Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2015, 14:46   #6
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Prolog - część 3

W końcu statek zawinął do portu. Dzielnica portowa Telfamm nie różniła się niczym od tysięcy innych portowych dzielnic w tysiącach innych portowych miast, zarówno nad Morzem Spadajacych Gwiazd, jak i na Wybrzeżu Mieczy: pełna była podejrzanego towarzystwa, rybnego smrodu i portowych dziewek.

Po zejściu na stały ląd radosna, barwna kompania postanowiła wynająć nocleg w tej samej karczmie. Nawet Algow pomimo, że jego rodzina posiadała sporą posiadłość w mieście. Ich wybór padł na karczmę o dźwięcznej nazwie “pod Dziurawym Kotłem”. Nie wynikało to ani z atrakcyjnej lokalizacji, ani z miłej aparycji karczmarza, czy jego przybudku, a z pobudek czysto prozaicznych: zadowalającego stosunku wysokości ceny do spodziewanej ilości złapanych pcheł i karaluchów.

Wynajęciem pokoi zajął się Vade, który jako człowiek bywały w świecie i o złotych ustach zbił cenę prawie o połowę. Zaś po negocjacjach cała radosna kompania zasiadła przy wspólnym stole, by uraczyć swe podniebienia ciepłym posiłkiem i chłodnym importowanym piwem. Niestety ani posiłek nie był zbyt ciepły, ani piwo dostatecznie zimne… ani importowane. W tym momencie wielu pożałowało, że nie wybrali się do lepszego przybytku, ale na to było już trochę za późno.

- Szczyny to, a nie żadne importowane piwo - zawyrokowała Meriel spróbowawszy złocistego trunku
-Gdybyś mogła spróbować miodu od Mistrza Morghula albo gorzałki od Hryd’uh’ema z mojej Twierdzy nigdy nie napiła byś się czegoś innego - - Rzucił dumnie Blod’whun.
- Próbowałam bimbru pędzonego w koszarach na Zamku Crag, tego nic nie przebije - odparła z wyraźnym sentymentem w głosie.
- Nie zostało ci gdzieś jeszcze trochę tego twojego specjalnego tunku? - Awiluma zwróciła się do półorka z nadzieją. - A kolację chyba sobie dziś podaruję.
-Został mi ostatni gąsiorek - powiedział smutnym głosem, sięgając po trunek- Ale w końcu jesteśmy na ziemi, i będę mógł napędzić więcej - uśmiechnął się złowieszczo półork podając alkohol czarodziejce - spróbuj Meriel

Kobieta chwyciła podany antałek i upiła niewielki łyk. Spodziewała się czegoś o aromacie wódy pędzonej na myszach, której szczerze nie znosiła. Miłym zaskoczeniem był ziołowy aromat. Ani trochę nie zaskoczyła jej natomiast jego moc. Właśnie dlatego nie zdecydowała się na kolejny łyk. Samogon Blod’whuna był dokładnie taki, jaka w jej mniemaniu powinna być orkowa wóda, paląca żywym ogniem.

Od momentu zejścia na ląd, Vade nieco przycichł. Bacznie obserwował mijaną okolicę, starając się wyczuć rytm miasta. Po raz pierwszy w życiu odwiedził ziemię tak bardzo wysuniętą na wschód. Kiedy już zasiedli przy stole, zaczął nucić wesołą melodię. W pewnym momencie blat zalśnił, a tłuste plamy zniknęły jakby wsiąknęły w drewno:
- Od razu lepiej! - zawołał ukontentowany. - Dobrze jest znów stanąć na stałym lądzie mości państwo. Tutejsza ziemia aż pachnie orientem. Ciekaw jestem jaką muzykę grają tu na ulicach - za alkohol podziękował serdecznie, acz nie przyjął.

Karnax był zadowolony końcem podróży, wolał ląd od morza. Port Telfamm okazał się całkiem zwyczajny, a spodziewał się czegoś więcej po tym bogatym mieście. Sprawa tajemniczej kuli ruszyła trochę do przodu. Chociaż on sam w żaden sposób nie okazał się w sprawie pomocny, to towarzysze nie zawiedli, Awiluma mogła kulę dotykać i w jakiś ograniczony sposób na nią wpływać, co wypadało mieć na uwadze, szczególnie że artefakt najprawdopodobniej przyczynił się do zniknięcia załogi statku Zhentarimów. Zaś Vade poradził sobie z rozszyfrowaniem napisu, który okazał się złowieszczo brzmiącą sentencją.
Ostatecznie wraz z towarzyszami wylądował w karczmie. Popijał tutejsze piwo, słabe, ale będące miłą odmianą po orczej, wypalającej gardło gorzałce. Bez szczególnej uwagi przysłuchiwał się ich rozmowie, bardziej pogrążając się we własnych rozmyślaniach.

Tutejsze szczyny, szumnie nazywane przez karczmarza piwem, zdecydowanie nie podeszły Meriel. Jej podniebienie nie było być może zbyt wyrafinowane, wszak w koszarach Cormyru nie serwuje się wybornych win z Tethyr, czy Sembii. Nie mniej jednak niejednego trunku panna Loreweaver w życiu próbowała i telfammijski lager zdecydowanie nie należał do najlepszych z nich. Orkowy bimber miał jednak to do siebie, że nawet niewielki łyk wystarczył, by gardło zaklinaczki zmieniło się w miejsce równie suche, jak pustynia Anauroch. Tak więc opróżniwszy jeden kufel paskudnego złocistego trunku kobieta zmuszona była pójść zamówić kolejny. Nie przerywając towarzyszom rozmowy, wstała od stołu, a zobaczywszy pytające spojrzenie Awilumy, skinęła głową w kierunku szynkwasu, dając do zrozumienia, jakie ma plany. Już po chwili przeciskała się przez zgromadzony przy ladzie tłum.

-Wybaczcie, wcześniej uszło mej uwadze. W jakim języku był ten napis na kuli? - Karnax skierował swoje zapytanie głównie do Awilumy i Vada.
Nim Awiluma odpowiedziała posłała pytające spojrzenie Vadeowi, ale on się najwyraźniej nie palił do udzielenia wyjaśnień.
- W imperium Jhaamdath nazywało się go “Starym Dialektem”. Używali go nasi przodkowie, lecz z czasem uległ takim zmianom iż nie przypominał już swej pierwotnej formy. Nie mam pojęcia pod jaką nazwą zna go Vade. - Pociągnęła solidnie z kufla i od razu pożałowała, to jednak były szczyny i nic nie mogło tego zmienić, nawet magia czy jej moc.
- Dla mnie to po prostu język przodków. Znajomy, ale nieznany.
- Powiem szczerze mości Karnaxie. Współczesna nauka nie zna precyzyjnej nazwy tego języka. Zgodzę się jednak z panią Awilumą, iż wywodzi się on z gromady dialektów jhaamdathckich. To stara, kompletnie nieużywana i martwa od wieków mowa - dodał trubadur.
-Dziękuję i gratuluję wam wiedzy. Dla mnie ta kula jest całkowitą zagadką. Imperium Jhaamdath… przynajmniej mamy jakiś punkt odniesienia.- dodał wracając do rozmyślań. Jego uwagę przykuła jednak grupa ludzi wchodzących do karczmy. Może mu się wydawało, ale chyba zwrócili uwagę na nich.
- Język przodków? - zapytał zaciekawiony Jagan - Czy pochodzisz Pani z tamtych rejonów? -
- To długa historia, którą może Ci kiedyś opowiem. Na razie możesz przyjąć iż tak, pochodzę z tamtych stron.
- Ciekawe, gdzie dokładnie był ów Jhaamdath? -
- Jak mówiłam to długa historia. - Usmiechnęła się smutno. - Tereny między górami Aphrunn a Puszczą Chondal, niegdyś było to wspaniałe imperium, teraz wszystko zalane jest wodą.
Jagan przez chwilę trawił informacje. W końcu lekko nieśmiało zapytał - Skoro ten cały Jhaamdath to Twoi przodkowie, miałem nadzieję usłyszeć skąd pochodzisz bez konieczności sprawdzenia tego na mapie. - uśmiechnął się krzywo.
- Ciekawość to twoje drugie imię?
Mężczyzna uśmiechnął się jedynie wzruszając ramionami.
- Wiem kiedy ktoś nie mówi całej prawdy - dodał po chwili upijając łyk. W przeciwieństwie do reszty wychował się w Thesk, więc owe szczyny nie robiły na nim żadnego negatywnego wrażenia.
Algow słuchał w zamysleniu towarzyszy popijając z kufla. Trunek był nienajlepszej jakości, ale przebywając na szlaku pił już gorsze.
- Nadal uważam, że powinniśmy dostarczyć ten przedmiot komuś mądrzejszemu. Nasza wiedza, nawet wiedza Awilumy jest zbyt uboga żeby przeniknąć tajemnicę, która spowija tą kulę. Badając ją na własną rękę narażamy siebie i ludzi w naszym otoczeniu. To potencjalnie niebezpieczny przedmiot. - Skończył przemowę i ponownie pociągnął z kufla.
-Zgadzam się z kapłanem, żal tracić kulę ale sprawa rzeczy… - Urwał widząc zamieszanie dotyczące jego towarzyszki Meriel.

***

Zajęci rozmową towarzysze z pewnym opóźnieniem zauważyli grupę, jaka weszła do gospody. Nie wyróżniali się niczym spośród tłumu wędrowców przewijających się w te i wewte po ulicach miasta. Właściwie nikt poza Karnaxem nie zauważyłby ich obecności, gdyby nie hałasy, jakie nagle dobiegły ich uszu z okolic szynkwasu.

- Zabieraj łapska z mojego uda, gnoju, albo… - Wśród innych głosów wyłapali znajomy tembr Meriel.

Blodwyn widząc jak jakiś człowiek próbuje dobrać się do Meriel, wyskoczył w mgnieniu oka do niego, wziął jego rękę i przybił ją sztyletem do szynku po czym zdzielił delikwenta wierzchem dłoni, ze złości może trochę za mocno bo padł nieprzytomny na podłogę wisząc na dłoni. Odruchowo, bo nie raz uczestniczył w karczemnych bijatykach obejrzał się dookoła czy nie ma więcej przeciwników.
-Łapy precz od damy ty brudny świniopasie- - wykrzyknął Karnax, reagując na zamieszanie. Z uśmiechem obserwował akcję półorka.
- Zaraz zaraz bez rękoczynów- przerażony kapłan zerwał się od stołu gotowy łagodzić sytuację. Niestety dla niego bieg wypadków znacznie go wyprzedził. Człowiekowi z ręką przybitą do szynkwasu już raczej dyplomacja nie była w stanie pomóc.
- Sam sobie winien kapłanie, niechaj się cieszy że nie kosztowało go to życie! Nie godzi się żeby młodą damę hołota w taki sposób traktowała.- powiedział Karnax do kapłana i rozejrzał się czy czasem drobna awantura nie miała się ku regularnej bójce.

Towarzysze nieroztropnego macanta w sile dwóch początkowo zerwali się z zajmowanych miejsc, najwyraźniej zamierzali bronić honoru kolegi. Kiedy jednak do półorka dołączyło kolejnych trzech członków wesołej kompanii, zapał w nich jakby zmalał. Nie było jednak odwrotu, półork nie wyglądał na takiego, co odpuści raz rozpoczętej awanturze. Tłum do tej pory szturmujący szynkwas jakby zaczął rzednąć, najwyraźniej przeczuwając zbliżającą się regularną bijatykę.
Blodwyn uśmiechnął się przeraźliwie, pokazując swoje kły i skoczył na rębajłów, uderzająć otwartą dłonią, żeby nie zabić pierwszego z prawej. Skoczył zaraz do kolejnego, kopnął go w kolano później w brzuch. drugi kłótnik padł jak mucha. Trzeci dostał na odlew z półobrotu wierzchem pięści i padł na stół a później na ziemie.
Powietrze przecieło kilka brzęczących niczym trzmiele przejrzystych pocisków. Chwilę później dwu trafionych nimi mężczyzn pożegnało się ze swoją bronią jak i ubraniem ale o dziwo im samym nic się nie stało.
Stojąca za stołem Awiluma uśmiechnęła się wrednie.
Kapłan złapał się za głowę, ale niewiele mógł zrobić. Na wszelki wypadek wyjął zza pasa buzdygan by ogłuszyć tych którzy chcieliby sięgnąć w awanturze po broń. Nadal jednak nie zdecydował się włączyć do awantury.
Co będzie sobie żałował pomyślał Karnax i wypowiedział kilka słów, wykonał kilka gestów.
Blisko przeciwników pojawiły się cztery niewielkie pająki. Ich wygląd zdradzał demoniczne pochodzenie. Insekty te natychmiast posłały w napastników swoje sieci, ograniczając skutecznie ich ruchy.
Meriel nie zamierzała grać roli bezradnej damy w opałach i dodała swoje pięć groszy do bijatyki, mamrocząc pod nosem zaklęcie. Powietrze zafalowało, ci stojący bliżej poczuli podmuch. Stojących na nogach napastników zmiotła fala mocy. Ucierpiały także drzwi karczmy, które pod wpływem silnego podmuchu wyleciały razem z zawiasami.
Jagan tymczasem obserwował całe zajście sponad kufla piwa. Był w Telflammie nie raz i wiedział, że tacy kolesie nie będą stanowić zagrożenia dla jego towarzyszy. Na wszelki jednak wypadek ustawił się tak, by w razie czego móc zadziałać. Nie podejrzewał jednak, by trójka awanturników dała radę ósemce wyszkolonych najemników.
Blodwyn popatrzył na drzwi i poszedł po nie i wstawił je z powrotem.
-Blodwyn nie chce iść do paki - żalił się Meriel.
Skoro sytuacja się uspokoiła to Karnax siadł przy ich stole i wrócił do picia nie najlepszego jakości piwa. Rozglądał się jednak dalej a jego pająki kręciły się blisko powalonych wrogów. Roześmiał się na widok orka naprawiającego drzwi.
Widać było, że półork miał już doświadczenie w tego typu walkach, jednak tym razem nie uchroniło go to całkowicie. Kiedy był zajęty mocowaniem drzwi ktoś z nienacka złapał go za ramię.
- Co tu się do stu piorunów wyrabia?! - Krzyknął mu do ucha człowiek w zbroi straży miejskiej, a odwagi dodało mu zapewne kilkunastu mu podobnych spieszących z pomocą.
- To twoja sprawka?!
W momencie kiedy gwardzista złapał Blodwyna za ramię, ten odwrócił się na pięcie wykorzystując impet chciał zdzielić go z łokcia. W ostatnim momencie zorientował się że to jest strażnik i zmienił trajektorię jego ramienia.
-Ja...eee…. no… nie - wydukał półork -Ja broniłem swoich - powiedział Blodwyn już pewnym głosem. -Nie ma problemu - rzucił Blodwyn, kontynuując naprawę drzwi.
Strażnik zajrzał do wnętrza i nogi się pod nim ugięły. Roztaczał się przed nim widok, który nie zdarzał się zbyt często. Kilku nieprzytomnych i dwu nagich owiniętych demonicznymi pajęczynami i doglądanych przez monstrualne arachnidy. Barman, który znów zgubił kilka włosów, na skutek rwania ich sobie z głowy, wyskoczył zza kontuaru i dopadłszy strażnika zaczął się skarżyć. Wskazywał po kolei wszystkich, którzy w tej awanturze o mało mu interesu nie zrujnowali - ...i panie władzo oni jakieś kreatury dziwne przywołali i magią i toporem… ja nie wiem, wszystko ziszczone, i stoły zniszczone, i krzesła i kto mi za to odda?! - lamentował.
Jak Karnax dostrzegł straż wysłał telepatyczny rozkaz do pająków, by ukryły się w zakamarkach i cieniach karczmy, najlepiej na suficie. Chciał jeszcze trochę nastraszyć obecnych, a stworzenia i tak niebawem miały powrócić na rodzimy plan. Samemu z uśmiechem popijał piwo i obserwował rozwój wydarzeń.
Blodwyn obrócił się energicznie do karczmarza wystawił kły i warknął -Nic się nie stało, Blod’whun to naprawi - Karczmarz momentalnie pobladł, jąkając się wydutkał -D, d, do, do, dobrze p, p, panie o, o, o, o, orku… - Blodwyn przerwał mu - Jestem półorkiem! - Karczmarz podskoczył i schowa się za strażnikiem. Ten popatrzył na jednego i drugiego, parsknął śmiechem i krzyknął- [i] Wszyscy Won! Cała ta wasza zapyziała, mać wasza gamratka, banda wynocha stąd [i]. - Blodwyn stanął nad gwardzistą i powiedział spokojnie -Ty nie krzyczy na mnie, bo ja tego nie lubię - położył rękę na topór w wymownym geście.
-Blod’whun myślę że wystarczy, dajmy już spokój szanownemu karczmarzowi. Nie zaprzątajmy dłużej głowy stróżów prawa i porządku, mają na pewnp ważniejsze sprawy na głowie.- powiedział Karnax i wyciągnął w kierunku właściciela oberży dłoń, w której trzymał mała sakiewkę. Karczmarz widać zrozumiał, o co chodzi i z ochotą przyjął w podarku trzydzieści sztuk złota. Najwyraźniej rozwiązanie było zadowalające dla wszystkich.Strażnicy dodali jeszcze kilka pouczeń i pośpiesznie opuścili przybytek. Drużynie pozostało teraz przegrupować się i poszukać nowego schronienia.
Blodwyn popatrzył na Karnaxa, uśmiechnął się - idę po nasze rzeczy- odwrócił się, przechodząc przez próg pchnął lekko drzwi, które znów wyleciały z zawiasów. Po chwili wyszedł z szyderczym uśmiechem -[i]Reszta już wychodzi[/] Rzucił do wszystkich obecnych przed karczmą.

- Może tym razem znajdziemy lokal z lepszymi trunkami? - Zproponowała Awiluma wesoło, na przekór zdarzeniom humor jej dopisywał.
-Kapłanie, mówiłeś że masz tu rodzinę - uśmiechnął się szeroko do niego Blodwyn.
Algow zmierzył półorka nieprzyjaznym wzrokiem, po czym wsadził swój buzdygan z powrotem za pas.
- Jeśli wydaje ci się Blodwynie, że w moim domu też się tak będziesz zachowywać to wiedz, że na to nie pozwolę. Nie mniej gdzieś się musimy udać, więc zapraszam was do siebie. Apeluje tylko byście poskromili swe charaktery
Algow powiódł wzrokiem po swoich towarzyszach z miną. która wyrażała zwątpienie, po czym machnął na nich ręką dając znak, by poszli za nim i ruszył zatłoczoną uliczką.
-Szacunek do samic - warknął Blodwyn - To była pierwsza lekcja u Berserkerów, będę bił każdą gębę, która ich nie szanuje - powiedział Blodwyn ucinając dyskusje zaczął grzebać w zębach, splunął i wyciągnął gąsiorek - Ktoś się napije ze mną ? - Rozpromienił się półork.
-Kapłanie nie martw, w Twoim przybytku nie dojdzie do takich sytuacji. Może awantura była przesadą, ale zwróć uwagę że oni zaczęli obrażając naszą samicę-uśmiechnął się przy tym słowie- a co najważniejsze oprócz kilku ran nic im się nie stało. Karczmarz - myślę - wyszedł nawet na plus, a podejrzewam, że nie raz po podobnych bójkach nikt mu nie wynagradzał strat. Blod’whun ja się z chęcią napiję, ale potem. Dojdźmy do domu Algowa - powiedział Karnax, starając się zwrócić uwagę, czy jakiś lokalny złodziejaszek nie stara się go okraść.
- Nie wiem jak wy, ale ja zgłodniałem - rzucił do drużyny półork i wszyscy ruszyli do domu Algowa.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 25-01-2015 o 14:48.
echidna jest offline