Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2014, 10:12   #40
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dwie noce temu

John miał już dosyć. Jego zmiennik Karl zachorował i wielce szanowne szefostwo zadecydowalo że ma robić nadgodziny. Jasne, łatwo jest posłać czarnucha do czyszczenia kanałów dziesiątą już godzinę, podczas gdy oni grzali swoje białe dupy w biurze. Kurwa mać! Wyraził swoją frustrację krzycząc na cały głos. Często tak robił, uspokajał się w ten sposób. Tu na dole i tak nikt nie słyszał, w końcu kto normalny chodzi z własnej woli po kanałach? Na rogu 15 i 27 ulicy woda wylewała się na jezdnię, widocznie odpływ był zatorowany. John już dziesiątą godzinę szukał w którym miejscu i ciągle nic. Znów zaklął, tym razem jednak ktoś usłyszał. Murzyn zobaczył kątem oka dwie postaci, jedną bez zarostu, w długich prostych włosach, skojarzył mu się Native American, jak to grzecznie na nich mówił. Drugi był biały i wyraźnie już posiwiał. Co ta para robiła w kanałach? Dziadek obrócił się w jego stronę i podszedł bliżej, zaś Indianin ruszył szybko w drugą stronę, w głąb kanałów.

- Ah, dawno nie było w tym mieście żadnego z Nosferatu.Witam, jestem Gerold, Toreador i można powiedzieć że reprezentuję księcia. Mój przyjaciel przeprasza że nie może zostać dłużej, ale jest z Les Moines i śpieszno mu na pociąg. Za to ja mam dużo czasu i z chęcią oprowadzę Cię po mieście – słowa starca były skierowane do kogoś innego. John obrócił się i zobaczył potwora stojącego za nim. Nie przestraszył się jednak, pracował kiedyś w hospicjum i widział takie rzeczy. Była jedna dziewczynka, tak poparzona że nie przypominała dłużej człowieka. Wyglądała podobnie jak ten tutaj. Nic dziwnego że chował się po kanałach, ludzie skrycie lub jawnie się jego brzydzili. Kaleka miał dziwną minę, jakby nie spodziewał się że ktoś jest w stanie go dostrzec. Starzec zdążył dojść do niego i gdy John się obrócił ich spojrzenia się spotkały.
- Witaj John, chcesz mieć wolne? - powiedział ciepłym głosem.
Ocknął się w szpitalu. Miał rozwaloną głowę. Kojarzył tylko tyle że nakrył trójkę nastolatków, którzy palili zioło. Trzasnęli go czymś i zwiali. Nic więcej nie pamiętał.
- Niestety musi pan zostać w szpitalu na obserwacji, podejrzewamy wstrząs mózgu. Może to zając kilka dni– powiedziała stara lekarka. John uśmiechnął się. Wolne!



***

Huk kolejnego strzału oderwał Scully'ego od wspomnień. Zerwał się na równe nogi, jednak żadna z kul go nie dosięgła. Okazało się, że niespodziewany atak miał być tylko zasłoną dla uciekiniera. Ruska wzięła sprawy w swoje ręce/szpony i rzuciła się w pogoń. Nosferatu zerknął na reakcje pozostałych - wydawało się, że mafijne porachunki nie są dla nich żadną nowością. On sam w ciągu trzech minut usłyszał więcej strzałów, niż przez ostatnie trzy lata.

Wtedy uznał, że dalsze sterczenie w ostrzeliwanym sądzie jest co najmniej głupie. Za chwilę zaroi się tu od mundurowych, dziennikarzy, strażaków, ratowników medycznych i Bóg raczy wiedzieć czego jeszcze. Musieli pryskać, lecz zanim znikną powinni podjąć jakąś konkretną decyzję. Z całego towarzystwa wybrał sobie Road Devila - nie ukrywał, że kierował się jego przynależnością klanową. Od Krzykaczy łatwo zarobić sierpa w pysk, ale zdecydowanie trudniej otrzymać cios nożem w plecy.

Po krótkiej rozmowie ruszyli do wyjścia. Okazało się, że drzwi są zablokowane. Jako, że sądowa sala i tak została już zdemolowana, Scully uznał, że jedno zniszczenie więcej nie zaszkodzi. Spiął potężne muskuły i uderzył barkiem w skrzydło drzwi. Ustąpiły niczym płyta paździerzowa. Gdy tylko je wyważył, po drugiej stronie powitał go szczur.
- Doug skurczybyku! Znowu ominęła cię rozróba.. - spakował pupila do kieszeni płaszcza i ruszył z Road Devilem.

***

Na parkingu

- Tja - skwitował patrząc na motocykle. - Oby nie zatrzymały nas psy. Wiesz, my Nosferatu gorzej wychodzimy podczas rutynowych badań kontrolnych.
 
ObywatelGranit jest offline