Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2015, 23:24   #153
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Z podziękowaniami współgraczom, co pomogli w konstrukcji tego epilogu.

Epilog - S’Sassquath



Ostatnie wydarzenia nie wywołały u S’Sassquatha widocznej zmiany nastroju. Prócz ogólnego osłabienia organizmu, nie zdradzał oznak rozpaczy, czy choćby smutku z powodu śmierci Kassiana Wata. Jednak wkrótce po walce jego ciało całkowicie opadło z sił, a trupi jad trawił go w gorączce.

S’Sassquath majaczył coś w swoim języku. Śnił mu się Most Trzeciej Śmierci. Śniła mu się wizja króla Karana, lecz jakby inna. To on był wagabundą. Jakiś starzec powstrzymał go przed upadkiem w przepaść. Rozpoznał twarz. To był Symeon. Lecz dlaczego podziękowaniem dla niego była śmierć? Widział drzewo, a na nim wisielca. Widział żmiję i był żmiją. Jego jad powalał, lecz nie zabijał… Sen rozmył się, a w jego miejsce pojawił się kolejny.


On stał na szczycie Zigguratu Setha. Wokół panował mrok nocy, lecz wyraźnie widział rysy Yy’g stojącego obok. Pamiętał również i go. Ro’Sih.
Odwrócił się, a jago oczom ukazały się sylwetki dziesięciu Ss’kraten dziesięciu Hh’saar i pozostałych ośmiu Yy’g. Oddając cześć Sethowi, wyczekiwali jego przysięgi.

- Kuraġġ S’Sassquath- Ro’Sih odprowadził go wzrokiem do centralnego tarasu. On stanął przed resztą członków wyprawy. Znał wszystkich Yy’g, lecz wśród pozostałej dwudziestki rozpoznawał jedynie jednego Hh’saar o imieniu K’Hirus. Minęło ledwie pięć księżyców od bitwy, będącej nowym początkiem dawnej wojny z ludźmi. Bitwy, z której nie wyszedł by z życiem gdyby nie oddział magów, któremu dowodził K’Hirus.

Był to upokarzający moment. Kłopoty w mówieniu, niemal doprowadziły go do rozpaczy, lecz zwalczając ból i niemoc, po wielu próbach wreszcie wypowiedział słowa przysięgi.


khe…għe…dewwa tiċrita
ji…I se jiffrankaw… l-ħbieb tiegħek
ndur mhux… fil-periklu
Ji..I mhux se terġa 'lura…kh… b'idejhom vojta.
Ji…jiena S’Sassquath, ji...I joffru… mew… mewt!*


(Wrogów rozszarpię
Przyjaciół ochronię
Nie zawrócę w niebezpieczeństwie
Nie wrócę bez zdobyczy
Jam S’Sassquath, ofiaruję śmierć)*

Sny te śniły mu się kilka razy i za każdym razem, gdy się budził myślał o tym, że ci wszyscy Yy’g, Hh’saar i Ss’Kraten zginęli. Przede wszystkim od chorób, ale także z rąk zielonoskórych i jadowitych węży. Kiedy gorączka wywołana zatruciem rany, osiągnęła swój najgorszy etap, myślał, że i on umrze w tym zielonym piekle.

[...]

W końcu nadszedł dzień, w którym ruszyli w drogę powrotną. S’Sassquath i Gregor wyzdrowieli, a doktor Symeon starannie spisał na zwojach pergaminu wszystkie tajemnice grobowca. Trzymał je blisko siebie, choć bywało i tak, że pozostawiał swój skarb na chwilę lub dwie.

To był jeden z ostatnich dni wyprawy. S’Sassquath wiedział, że zbliżają się do wód mórz.

„Għedewwa tiċrita”

Pewnego wieczoru zdarzyło się tak, że ze znalezionych, mącznych owoców, sporządzili potrawę. Yy’g był mięsożercą i owadożercą. Doktor Symeon wiedział o tym, więc nie dziwne było dlań, że nawet nie spróbował. S’Sassquath tylko spojrzał z niesmakiem na pozostałe resztki. Wiedział, że wystarczy to ludziom na poranny posiłek, natomiast on musiał zadbać sam o siebie. Jaszczuroczłowiek, do czego już zdążył przyzwyczaić resztę, zniknął na jakiś czas.

S’Sassquath upolował i pożywił się niewielką małpką, zostawiwszy niewielki kawałek dla Rut. Kiedy wrócił na skraj obozu, wciąż pozostając w pewnej odległości, zatrzymał się.

Sięgnął po fiolki z truciznami, które otrzymał od Sabira w grobowcu Nef-Halaima. Rozpoznał w nich truciznę paraliżującą i osłabiającą. Doskonale wiedział jaka dawka może zabić człowieka. Doskonale wiedział ile mu potrzeba by zabić trzech. Doskonale wiedział, do czego mu posłużą, gdy o nie prosił. S’Sassquath starannie odmierzył trzy dawki. Resztę wylał.

„I se jiffrankaw l-ħbieb tiegħek”

Jaszczuroczłowiek zawahał się. Spojrzał ze smutkiem w swych niezgłębionych czarnych ślepiach w stronę obozu ludzi. Długo stał tak w bezruchu. Wreszcie spojrzał jeszcze raz na przygotowaną trutkę i ostrożnie wylał jeszcze część. Pozostałość zabezpieczył przed rozlaniem. Nakłuł trucizną również ochłap mięsa dla Rut i wrócił do obozu. Poza Sabirem, który pełnił wartę , reszta spała. Ludzie ci wielokrotnie pozostawiali S’Sassquatha na warcie samego. Tej nocy też tak było.

„I mhux se terġa 'lura b'idejhom vojta”

S’Sassquath spojrzał łakomie na zapiski doktora. Zbyt niebezpiecznie byłoby teraz je ukraść. Doktor trzymał je w plecaku zaraz przy sobie i był jeszcze wilk… Zawartość flakonika wymieszała się z owocową potrawką.

Z rana, po posiłku wyruszyli w drogę, lecz nie czuli się najlepiej. Wszyscy łącznie z S’Sassquathem narzekali na ból brzucha i ogólne osłabienie. Czuli się śpiący. Wreszcie zarządzono postój.

Okazja musiała się nadarzyć, choć to od początku było ryzykowne.

„Ndur mhux fil-periklu”


S’Sassquath czekał na odpowiedni moment. Doktor zaraz po tym jak wymiotował, zasnął. Reszta nie widziała, jak podchodzi do doktora. Zdjęci własną chorobą i niemocą, nie widzieli jak sięga po zapiski. S’Sassquath mógłby przysiąc, że nic nie zauważyli, aż rękę Yy’g złapała słaba starcza dłoń. Ich oczy spotkały się. Symeon ostrożnie poluźnił chwyt i wyszeptał do jaszczuroczłowieka:
- Ma tagħmel dan iblah… Sabir wissiet ta 'velenu.
(nie rób tego głupcze. Sabir ostrzegał mnie że to trucizna.)


Yy’g szybko ocenił słowa doktora, po czym cofnął ostre jak brzytwa szpony od gardła starca.
- Inti tikseb dak li trid, imma għaliex b'tali mod?
(dostaniesz je, tylko dlaczego w taki sposób?)


S’Sassquath usłyszał ruch za sobą. Odwrócił się. Jego oczom ukazał się blady jak trup Sabir i Gregor oraz powarkującą Rut. Widział jak Lulu chowa się pod płaszczem tropiciela, czując powstałe napięcie.

“Jiena S’Sassquath, i joffru mewt.”

Gregor stał z obnażonym kukri i wyszczerzył zęby podobnie jak wilczyca.
- Odsuń się. – warkną zapominając że Jaszczur nie rozumie. Machną ręką wskazując czubkiem noża w którą ma się odsunąć. – Nie liczyłem że… nie ważne zratowaliśmy cię z łap orków a ty nas trujesz jak… jak szczury… - gdy to mówił wściekłość wlewała się z niego z każdym słowem a kostki zaciśnięte na rękojeści noża aż pobielały. – Tłumacz! - Warkną do doktora.

Przerażony Yy’g cofnął się we wskazanym kierunku, nim jeszcze doktor przetłumaczył słowa Gregora.
- S’Sassquath ma…- jaszczur siląc się by przemówić, wciąż cofał się bojaźliwie. Wyglądał chyba na bardziej przerażonego, niż wtedy na Moście Trzeciej Śmierci. Podobnie jak wtedy jego skóra zaczęła zmieniać odcień. Z bólem wykrzywiając pysk kontynuował swe nieudolne tłumaczenie, ciągle się cofając. W dłoni wciąż trzymał zapiski Symona.
- Tistax tmur lura…ts… b'idejhom vojta. S’Sassquath joffru… mew… mewt.*
*(S’Sassquath nie może wrócić bez zdobyczy. S’Sassquath ofiarował śmierć.)

- Id-doża kienet letali?* -doktor zapytał słabym głosem, nim wziął się za tłumaczenie.
*(dawka była smiertelna?)

Jaszczuroczłowiek przestał wreszcie się cofać i jakby przez chwilę zastanawiał się czy doktor go dobrze zrozumiał. Wpatrywał się weń uważnie, aż wreszcie pokręcił przecząco głową wedle zwyczaju ludzkiego.

- Co to to on tam syczy po swojemu? - zapytał Gregor Doktora.
- Głupiec...! – Symeon prychnął z pogardą. Wytarł pot z czoła i spojrzał wilkiem na jaszczuroczłowieka. – Jeśli mu wierzyć, - zwrócił się do Sabira - dawka jaką nas struł nie jest śmiertelna. – doktor kręcąc głową w niedowierzaniu, wciąż powtarzał jedno słowo: „głupiec”.
Kirdurczyk natomiast nie mówił nic. Nie chciał uwierzyć w zdradę. Był zły, rozczarowany. Te uczucia powodowały, że mimo osłabienia trzymał swoją broń wysoko, gotowy do ataku.
Doktor wreszcie zwrócił swe oblicze ku łowcy i przetłumaczył dokładnie, słowa Yy’g.
- Mówi, że “S’Sassquath nie może wrócić bez zdobyczy. S’Sassquath ofiarował śmierć.” - Doktor znów pokręcił głową i dodał już od siebie:
- On chyba tak naprawdę nigdy nam nie ufał.

Na słowa o śmierci Gregor aż się zderzył i postąpił krok w stronę jaszczuroludzia..
- Ja mu zaraz dam śmierć… - Doktor jednak powstrzymam Gregora w pół kroku.
- To nie tak. Czeka go śmierć jeżeli nie przyniesie zapisków z tego co było w grobowcu. Ma wrócić z tym... - wskazał na tubus - ...albo zginąć.
- Bronisz go? - Zdziwił się zwiadowca. - Rób co chcesz twoja wyprawa ale w takim miejscu jak to pozbywamy się zbędnego balastu. Jak chcesz go puścić to daj mu te notatki bo z tego co mówisz i tak polezie za nami. A jak jeszcze raz się zbliży do żarcia czy moich zwierząt to zrobię mu dodatkową dziurę do oddychania.
- Nie bronię… próbuję zrozumieć.
Doktor spojrzał badawczo na Yy’g. Obawiał się, że ten spróbuje uciekać. Rut z pewnością by go dogoniła, mimo że sama wyglądała na strutą, lecz reszta była zbyt osłabiona zdradziecką substancją, a gdyby doszło do walki… Na szczęście w oczach S’Sassquatha dostrzegł błysk zrozumienia. Doktor zaśmiał się w duszy. Jeśli Yy’g nie rozumiał wszystkiego, to przynajmniej znaczną większość tego co mówią.
- Ta wyprawa kosztowała już zbyt wiele śmierci.- przemówił jednocześnie do jaszczuroczłowieka, Gregora i Sabira. - Nie podejmę za was ostatecznego ryzyka, jednak gdy tylko poczuję się lepiej wezmę się za sporządzenie odpisu.
- Dajmy mu te notatki i niech kahretsin* jak najdalej od nas, bo jego widoku więcej nie zdzierżę. - Sabir ze złością wyrzucił słowa. Kolejny raz utwierdził się w przekonaniu, że nikomu nie wolno ufać. Jesteś zdany na siebie i musisz mieć oczy dookoła głowy, by nie dostać sztyletem w plecy.
*(spier****)
- Skoro nie kosa w żebra, to Doktorze im szybciej skończysz pisać tym szybciej odetchniemy spokojnie. A jak jeszcze raz się do nas zbliży to po raz ostatni.

[...]

Kiedy odchodził wszyscy patrzeli nań wilkiem. S’Sassquath milcząc zniknął wśród gęstwiny drzew i lian. Czy i jak wrócił do Sethii-krainy jaszczuroludzi, tego nie wiedzieli. Yy’g nie pojawił się już nigdy...

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 28-01-2015 o 14:45. Powód: zniknęło zdjęcie
Rewik jest offline