Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2015, 12:56   #26
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
- Ofiara z krwi jest często spotykana w przypadku kultów chaotyckich - zaczął cicho Eryk, zerkając przez ramię w stronę oddalonego od nich Morryty. - Nie możemy wykluczyć takiej możliwości. Ale nadal nie pojmuję, dlaczego wracał biegiem. No i ta beztroska, nie zadbanie o zostawiane ślady, to wygląda na zachowanie dziecka raczej niż nekromanty w dziecięcym ciele - tu zerknął na Edmunda - ale może być tak, jak mówisz. Ale cóż nam to daje? Dziecka nie znajdziemy, bo jak? Znaku nie odczytamy, bo jak? Możemy go jedynie zmazać, ale co, jeśli to on trzyma Cię na tym świecie? - Smutnym wzrokiem spojrzał na marniejącego z każdą chwilą przyjaciela. - Niepokoi mnie inna sprawa. Grób Elizy jest nieruszony. Peter ją kochał, racja? Początkowo myślałem, że zaczął parać się nekromancją ażeby ją ożywić. A on nic. I jeszcze ten śmiech przed samą egzekucją… Obawiam się, że nie osoba, której szukamy nie funkcjonuje w sensie fizycznym… To dusza wędrująca z ciała do ciała. - Z przerażeniem odkrywał tą teorię zarówno przez towarzyszami, jak przed samym sobą. układała się ona płynnie w jego głowie, słowo za słowem, na chwilę przed jej wypowiedzeniem. Eryk zauważył jak banita zacisnął dłonie w pięści, a jego oczy się rozszerzyły się w strachu. - Możesz mieć rację, Edmundzie. Całkowitą. Musimy znaleźć tego, kto był tutaj, i nie można wykluczać sprawy kur, jakkolwiek mało poważnie to nie brzmi.

Edmund wyjrzał zza grobu i spojrzał na klęczącego Morrytę.
- Niestety tam leży jedyny koleś w pobliżu, który coś może wiedzieć o tym znaku, a nie jestem do końca przekonany czy nam pomoże. Ale myślę, że powinniśmy chociaż spróbować z nim pogadać. Miejmy nadzieję, że na tematy związane z grobami będzie bardziej rozgadany.
- Może jeszcze w tej chwili beze mnie?
- powiedział nieco niepewnie Jost. - Schowam się za murkiem i posłucham, co mówicie. Nie jestem pewien, czy na mój widok nie zabierze się za wypędzanie duchów, czy jak to się nazywa.
- O Tobie mu nie powiemy, rzecz jasna. Wskażemy tylko ten znak i ślady.tu prowadzące. Żadnych teorii, tylko fakty. Zauważyłem ślady odchodzące od ścieżki i ich tropem dotarłem tutaj. Ty
- wskazał palcem Edmunda - obszedłeś cmentarz z drugiej strony, szukając innych śladów, niczego nie znalazłeś, i gdy Cię przywołałem gestem, przeskoczyłeś przez murek. To musi wyglądać wiarygodnie, zapewne będzie dość podejrzliwy w stosunku do nas.
- W miejscu, gdzie grasował nekromanta, wszystko jest podejrzane
- powiedział cicho Jost. - Ale z pewnością rysunek ma piasku będzie bardziej podejrzany niż wy dwaj.

Rozdzielili się - Jost schował się poza obrębem cmentarza, Edmund został przy bohomazach, a Eryk poszedł po kapłana. Kiedy szedł cmentarzem ku Morrycie, ten przerwał modlitwę, lecz nie wstawał na równe nogi. Klęczał nadal, choć wyprostowany, a nie pochylony ku ziemi. Obserwował nadchodzącego nowicjusza Sigmara.
- Wybacz, że przeszkadzam w modlitwie, herr Schwartz, jednak znalazłem coś niepojącego. Symbol wyrysowany na ziemi, przy grobie, tam gdzie stoi jeden z podróżnych z mojej świty. - Wskazał na Edmunda. - Są też i ślady do owego znaku prowadzące, po których i ja tam dotarłem. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, myślę, że powinieneś rzucić na nie okiem. Ja ich nie poznaję.- Ciężko było zachować spokój mówiąc do maski, tak nieludzkiej, bo niewzruszonej. Tylko te oczy…

Morryta wstał od razu i choć nie powiedział ani słowa, to z jego oczu Bauer wyczytał nie tylko zainteresowanie, ale i zdziwienie. Ruszył ku wskazanemu przez Eryka miejscu idąc szybkim, energicznym krokiem.
Pochylił się nad znakiem przyglądając się symbolom uważnie.
W końcu wstał i spojrzał na Eryka i Edmunda przenikliwym spojrzeniem bystrych, niebieskich oczu zza czarnej maski.
- Nie dotykać - przemówił rwanym zdaniem ręką wskazując na znak na ziemi. - Niedokończony rytuał - dorzucił stanowczo. - Niedokończone konsekwencje. Coś jeszcze wiecie? - zapytał bez ogródek śmiertelnie poważny.


Pojawienie się Edmunda na cmentarzu, jakkolwiek nieoczekiwane, było jeszcze normalne, ale Jost? Nie powinien przebywać w zasięgu wzroku Morryty, i chociaż ten obecnie wpatrzony był w ziemię, to ryzyko było spore. Bauer nie miał jednak serca by wygonić przyjaciela - ten stawał się coraz bardziej przeźroczysty, i po jego obliczu widać było, iż jest tego świadom. Czyżby na jego twarzy malowała się rezygnacja?

Teorie, jakie wysnuwali, były dość fantazyjne i w dużej mierze niepewne, żaden z nich znawcą w sprawach magi i duchów nie był, jednak ciąg przyczynowo skutkowy przez nich ustalony jak najbardziej miał sens. I to chyba przerażało najbardziej, że te fantazyjne teorie mogły być prawdziwe.

Eryk bił się z myślami, czy powinni angażować Morrytę do tej sprawy. Po tym jak początkowo sam to sugerował, tak uwagi pozostałych, z Kanincherem na czele, zasiały w nim ziarno niepewności. Bo przecież Morryci wysyłają umęczone i uwięzione na tym padole dusze prosto do swojego pana, a Josta trzeba było z powrotem w ciele umieścić. A czy Morryta z zakonu Łowców Czarownic będzie w stanie to pojąć, czy będzie mu zależało tylko na pozbyciu się ducha z zasięgu wzroku? Z drugiej strony jest duża szansa, że będzie widział w tych znaczkach coś więcej niż oni, jeśli faktycznie było to coś związanego z nekromantą.

Gdy Morryta poinformował ich że jest to niedokończony rytuał, Eryk odzyskał pełnię nadziei. Bo skoro niedokończony, to pewnikiem można jeszcze Josta uratować! Bo że rytuał dotyczył właśnie jego nie miał wątpliwości. Mimo braku potwierdzenia od kapłana, jakiego rodzaju to rytuał, to pasowało to idealnie do ich teorii. Nekromanta chciał przygotować sobie kolejne ciało, ciało podróżnego, ażeby bez przeszkód miasteczko opuścić - jako dziecko nikt by go samego poza palisadę nie puścił, a i na szlaku miałby problemy same. Po słowach kapłana, Edmund bez ogródek wyszeptał mu do ucha:
Myślę, że powinniśmy mu powiedzieć. Szukając na oślep niczego nie wskóramy, a on coś wie, jako jedyny. Musimy mu zaufać.
A więc teraz podzielał on jego zdanie, i dodatkowo zostawił jemu decyzję. Niby to dobrze, w końcu jeśli ktoś ma decydować o losie Josta, i ma to nie być on sam, to znany od dziecka przyjaciel nadawał się do tego lepiej niż był dozorca śluzy z zapędami kleptomana i rozbrajającą szczerością. Niby Schlachter sam powiedział, że "jeszcze w tej chwili" bez niego, a więc zakładał scenariusz w którym wychodzi zza murku, niemniej jednak odpowiedzialność była duża, a decyzja do podjęcia niełatwa. Nie można było jednak dłużej tego ukrywać, bo nie dosyć, że z czasem wyszliby na bardziej podejrzanych, to jeszcze Jost mógł kompletnie zniknąć, i wszystko poszłoby na marne.

Jost wyszedł z ukrycia, a oni czekali w napięciu.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 04-02-2015 o 10:41.
Baczy jest offline