Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2015, 02:21   #3
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Ernst zastał kupca w karczmie, gdy ten gwarzył cicho z leśniczym pana na Rytnicy, Wolfgangiem Schwarzem. Tematem rozmowy była pogoda na przełęczy w najbliższej przyszłości. Sigurd zniecierpliwiony miał już nakazać kandydatowi do pracy czekanie, gdy nagle błysk rozpoznania pojawił się w jego oczach. Spojrzał na leśniczego, jakby z niedowierzaniem, a ten skinął głową.
-O nim ci opowiadałem - zwrócił się do Fartaga.

W chwili milczenia pomiędzy mężczyznami Ernst przypomniał sobie całą historię, która zaczęła się od leśniczego właśnie.


Miesiąc wcześniej.

Jarmark pod zamkiem się skończył. Ostatni kupcy znikali, jadąc na obładowanych wszelakimi dobrami wozach, a miejscowi chowali kramy i sprzątali bałagan po dożynkach - dniach zabawy i handlu. Ernst był zadowolony - uzyskał za swe skórki naprawdę dobrą cenę. Wstąpił do oberży "Zamkowej", by uczcić interes kufelkiem piwa. Miejscowi mieli świętować dopiero wieczorem, a zamiejscowi wyjechali, by wrócić do domów przed zmrokiem, więc osób w przybytku było niewiele. Jedną z nich był leśniczy pana na Rytnicy.

-Jest sprawa, Ernst. Na mój koszt, Hermann - rzekł Schwartz, gestem zapraszając łowcę do stołu, a następnie ordynując zamówienie u karczmarza.

Ernst był z Schwartzem w dobrej komitywie. Leśniczy nie wywyższał się, choć w zamku miał mocną pozycję. Jego gajowi pełnili służbę patrolową, szukając niebezpieczeństw, które z gór przenikały do doliny i nieraz potrzebowali w swojej pracy pomocy, na przykład, gdy trzeba było wyśledzić powiązania szpiegów bandytów lub odnaleźć nadmiernie chciwych kupców, którym zachciało się handlu z mutantami lub zielonoskórymi. To były delikatne misje, do których powszechnie rozpoznawani gajowi się nie nadawali. Schwartz niejednokrotnie najmował do takich zadań Ernsta i ufał w jego profesjonalizm.

-Jeden z moich ludzi, Heinrich Legrand, przyjął jakieś dwa tygodnie temu dodatkową robotę. Wynajął go jakiś medykus z Imperium, Leiber czy jakoś tak. Przybył tu ze sługą w poszukiwaniu jagód elfiego oczka i goblińskich kłączy. - Elfie oczko rosło tylko w pobliżu siedzib elfów, jego pozyskanie było niebezpieczne i wiązało się z długą podróżą. Podobnie goblinie kłącze, rosło na odchodach zielonoskórych, siłą rzeczy teren, na którym występowało, nie był bezpieczny. Tak się złożyło, że w Dolinie pomimo braku elfów elfie oczko występowało na niektórych uroczyskach, a po wyrżnięciu przez pradziadka obecnego lorda goblińskiej warowni i kłącze można było znaleźć. - Wynajął Heinricha, bo sekret lokalizacji tych ziół przekazała mu jego babka, swego czasu najlepsza akuszerka, Matka Legrand. Chłopak miał zgarnąć okrągłą sumkę i cieszył się, bo ma dwójkę dzieciarów i trzecie w drodze. Przyjął obcego do domu.

-I wszystko byłoby dobrze - ciągnął, przepiwszy - gdyby nie to, że czas nam sprawdzić przejścia i jaskinie przed zimą, czy się co tam nie zalęgło, a jego nie ma! Poza tym - ciągnął ciszej - popytałem trochę, i wszystko wskazuje na to, że jego żony, Elizy, nie było na dożynkach. A wiem, że mieli dobre futra do sprzedania. Boję się, czy aby zamiast srebra, obcy nie chcą go do pracy żelazem zachęcić. Widziałem tego medykusa i jego sługę...- splunął przesądnie przez lewe ramię - możesz śmiać się ze mnie, ale mróz mi po plecach przeszedł. Tak samo, jak wtedy, gdy szczurzak śmieszną szklaną kulą, która eksplodowała ogniem... - leśniczego nie nazywano Czarnym bez powodu, owego pamiętnego czasu wrócił z klatką piersiową i lewym ramieniem ze zwęgloną skórą.

-Ze swoich złotą koronę ci dam. Idź na Wrzośnicę, polanę, na której mieszka Heinrich. Nie rozmawiaj z nikim, po prostu sprawdź, co się dzieje. Jeżeli ktoś zabił gajowego, lord wypłaci pięć złotych koron za zabójcę, albo dowód zbrodni i głowę. Jak nastawał na jego rodzinę, to na sługę lorda nastawał, wtedy też będzie nagroda, chociaż mniejsza. - suchym, oficjalnym głosem stwierdził leśniczy.

Słońce chyliło się ku zachodowi. Ernst niemal cały dzień przesiedział w krzakach na skraju Wrzośnicy. Cały dzień - a po obejściu krzątał się tylko jeden obcy, zapewne sługa. Dziwnie otyły i łysy, w burej tunice, sypnął kurom, krowę wydoił. Zamiast drew narąbać, z zapasu wziął - przed zimą tak się nie robi! Dzieci nigdzie nie było widać, podobnie Heinricha i Elizy.

Ernst znał Heinricha z kilku prac dla Schwartza. Legrand wręcz z wdzięcznością wyrywał się z domu pełnego dzieci do lasu, z czego pokpiwali jego koledzy. Ktoś taki siedział cały dzień w domu? A gdzie się wypróżniali - też w domu?

Raz, koło południa, widział też medykusa. Blady, chudy, wysoki jak strach na wróble. Nawet srać wyszedł z tym swoim sługą, chodząc, rozglądał się na wszystkie strony, jakby zaraz miały go opaść gobliny. Raz spojrzał niemal wprost na Ernsta, ale to niemożliwe, żeby miejski głupek cokolwiek zobaczył. Ernst nie dałby takiemu medykusowi zająć się nawet swoją teściową.

W powietrzu rozszedł się zapach warzonej kaszy. oznaczało to, że posiłek gotowy i, ktokolwiek go spożywa, będzie teraz zajęty. Ernst zaczął badać teren w miejscach, gdzie polana przechodziła w las. Znalazł ścieżkę do strumyka - sądząc po śladach, chodził po niej ostatnio ktoś bardzo ciężki. Znalazł też dwie myśliwskie ścieżki Heinricha, którymi zapewne chodził, gdy nastawiał wnyki - co dziwne, nieużywane od co najmniej tygodnia. Kto wyrzekałby się królika czy wiewiórki jako urozmaicenia posiłku?

Była też jeszcze jedna ścieżka. Świeża, zrobiona przez kogoś bez wyczucia lasu i bez bojaźni wobec Taala, z połamanymi gałęziami i zniszczonym mrowiskiem. Ostatnie ślady wskazywały na to, że ktoś przenosił tu coś ciężkiego.

Do zmierzchu były dwie godziny.
 
Reinhard jest offline