Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2015, 21:36   #152
harry_p
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Kolejny potwór z najgorszych koszmarów urzeczywistnił się przed Kirdurczykiem. Kiedyś nie uwierzyłby, że takie coś może istnieć poza wyobraźnią bardów lub dzieci. Teraz, po tak długiej podróży, potrafił w to uwierzyć. Zląkł się bestii, jednak obraz szarżujących towarzyszy, z którymi przeżył niezwykłe przygody, z którymi się powiązany, mimo iż od dawna nikogo nie żywił takim uczuciem dodał mu siły. Wiedząc, iż niedługo do tego pomieszczenia wpadnie chmara płonących nieumarłych postanowił zostać z tyłu. Jednak nie miał zamiaru pozostać bezczynny.
Oczyścił swój umysł i skupił się na inkantacji magicznych słów, słów i gestów, dzięki którym udało mu się zmaterializować szpilę, która raniła w mniejsze oczy bestii.

S’Sassquath, krwawiący z licznych ran, odrzucił swą brutalną broń. Opanowawszy swą dziką siłę, zamienił ją w skupienie i precyzję. Sięgnął po swój łuk i jedną z dwóch zatrutych strzał. Wymierzył i… trafił.

Bestia jednak nie pozostała bezczynna. Oślepiający promień pomknął w stronę doktora z jednego z pomniejszych oczu i wybuchł światłem, trafiając jego twarz. Doktor natychmiast utracił wzrok, jednak reszta widziała, jak zaraz po tym, z centralnego oka strzeżnika wystrzelił kolejny łańcuch energii. Zaklęcie spłynęło po jaszczurze, a następnie przeskoczyła na ciemnoskórego, stojącego obok niego. Magia potwora była jednak zbyt słaba, by uczynić im większą krzywdę.
Sethianin wrzasnął tylko dziko i sięgnał po kolejną strzałę. Wymierzając zwrócił uwagę, by nie trafić nikogo z ludzi-teraz przyjaciół. Widział, jak Wat biegnie w stronę Strzeżnika i jak Gregor szykuje się do rzutu. Strzeżnik jednak górował nad nimi, gdyż stał wyżej, a S’Sassquath był wyśmienitym strzelcem. Druga, ostatnia już zatruta strzała pomknęła bezpiecznie nad ich głowami prosto do celu.

Gdy Gregor zobaczył strzeżnika zatęsknił za mumiami ale to nie był czas na pobożne życzenia. Nim zdążył wypowiedzieć swoje życzenie Wat przebiegł obok niego potrącając go łokciem. Potem wszystko zadziałało automatycznie . Chwycił ostatnią lotkę rzucił. Przy zamachu zapomniał jednak o zranionej nodze spazm bólu przeszył jego ciało i nóż przeleciał dobre dwa łokcie nad potworem. Gregor zagwizdał przeszywająco. Cały zwierzyniec zareagował tak samo. Zwierzęta nastroszyły sierść i pióra nawet zwykle bojaźliwa Lulu zasyczała bojowo znad ramienia.
- Atak! – krzykną krótko zwiadowca.
Pierwsza zaatakowała Elena wystrzeliła niczym pocisk z procy upatrzyła sobie szypułkę z diamentowym okiem wpiła szpony i wściekle łopocząc skrzydłami próbowała ją wyrwać.
Wilki zgodnie z instynktem rozbiegły się na boki by zaatakować z boków. Widząc że Lulu też jest w nastroju bojowym Gregor zaryzykował. Zdjął futrzaka z ramienia wskazał strzeżnika
- Lulu atak! Odwagi, bronić stado, bronić młode. – Gregor przelał całą desperację i chęć przeżycia w polecenie i zadziałało. Rzucił zwierzaka między wijące się oczy. Wiedział że jeżeli łasica zginie będzie go to prześladować… o ile to on przeżyje.
W wilki zajęły pozycję i rzuciły się na lewitującego potwora. Rut zraniła jedno z oczu ale smak posoki musiał być paskudny bo gdy tylko zęby przebiły skórę od razu odskoczyła prychając zostawiając tylko dwie niewielkie rany. Ural poradził sobie lepiej wpił się zębami w szypułkę i zawisł na niej szarpną łbem i oderwał ją. Z boku bestii pociekła struga gęstej juchy.

W tym czasie Wat walczył z głównym okiem które siejąc promieniami na prawo i lewo odgryzało się drużynie w końcu potwór zaszarżował na wojownika i obalił go. Potem ruszył zmiażdżyć wilki Rut uskoczyła, niestety Ural nie dał rady. Wielkie cielsko przygniotło wilka . Rut skoczyła na pomoc jednak nie sięgnęła potwora bo od razu musiała unikać jego paszczy. Ural spróbował jeszcze obronić wilczyce, jednak jego rany były zbyt poważnie i nie doskoczył do unoszącego się w powietrzu potwora. Strzeżnik ponownie zwrócił uwagę na Wata który pozbierał się z ziemi i podjął walkę. Rut wykorzystała ten moment i wyskoczyła... pazury i kły zadrapały grubą skórę potwora ale jej nie przebiły.

Tymczasem Lulu miała własną bitwę. Biegała między mackami niczym w gąszczu gałęzi. Szmaragdowe oko iskrząc się próbowało trafić zwierzę ale Lulu była sprytniejsza nie dość że nie dała się złapać to jeszcze odgryzała się zawzięcie zostawiając krwawe ślady pazurów. I choć iskry z oka sypały się częściej niż Lulu kąsała nie zdołały nawet musnąć futrzaka.
Gregorowi został już tylko szponton i para kukri. Chwycił pewniej drzewce krótkiej włóczni i rozpędził się wyskoczył z za pleców Wata i wbił oścień głęboko w trzewia potwora. Może i potwór zdawał się niewrażliwy na rany, ale to zdecydowanie poczuł bo zmienił taktykę. Wielkie oko zaczęło skrzyć się od energii szykując jakiś paskudny czar.

S’Sassquath omiótł nerwowo wzrokiem pole walki. Mumie nadal się nie pokazały i miał nadzieję, że już ich nie ujrzy. Dopiero teraz zauważył, że potwór najwyraźniej nie odczuwa bólu. Jego wielkie oko błyszczało od magii coraz jaśniej, a całą drużynę, jakby omiótł strach. Niemal wszystkie ich ataki mijały celu. Niezliczone magiczne oczy odbijały zaklęciami ostrza, a sam Strzeżnik skutecznie omijał ataki wilków. S’Sassquath nałożył kolejną strzałę na cięciwę.
Wreszcie Rut dopadła jedno z oczu, a jej śladem podążył Ural. Niewielka Lulu siała spustoszenie. Kolejna strzała utkwiła w ciele potwora. Gregor wymierzył kolejny celny cios, ale w olśniewającym błysku magi szponton wyrwał się z rąk zwiadowcy i wylądowął kilka metrów dalej.

Wtedy to Strzeżnik najwyraźniej zrezygnował z rzucania czaru. Potwór nadął się niczym olbrzymia purchawka i uniósł w górę, pod sufit olbrzymiej komnaty. Tam, bezpieczny od noży i mieczy spojrzał w dół wszystkimi oczami, mając zamiar wykończyć swoich prześladowców promieniami, które wysyłał przez swoje magiczne źrenice. Tymczasem z przejścia, wbrew nadzieją S’Sassquatha, zaczęły wychodzić płonące truposze.

Kirdurczyk mimo skupienia na zaklęciu zdołał zauważyć nadchodzące żywe pochodnie. Przestał skupiać się na zaklęciu i strzepnął dłonie mrowiące od magii, które natychmiastowo pomknęły w stronę jego wiernych mieczy. Widząc szarżującego na starego doktora zombiaka, szybko rzucił się w jego kierunku mając nadzieję zdążyć. Przez jego głowę przeszła szybkie życzenie, by udało mu się szybko wykończyć pozostałe zombiaki i pomóc jego towarzyszom w walce z bestią.

Z impetem wpadł w zombiaka barkiem oraz wbijając miecz. Poczuł ciepło płonącego przeciwnika, którego zdołał odepchnąć. Kolejne zombie ciął zarżarcie, omijając ich ciosy. Jego cięcia były niezwykle szybkie. Nie miał zamiaru tracić czasu na to mięso armatnie. Wiedział, iż za jego plecami czai się większe zagrożenie, z którym zmagali się jego towarzysze.

Rut nie zważając na gromadzącą się w oku energię skoczyła porwała w zęby szmaragdowe oko i chwilę zawisła z macką w zębach. Coś jakby pękło bo macka zadrgała i zwiotczałą wilczyca zgrabnie wylądowała na podłodze. Ural chciał pójść w ślady towarzyszki. Ranny wilk co rusz doskakiwał do macek ale dopiero za czwartym razem doskoczył do diamentowego oka by je zranić.

Już tylko walczyła łasica i sowa walczyły z potworem. Lulu między mackami uwijała się jak w ukropie co rusz szarpiąc mniejsze oko. Sytuacja robiła się nieciekawa. Płonące zombi nie były przeciwnikiem dla wilków a poza jaszczurem nie było nikogo kto mógłby sięgnąć potwora. Który zaczął smagać śmiercionośnymi promieniami na prawo i lewo. Pierwszy dostał Doktor tylko syknął z bólu. Ural miał mniej szczęścia porażony promieniem z diamentowego oka zaskomlał boleśnie.
- Mam pomysł. Doktorze szponton. Znajdź szponton.
Gregor wyciągną swoją linę i zaczął skręcać lasso. Z okolic sufitu znów posypały się magiczne pociski. Tym razem Gregor rozpoznał skowyt wilczycy.
- Już, już… - Zaczął powtarzać pod nosem coraz szybciej splatając węzły. W końcu wydarzyło się to czego wszyscy się obawiali. Główne oko najpierw błysnęło a potem wystrzeliło złocisty promień który trafił Wata. Błysk, huk i wojownika dosłownie zmiotło i cisnęło kilka metrów w tył.
- Doktorze – Gregor sykną przez zaciśnięte zęby - Przywiąż go do drugiego końca liny. Ja go wpierw lasso a potem szpontonem jak harpunem. – Dokończył gdy zobaczył że doktor odzyskał jego szponton.

Kirdurczyk był w wirze walki, chaotycznej, dzikiej. Płonące zombie atakowały nieustannie. Nie znały strachu. Miały tylko jeden cel. Zabić tych, którzy naruszyli spokój grobowca. Jeden z zombie, który walczył z jaszczurem postanowił zająć się Sabirem. Rzucił się ze swoimi resztkami zębów na kirdurczyka. Ten jednak uskoczył w bok, co uratowało mu życie. Zombie znajdując pustą przestrzeń przewrócił się i nagle został trafiony rykoszetem przez biały promień. Po płonącym truposzu został jedynie biały kurz.
- Tanrılar bana iyilik* - rzucił cicho.
Szybko otrząsnał się i stanął pewnie, przygotowany na kolejną falę wrogów.

*Bogowie mi sprzyjają

Już po chwili Doktor mocował się z liną i drzewcem.
- Szybciej szybciej – mamrotał pod nosem uwijając się jak w ukropie podczas gdy z pod powały sypały się kolejne magiczne pociski. Z drugiej strony czuł niesamowitą dumę ze swojego stada. Sowa i Lulu nadal atakowały macki a wilki krążyły pod potworem czekając aż spłynie niżej.
- Ural. Kryj się! - zawołał gdy kolejny promień unicestwił maczetę doktora.
W końcu lasso i harpun były gotowe zarzucił pętle na macki złapał trzy naraz i uwiesił się na linie próbując ściągnąć potwora na dół. Potwór najpierw wzleciał potem się przechylił i zaczął powoli opadać. Tej zniewagi strzeżnik nie mógł puścić płazem bo reszta szypułkowanych oczu spojżała na zwiadowcę.
- O cholera... – jęknął z obawą co za chwile nastąpi.
Wielkie oko zajarzyło się magicznym światłem nie mogąc obrócić się w stronę Gregora wycelowało w Saskuata, ale szarpiący za linę Gregor uniemożliwił wycelowanie i śmiercionośny promień uderzył w ścianę za Jaszczurem. Potwór nie był w stanie utrzymać dodatkowego ciężaru i powoli opadał kierując się do tunelu. Dwoje z wolnych oczu zaczęły jarzyć się gotując się do rzucenia czaru. Najpierw błysnęło z ze szmaragdowego oka. Gregor dostał w twarz energia skupiła się na kukri który trzymał w zębach. Broń rozpadła się na rdzawy pył który zwiadowca wypluł z obrzydzeniem. Nagle potworem znów szarpnęło gdy liny uczepił się Sabir, który znalazł się niespodziewnie, by pomóc towarzyszom. Wspomógł ich, gdyż potwór stanowił większe zagrożenie niźli wlekące się i dopalające się zombie. W końcu światło ze szmaragdowego oka zgniło się w burzowe iskry owinęło wokół liny. Błysnęło, huknęło i magia przepaliła sznur. Gregor pacną tyłkiem o podłogę. Uwolniony potwór poszybował zygzakiem niby pijany i jak pies otrząsa się z wody tak samo próbował zrzucić linę z szypułek.
Wtedy Sabir rzucił nożem. Instynktownie, bez namysłu. Nie mógł pozwolić na kolejny atak Strażnika. Trafił. Tyle starczyło by strącić potwora. Strzeżnik spadł dosłownie o krok od wstającego Gregora z głośnym plaśnięciem. Liczne oczy, niczym pasożyty wyssały resztki energii sprawiając że ciało jakby zapadło się w sobie i cisnęły wokół promieniami w ostatnim, agonalnym wysiłku. W oku było jednak znacznie więcej mocy słaby płomień wciąż palił się na dnie oka i zaczął leczyć rany potwora. Na szczęście Gregor i Sabir byli blisko od razu dopadli nieruchome cielsko nie dając mu szansy na pełne uleczenie. Od magii dostało się prawie wszystkim. Ostatni celny magiczny strzał zabił Urala i choć Gregor rzucił się mu na pomoc chcąc oddać wilkowi swój „przydział” magicznego eliksiru nie zdążył go podać konającemu wilkowi. Dwa promienie strąciły sowę oślepiając ją jasnym błyskiem i łamiąc skrzydło. Na szczęście rany nie były śmiertelne następnego dnia sowa odzyskała wzrok a skrzydło było raną z którą Gregor mógł sobie poradzić. Watowi Ani Gregor ani Doktor nie zdołali pomóc. Rany były zbyt głębokie i rozległe a eliksir za słaby.

Po chwili walka była skończona. Truposze ostatecznie martwe, a strażnik powalony.
Problemem okazały się rany po truposzach. Wieczorem pojawiła się gorączka i następnego dnia Doktor zamiast studiować napisy zmieniał okłady i czyścił rany. Warzył ziółka. Pierwszy wstał Gregor, potem Sasquath. Choć utykał od razu wyręczył w opiece Doktora bo ten aż palił się do oglądania ścian i zapisków które tam były. Przez pierwsze dni Zwiadowca miał pełne ręce roboty. Sztywny w stawach krzątał się przy sowie, Sabirze, Lulu i Rut i chociaż te ostatnie nie odniosły ran wymagały uwagi po walce, zwłaszcza wilczyca była przybita. Dla Wata i Urala ułożono dwa stosy pogrzebowe.

- Tak sobie myślę...-zaczął Gregor- ...Wat miał syna watro by mu wieści przekazać, jego miecz jego ojca.
- Pomogę Ci z tym Sahibie. Chociaż tyle mogę zrobić dla naszego przyjaciela.... - powiedział cicho zabójca, od którego na początku wyprawy nie usłyszeli by takich słów.

Reszta pobytu w grobowcu upłynęła Gregorowi pracowicie ale na robocie którą lubił. Polował i oprawiał zwierzynę. Wyszukiwał korzonków i ziół i nasion które mógłby przywieźć i sprzedać. Znalazł też szczenię, kilkutygodniowego oseska kudłate, grubiutkie i wystraszone bynajmniej nie jego obecnością. Pierwszego dnia zostawił je w spokoju uważnie zacierając ślady by nie zdradzić swej obecności. Następnego dnia malec znów był sam i dzień później też. Chcąc nie chcąc zaopiekował się oseskiem w czym pomogła wilczyca. Obudziły się w niej dawno uśpione instynkty i przyjęła młode jak swoje.

W drodze powrotnej znaleźli łódź wraz z pakunkami tam zostawionymi. Nic nie zginęło chociaż skóra z hipopotama zapleśniała i nadawała się już tylko do wyrzucenia natomiast zbroja lamelkowa ocalałą.
 
harry_p jest offline