Blacker na powrót jednego z towarzyszy nie zwrócił zbyt dużej uwagi. Raz sobie jest, a raz go nie ma. Jego sprawa. Wyraźnie znudzony słuchał dialogu o anielicach, demonicach i zakupach. Wziął mieszek ze złotem, po czym wzruszył ramionami i ruszył poszukać sklepu, gdzie sprzedają akcesoria na różne okazje (jak to było określane w jego zawodzie). Przeciskał się przez tłum, kilka razy musiał uderzyć łokciem w twarz zbyt opieszałego przechodnia, gdy ten mu zaszedł drogę. W końcu dotarł do jakiejś biednej apteki. Cóż - nikt nie sprzeda receptur na naprawdę groźne trucizny, gdyż łatwo za to skończyć na szafocie. Ale, ten sklepikarz najprawdopodobniej był wystarczająco biedny, by nie mieć nic do stracenia. Postanowił jednak, że tutaj wróci później, a tymczasem przeszedł kawałek dalej, by kupić nową cięciwę do arbaletu i trochę wydrążonych metalowych kulek. Z resztą pieniędzy wrócił do apteki
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Ostatnio edytowane przez Blacker : 27-03-2007 o 14:05.
|