń wyraźnie taksujących go, jako nowe mięsko w zasięgu wzroku. Lokalne dziewczyny od razu zyskały +5 do zainteresowania.
Zdążyli się wykąpać, choć woda była zimna jak jasna cholera. Powoli zapowiadało się na imprezkę na łonie natury, a nie nudny festyn, więc całkiem dzień mógł się zaliczać do udanych.

- Robot, sprawę mam.
- Dla ciebie chłopie wszystko. Kogo trzeba zabić? Ty, a może zioła byśmy gdzieś załatwili co?
- Daj spokój Robot, odwaliło ci czy jak? - Jake uśmiechnął się lekko.
- No tak, tobie już nie potrzeba rozkręcaczy, widziałem że tu już wszystkie oczkami wodzą za tobą jak za panią matką. Kurwa, przyjedzie taki i już może wybierać jak ulęgałkach.
- Daj spokój ja na poważnie… - stracił wątek bo musiał się porozglądać dyskretnie. A nuż Robot jaj sobie nie robił i rzeczywiście może dało by się zapoznać kogoś wieczorkiem. - Pogadać chciałem, tylko nie wyjeżdżaj mi tu z dupami jak bliźniaki co dziesięć sekund. Możesz mi powiedzieć o domu Hortonów coś więcej? Kto tam wcześniej mieszkał?
- A czemu pytasz?
- Książkę kurwa piszę. Robot, wiesz coś, to mów a nie…
- No coś tam wiem. Tu wszyscy coś tam wiedzą bo to ciekawe miejsce. Pewnie już wiesz o tym szlachtowaniu seryjnym i tak dalej. Ja tam szczegółów nie znam, ale wiem że dom wybudował ojciec Hortona chyba jeszcze przed wojną, albo tuż po niej. Nikt w nim inny nie mieszkał przed Hortonami. No a z miejscowych opowiastek to rożne głupoty gadają. Ze duch Hortona łazi i straszy albo ludzi zabija.
- Taa - bliźniacy włączyli się jeden przez drugiego do rozmowy. - Bo podobno niezły skurwiel z niego był. Mówią że na wojnie, tej z Wietnamcami zrobił coś tak strasznego, że w piekle go nie chcą. Eksmisję skurwysyn od diabła dostał - zarechotali wszyscy jak na komendę.
- Mówią że w noc morderstwa, jego duch łazi po domu i strzela ze strzelby.
- Ależ wy pierdolicie.
- Nie no serio - bliźniak łypnął okiem na brata. - Strzały to żeśmy słyszeli sami. Poszliśmy raz w pobliże domu w pełnię, wiesz, no adrenalinka buzowała. I nagle właśnie ktoś zaczął strzelać, wrzaski jakieś…
- Kiedy to było?
- Nie pamiętam dokładnie, no jakiś czas temu.
- No i jak się wam tam mieszka? Narobiłeś już w gacie? - znowu śmiechy.
- Weź się od mistrza odpierdol. - Robot stanął w obronie Jake’a, ale zaraz zmienił zdanie - No, to jak? Duchy jakieś były? Jęczało ci coś już nad uchem w sypialni?
- Ty tylko o dupach potrafisz?
- No dobra, koniec tematu - Jake uśmiechnał się lekko a potem sobie przypomniał, co tam wyczytał rankiem na necie. - Są tu w okolicy jacyś taksydermiści?
- Taksyco?
- No goście co wypychają zwierzęta.
- Aaa no są. Nawet kilku by się znalazło. Tu sporo ludzi poluje to i trofea musi ktoś umieć robić by se nad kominkiem potem wieszać. - Znowu zaczęli gadać jeden przez drugiego. - Jest Jim Torvel, on jest chyba najlepszy. Mój stary u niego sobie poroże zamówił w tamtym roku i teraz mnie straszy ze ściany. No i jest jeszcze Max Marron, ale on to raczej kotki i pieski wypycha dla pojebanych ludzi jak im ulubiony zwierzak zdechnie. Terrence Harper też jest.
- Harper? - Jake zainteresował się od razu.
- No, ale on już chyba nie robi w biznesie. Zaczął chlać na umór.
- Mieszka w okolicy?
- Tak całkiem niedaleko, przy wylocie na stanówkę.
- A po chuj ci taksydermolodzy? - zainteresował się jeden z bliźniaków.
Jake podrapał się pogłowie z zakłopotaniem i odparł że ojciec się go pytał i szybko zmienił temat. Na bezpieczniejszy, czyli o dupach.
Pogadali jeszcze trochę, załapali się nawet na końcówkę występu Maddie, a potem ugadali się na wieczorne ognicho na jeziorkiem. Robot z bliźniakami naspraszali kogo się tylko dało. No, no może być całkiem udany dzień.
 
Harard jest offline